siedem: paradoksy



Na treningu nie jesteś skupiony, za co kilkakrotnie karci cię trener. Twoje myśli bezwładnie krążą wokół Mirabel i wydarzeń z ostatniej doby. Wiesz, że brunetka ma trochę racji, ale duma i wrażliwe ego nie pozwalają ci się do tego przyznać. Jesteś facetem, złym facetem, a faceci nie mówią o tym, co ich boli.
- Fettner, sprawiasz wrażenie myślącego. - Zauner śmieje się głośno, gdy, mając pięciominutową przerwę, zmęczeni padacie pod ścianą.
- Ta chwila jest warta uwiecznienia. - Schlierenzauer wyciąga swojego iPhone'a i robi ci zdjęcie. Możesz się założyć, że zaraz wrzuci je na Instagrama, nie zapominając o jakiś głupich tagach. Koledzy!
- Czasami trzeba pomyśleć. - Mówisz bez przekonania. - Posnuć refleksje na temat tego skomplikowanego świata pełnego paradoksów.
- Zawsze wiedziałem, że masz zadatki na filozofa. - David sięga po butelkę wody, nie przestając się uśmiechać.
- Mi on zawsze przypominał kosmitę. - Poppinger wzrusza ramiona.
Gdy koledzy rzucają mu zdziwione spojrzenia, szybko dodaje:
- To przez te tunele, tatuaże, uszy i w ogóle.
- Co jest złego w moich uszach? - Burzysz się. Naprawdę jesteś już zirytowany żartami kumpli. Jakby nie mogli znaleźć sobie innego obiektu do drwin.
- Są takie spiczaste... Trochę jak u elfa.
- Aha.
No cóż, bez tych debili twoje życie nie byłoby takie bogate. I nigdy nie dowiedziałbyś się, że wyglądasz jak pół kosmita, pół elf.
- Zawsze myślałem, że wyglądam jak młody bóg, a tu takie rozczarowanie. - Rzucasz beztrosko, bo przecież zawsze taki jesteś, takiego cię znają koledzy. Nikt nie zna tej drugiej strony Manuela, tej, która potrafi być poważna i dojrzała. Tej, która ujawnia się tak rzadko.
- Nie przejmuj się, niektórzy mają gorzej. Popatrz na takie Poppingera. Wciąż wygląda jak szesnastolatka. - Mówi pocieszająco David, na co Manuel uderza Zaunera w głowę, nie zapominając zrobić efektownie obrażonej miny. - Widzisz? On nawet tak się zachowuje!
- Koniec spotkania Kółka Wzajemnej Adoracji. Wstawać z tej podłogi, raz dwa! - Na salę wchodzi trener i kończy wasze przekomarzanie się.
Zwinnie się podnosisz i jako pierwszy zaczynasz ćwiczyć. Zauważasz, że nie tylko ty jesteś dzisiaj inny, również Hayböck jest dziwnie nieobecny i przez cały czas trzyma się na uboczu. Przypominasz sobie, co mówił ci kiedyś Zauner. Zdecydowanie musisz po treningu wyciągnąć Michaela na piwo.
Bo lepiej angażować się w problemy innych, niż w swoje.
*
To, że siedzicie teraz z Michaelem w jakimś barze, niedaleko Bergisel podciągasz pod kategorię cudów. Michi stanowczo odmówił, gdy zaproponowałeś mu piwo, na szczęście masz dar przekonywania i po krótkich negocjacjach kumpel zgodził się na jednego browara. Tak więc, teraz siedzicie w barze, jeszcze pustym o tej porze, a przed wami stoją kufle napełnione złocistym płynem. Podoba ci się w tym miejscu, jest kameralnie i przytulnie. Bar nie jest wielki, pachnie w nim piwem i grillowaną kiełbasą. Wszędzie na ścianach wiszą plakaty jakiś rockowych zespołów. Z rogu sali cicho sączy się muzyka. Czasami wieczorami odbywa się tutaj karaoke, wiesz, bo kilka razy, po pijaku, brałeś w nim udział.
Spoglądasz na Michaela. Jest markotny, pochłonięty własnymi myślami i całkowicie nieobecny. Widzisz zmęczenie wypisane na jego twarzy, podkrążone oczy i kilkudniowy zarost. I to spojrzenie... Puste, pozbawione jakichkolwiek perspektyw. Zupełnie jakby stracił cel w swoim życiu.
- Więc o co chodzi z Birgit? - Pytasz niepewnie. Do cholery, jesteś ostatnią osobą, z którą ktoś powinien gadać o złamanym sercu, straconej miłości i innych bzdurach. Nie wiesz, jak pomóc Michaelowi. Chcesz, ale nie wiesz jak. To po prostu nie twoja działka.
- Już o nic. - Hayböck wzrusza ramionami. Jest obojętny, znieczulony na wszystko wokół. Domyślasz się, że Michi stara się nie dopuścić do siebie bólu, który może go jeszcze bardziej zdekoncentrować i negatywnie wpłynąć na jedyną miłość, która jeszcze mu pozostała - skoki.
- Pokłóciliście się czy coś?
Blondyn podnosi na ciebie wzrok. Jego oczy ciemnieją, a pustka w spojrzeniu powoli zostaje zapełniona gniewem, wzburzeniem, dziwną bezradnością. Hayböck wykrzywia twarz w grymasie, jednocześnie mocno zaciskając pięści.
- Naprawdę nie wiem, jak Chiara mogła z tobą tyle być. - Mówi z nutką irytacji w głosie. - Jak ona to robiła, co?
- Co robiła? - Pytasz głupio. Trochę się pogubiłeś i za Chiny Ludowe, nie wiesz, dokąd zmierza wasza rozmowa.
- Wybaczała ci. - Michi się poddaje. Jego głos znowu staje się cichy, pełen goryczy i niekończącego się bólu. Przypomina małe, przestraszone zwierzątko, które potrzebuje, by ktoś go oswoił. - Jak wybaczała ci te wszystkie zdrady?
Milczycie przez kilka minut. Chyba zaczynasz się domyślać, o co chodzi. Życie jest strasznie złośliwe, co? Złośliwe, ironiczne, paradoksalne. Jest ci głupio, Michi zdecydowanie nie powinien rozmawiać o swoim złamanym sercu z tobą, bo niby co możesz mu powiedzieć? "Hej, to że Birgit cię zdradziła, nie znaczy, że cię nie kocha?", "Problem nie tkwi w tobie", "To nie twoja wina"?
Kurwa.
- Michi...
- Daj spokój - Przerywa ci szybko. - Nie martw się o mnie, dam sobie radę.
- Ale...
- Ja tylko potrzebuję czasu, by to wszystko sobie poukładać. No wiesz, tak jakby wszystko, co było fundamentem mojego życia ostatnio okazało się być kłamstwem.
- Więc to definitywny koniec?
Blondyn niewidzialnym wzrokiem wpatruje się w przeciwległą ścianę, pod którą stoi rzadko używana szafa grająca. Jego nieobecne spojrzenie trochę cię przeraża, jeszcze nigdy nie widziałeś Michaela w takim stanie.
- Tak. Nie wiem, czy umiałbym jej wybaczyć. Może kiedyś. Zresztą ona już nie chcę ze mną być. Wybrała jego. - Skoczek ostatnie słowo wymówił z jawną drwiną.
- Przykro mi, stary.
I wtedy cię olśniewa.
Dotychczas widziałeś w sytuacji Michaela siebie, wmawiałeś sobie, że obaj przechodzicie przez to samo: opuściła was dziewczyna, tęsknicie, nie umiecie odnaleźć się w świecie bez niej. Ale jest całkiem odwrotnie. Różnica między wami polega na tym, że Michaelowi złamano serce, a tobie... no cóż, ty złamałeś sobie serce sam.
Wyobrażasz sobie Chiarę. Mimowolnie zastanawiasz się, czy cierpi tak samo jak Hayböck. Czy też się od wszystkich odsunęła, zamknęła się w sobie? Czy znieczuliła się na uczucia, czy jej wzrok jest równie pusty i przerażający? Czy przestała się uśmiechać?
Jest ci przykro. Nie, to niewłaściwie słowo. Po prostu... Ugh. Nie umiesz ubrać w słowa tego, co czujesz. Jest w tobie tyle znaków zapytania i poplątanych myśli. Jeden wielki burdel, którego nie potrafisz ogarnąć. Tylko dwóch rzeczy jesteś pewien.
Pierwsza: jesteś największym idiotą na świecie.
A druga... co tu dużo mówić, mimo ciągłego wypierania Chiary z myśli, cholernie za nią tęsknisz.
*********

