epilog: to zawsze byłaś Ty



***
- Imagine a future moment in your life where all yours dreams come true. Who's standing next to you?
[...]
- It's you.
- What?
- When all my dreams come true, the one I want next to me. It's you.
# one tree hill

***

Kiedy kościelne dzwony zaczynają bić radosną nowinę, a oczy zasłonięte białym welonem  wyrażają jedynie bezkresne szczęście, wiesz, że wszystko jest na swoim miejscu. Pan Młody stojący przed ołtarzem w drogim garniturze i jego Pani Młoda w powłóczystej sukni, z bukietem białych frezji w dłoni. I goście siedzący w kościelnych ławkach, wzruszeni, wierzący w prawdziwą miłość, w miłość jego i jej. I nawet młoda skrzypaczka, która trochę nieporadnie zaczyna grać "Marsz Mendelsona". Wiesz, że to jedna z tych chwil, które powinny trwać zawsze, całą wieczność, które chciałoby się uchwycić w swoje dłonie i trzymać blisko serca przez następne dekady. Wiesz, że szczęście nie mogłoby być teraz pełniejsze, a łzy lśniące w kącikach oczu prawdziwsze. Bo to ta chwila, która jest idealna, mimo wszystkich niedoskonałości i niedociągnięć, mimo ponurej aury na zewnątrz, mimo zakatarzonej druhny i weselnego tortu, który nie dojedzie na czas. Bo to ta chwila, która jest tylko ich, a której zaledwie ułamkiem dzielą się ze swoimi najbliższymi.
I kiedy Gregor prowadzi swoją żonę przez środkową nawę ku ich nowemu, wspólnemu życiu i kiedy zostają obrzuceni garściami ryżu, uśmiechasz się tylko szeroko, ściskając drobną dłoń Chiary i ciesząc się szczęściem przyjaciela oraz swoim. Bo to dzień, który będziesz pamiętać do końca życia, dzień, w którym nie ma miejsca na przeszłość. Dzień, w którym zaczyna się przyszłość.
Łapiesz Chiarę w talii, ukradkiem całując ją w policzek. Minęło pół roku, odkąd Kastner opuściła szpital. Na początku nie było wam łatwo, ale w końcu dotarliście się, całkowicie niwelując dystans, jaki was dzielił. I wreszcie masz do kogo wracać i kogo kochać - zawsze miałeś, ale głupi nie miałeś na tyle odwagi, by pozwolić Chiarze być naprawdę blisko.
Ale błędy uczą. A ty potrzebowałeś tych błędów, by odnaleźć siebie i swoje miejsce w życiu. By zrozumieć, że czasami otworzenie siebie nie jest złe, a miłość to nie mara, która zniewala człowieka. I już nie pozwolisz Chiarze wymknąć ci się z rąk. Bo bez niej nic tak naprawdę nie miało sensu.
Wreszcie jesteś prawdziwie szczęśliwy.
Wreszcie przestałeś uciekać.
Jest tylko jedna mała sprawa, która kładzie cień na twoim szczęściu. Mirabel. Niby jest dobrze, niby umiecie ze sobą rozmawiać tak jak dawniej - nieco ironicznie, z małymi przywarami, z humorem, który tylko wy rozumiecie, ale... Bierzesz głęboki wdech, myślami wędrując do tej twardej brunetki. Od kiedy przeprowadziła się do Wiednia, by zaopiekować się swoimi wychodzącym na prostą bratem, widujecie się bardzo rzadko. Tęsknisz za nią, za rozmowami w środku nocy, za wszystkimi wspólnie wypitymi butelkami wina. Ale cieszysz się, że się pozbierała. Wiedziałeś, że tak będzie. Mirabel zawsze była twarda, nawet jeśli chwilowo zgubiła się w życiu. Najważniejsze, że wszystko zmierza ku dobremu.
- O czym myślisz? - Pyta Chiara.
Spoglądasz na nią, nie mogąc powstrzymać uśmiechu, który wypływa na twoje usta. Zdecydowanie wszystko zmierza ku dobremu.
- O tym, że jestem teraz bardzo szczęśliwy. - Odpowiadasz.
- A dlaczego to jesteś taki szczęśliwy?
Dlaczego? Bo wyzdrowiała? Bo dała ci jeszcze jedną szansę, na którą bez wątpienia nie zasłużyłeś? Bo kiedy wychodzisz na piwo z kumplami, ona nie patrzy się już na ciebie z zawodem w oczach? Bo ci ufa? Bo razem stworzyliście coś naprawdę dobrego?
Bo wreszcie czujesz, że życie jest czymś więcej niż zabawą i przepadaniem na całe noce?
- Tak po prostu. - Całujesz w Chiarę w czubek głowy. - Jestem z dziewczyną, z którą zawsze chciałem być. Czy to wystarczający powód?
- Myślę, że tak. - Blondynka uśmiecha się lekko. - I myślę, że ta dziewczyna też jest bardzo szczęśliwa.
- Nareszcie, co?
- Nareszcie.
Wreszcie znalazłeś swoje miejsce na świecie. Przy Chiarze. Tylko przy niej jesteś prawdziwie szczęśliwy. I tylko ją chcesz mieć przy sobie, gdy będą spełniać się twoje marzenia. Po prostu.


I've found a reason for me 
To change who I used to be 
A reason to start over new 
And the reason is you 


*****

bang! Trochę tandetnie i landrynkowo. Walentynki są, okej?
Więc koniec. Skoro Fettner nie jedzie do Falun to niech chociaż tutaj porzyga sobie tęczą. Nie wiem, czy to opowiadanie potoczyło się w dobrym kierunku, ale taką wizję zakończenia miałam w swojej głowie odkąd kilka miesięcy temu youtube przypomniało mi o piosence z góry rozdziału. I odkąd podczas słuchania na żywo "Pani K" uświadomiłam sobie, że naprawdę chcę to tak zakończyć. I kiedy umieściłam pewien cytat w zakładce bohaterowie. I generalnie odsyłam do tej sceny. <klik>. Najlepsza inspiracja.
Co do Mirabel... Od samego początku nie chciałam, by była tylko "pocieszeniem" na złamane serce. To byłoby zbyt oklepane. I w ogóle.
Przechodząc do podziękować. "I can make you love me" Bez tej piosenki, nie byłoby freidrehen. Bo ona sprawiła, że słuchając ją poczułam, że chcę wrócić do pisania. I że na tydzień przed maturą rzuciłam wszystko, bo chęć pisania była tak silna.
Dwa. Agnes! Za wszystko. Po prostu.
Trzy. Dziękuję każdemu, kto był tutaj - od początku, od niedawna, na chwilę. Dziękuję, że dzięki Wam moje pisania miało sens. Cieszę się, że Was mam <3
No to nara! Teraz do zobaczenia tylko tu: pata-w-gapa.blogspot.com

<333

dwadzieścia dwa: żegnaj?



Powoli wciągasz w płuca rześkie, poranne powietrze. Bezwiednie rejestrujesz głośny dźwięk samochodowych klaksonów i gwarne śmiechy przechodniów dobiegające z pobliskiej ulicy. Chciałbyś wrócić do tego życia - życia bez sterylnie białych ścian, respiratorów i resztek nadziei wyparowującej z człowieka z szybkością światła. Zdecydowanie szpital jest wyjątkowym miejscem pod względem napawania nadzieją i rozbijania nadziei; nigdzie indziej nie znajdzie się tak ambiwalentnej wiary w perspektywę zwykłego "będzie lepiej".
Przez chwilę stoisz przed budynkiem, wpatrując się w błękitne, innsbruckie niebo, na którym wreszcie zabłysnęło słońce. Przez chwilę wydaje ci się, że ostatnie tygodnie to tylko koszmar, z którego nie potrafisz się obudzić, ale gdy już to zrobisz i podniesiesz powieki to ujrzysz pogodną twarz Chiary, która przecierając rękami zaspane oczy, będzie mruczeć coś o naleśnikach na śniadanie.
Bang.
Rzeczywistość jest jednak inna. A ty znowu musisz się z nią zmierzyć.
Rzucasz ostatnie spojrzenie w kierunku tętniącej życiem ulicy, po czym odwracasz się i przechodzisz przez oszklone drzwi szpitala. Z każdej strony atakuje się ból i strach pacjentów i ich rodzin, z każdej strony napierają na ciebie emocje, które z uporem maniaka próbujesz od siebie odrzucić. Na próżno. Już dłużej nie potrafisz wzbraniać się przed uczuciami. Wystarczyło, byś raz otworzył furtkę, byś dał upust wszystkiemu... Chowanie się w hermetycznym pudełku już niczego nie ułatwi.
Zatrzymujesz się kilka metrów przed salą, na której leży Chiary i czekasz. Czekasz, bo nic innego ci nie pozostało, czekasz, bo wciąż wierzysz.
*
- Cześć.
Ktoś siada obok ciebie. Wiesz, kto to, poznałeś ten pozornie twardy głos. Odwracasz głowę w lewo i posyłasz Mirabel niewyraźny uśmiech, nawet nie próbując zamaskować zdziwienia. Spodziewałeś się tutaj wielu ludzi, ale zdecydowanie nie jej.
- Co tu robisz?
- Nie odbierałeś, więc przyszłam. - Brunetka wzrusza ramionami, nawet na ciebie nie patrząc, zaabsorbowana rąbkiem rękawa swojego swetra.
- Telefon mi się rozładował, sorry.
Milczycie, jakby bojąc się do siebie odezwać, jakby kolejne słowa miały was od siebie jeszcze bardziej oddalić, a przecież tego nie chcecie. Cisza nigdy wam nie przeszkadzała, ale teraz ciąży jak kamień na sercu, który przygniata i zapiera dech w piersiach. Chciałbyś zapomnieć, wyrzucić z głowy słowa jakie usłyszałeś od Mirabel, podczas waszego ostatniego spotkania. Chciałbyś, żeby było jak dawniej, żebyś mógł się uczepić chociaż tej jednej rzeczy, która pomogłaby ci zostać przy zdrowych zmysłach. Ale jak się pieprzy, to pieprzy się wszystko.
- Jak Chiara? - Mirabel wciąż uparcie wbija wzrok w swoje dłonie. Wiesz, że jest zdenerwowana, poznajesz to po delikatnie przygryzionej dolnej wardze i prawie niezauważalnie skulonych ramionach, po głosie, który niby jest twardy i opanowany, ale który pod taflą złudnego spokoju skrywa jakieś niewypowiedziane obawy i bóle, jakieś zadry na sercu, które szybko nie przestaną boleć.
- Trudno cokolwiek powiedzieć. - Wzdychasz. - A co z nami?
- A co ma być?
- Nie wiem. I to mnie najbardziej niepokoi.
- Przepraszam. Nie powinnam była tego mówić. Po prostu... Jesteś jedyną osobą, z którą potrafię być szczera. - Brunetka wreszcie podnosi na ciebie wzrok; jej oczy są najzwyczajniej na świecie smutne. Nie ma w nich bólu czy rozczarowania, tylko bezbrzeżny smutek. - Nie chciałam cię okłamywać. - Dodaje cicho.
Nie wiesz, co powiedzieć, więc ją tylko do siebie przytulasz. Tak bardzo nie chcesz jej stracić, ale czujesz jak wymyka ci się z rąk, jak oddala się od ciebie, przestraszona własnych uczuć i wizji odrzucenia, jaka nad nią wisi. Bo ty przecież kochasz inną. A Mirabel... Mirabel jest Mirabel. Po prostu.
- Rozmawiałam z Michaelem. - Wyznaje Winckler z twarzą wciąż przyciśniętą do twojego torsu. - Chyba rozumie, że raczej nic z tego nie będzie, przynajmniej na razie.
- Lepiej teraz niż później, nie?
- Jasne.
- Zasługujesz na to by być szczęśliwym, Fettner. - Mirabel odnajduje twoją dłoń i mocno ją ściska. - Jesteś dobrym człowiekiem. Pogubionym, ale dobrym.
- A co z tobą?
- Ze mną?
- I z twoim szczęściem?
Mirabel wyplątuje się z twoich objęć. Patrzy na ciebie niepewnie, z lekką obawą przygryza wargę i odgarnia niesforne kosmyki ciemnych włosów za ucho. Gdy się odzywa, jej głos jest spokojny i lekki.
- Kiedyś przecież się pozbieram. To nie koniec świata, nie?
- Zawsze byłaś twarda. - Posyłasz jej niepewny uśmiech. Wiesz, że to wasze ostatnie spotkania, a przynajmniej w najbliższym czasie. Że brunetka postanowiła się schować na jakiś czas, poukładać własne życie, dać ci i Chiarze trochę przestrzeni. Spróbować znaleźć równowagę, przywrócić waszą relację na odpowiedni ton. Widzisz to wszystko i jeszcze więcej w jej oczach. I wierzysz, że to się uda, że jeszcze będziecie potrafili usiąść przy winie i rozmawiając o bzdurach, oglądać jakieś durne, brazylijskie telenowele. Że jeszcze będziecie przyjaciółmi. Bo dla was nie ma rzeczy niemożliwych.
- Cieszę się, że cię poznałem. - Mówisz cicho, nie spuszczając wzroku z jej poważnej twarzy. Gdzieś w kącikach jej oczów błyszczą łzy, a usta mimowolnie drżą. Ale Mirabel nie płacze. Mirabel wciąż jest tą samą twardą dziewczyną, którą poznałeś, teraz może trochę bardziej odsłoniętą i nagą, ale wciąż tą samą. Posyłasz jej uśmiech, w głębi duszy mając nadzieję, że Winckler nie zniknie na dobre, bo przecież nie potrafisz już wyobrazić sobie własnego życia bez tej przenikliwej osóbki, która jednym spojrzeniem może powiedzieć o tobie więcej niż ktokolwiek inny.
Naprawdę nie chcesz jej stracić.
- Manuel! - Odwracasz głowę i widzisz zdenerwowaną twarz Anniki. Dziewczyna cała się telepie, a po jej policzkach spływają ogromne łzy. Coś się stało, ale nie potrafisz określić, co takiego. - Chiara!
W jednej chwili czujesz jak cały świat, który udało ci się względnie poskładać, pęka na miliony kawałków. Chcesz wziąć oddech, ale twoje płuca jakby palą się żywym ogniem. Spodziewasz się najgorszego, bo skoro wszystko się pieprzy... Czy coś w końcu może być dobrze? Boisz się, tak cholernie się boisz, że nawet nie możesz poruszyć się o milimetr, zupełnie jakbyś został przytwierdzony do plastikowego krzesełka na zawsze. Boisz się wstać i pójść pod salę Chiary, bo co jeśli ona... Jeśli...
I wtedy czujesz delikatną iskierkę ciepła, która pulsuje w twojej dłoni, powoli rozpływając się po całym ciele. Zerkasz w przeciwną stronę i widzisz splecione dłonie i lekki, prawie niedostrzegalny uśmiech. I czujesz, że wśród tego całego huraganu, coś może jeszcze ocaleć.

************
bang. Co ja się omęczyłam z tym rozdziałem to głowa mała i to wciąż daleki jest od tego, jaki powinien być </3 Ale co zrobisz? Nic nie zrobisz. Za to freidrehen jest moim najdłuższym poważnym opowiadaniem, sehr stolz auf mich!

A co było rok temu? Rok temu było najpiękniej i najlepiej! <3