Ooooaaaa, we wrześniu miałam pisać, pisać, pisać, a nie wiem, czy z tej mojej pisaniny uzbierałyby się chociaż dwa rozdziały ;__;
A we wtorek witam się z Katowicami i zastanawiam się, jak tam będzie mi się pisało. Jakoś widzę to w ciemnych barwach :c
Nieważne. Choćby się waliło i paliło, skończę to opowiadanie, obiecuję.
Ciao! ;*

sześć: tabu



- Masz dziwną minę.
Mirabel siedzi pośród poduszek na twoim łóżku w twojej rozciągniętej koszulce jakiegoś zespołu, którego niegdyś fanatycznie słuchałeś, i przygląda ci się uważnie. Już nie wygląda na zagubioną i przerażoną, jest w niej jakaś energia, gotowość do działania, nadzieja. Może wreszcie zrozumiała, że za długo zgadzała się na koszmar, jakim było jej życie?
- To znaczy? - Pytasz, stojąc w progu. Chcesz jak najszybciej zgasić światło i życząc jej słodkich snów, wyjść z pokoju. Nie chcesz rozmawiać, nie w tym pomieszczeniu, nie o tym, co właśnie dzieje się w twoim sercu.
A dzieje się dużo.
Brunetka wzrusza ramionami.
- Nie wiem. Po prostu patrzysz się tak, jakbym zabiła ci matkę naleśnikiem.
Uśmiechasz się lekko, odwracając wzrok. Prawda sama wychodzi z twoich ust.
- Nie wpuszczałem tutaj żadnej kobiety.
- Żadnej? Zupełnie żadnej?
- Tylko jedną. - Mówisz szybko i wychodzisz, gasząc światło. Nie chcesz, żeby zobaczyła w twoich oczach to, co sam codziennie widzisz w lustrze.
Cholera, nadal tęsknisz.
*
Na śniadanie przyrządzasz jajecznicę, tosty i mocną kawę. Mirabel jest zachwycona. Przez kwadrans rozmawiacie o jakiś bzdurach - okazuje się, że macie ze sobą wiele wspólnego. Jednakże czujesz, że brunetka chce cię o coś zapytać; jej spojrzenie jest pełne ciekawości, niemal parzy twoją skórę.
Odwracasz wzrok. Boisz się. Ale przecież nigdy nie czujesz strachu, więc?
Prychasz cicho z rozdrażnieniem, karcąc siebie w myślach za swoje niemądre myśli. Mirabel patrzy na ciebie jak na wariata.
- W porządku?
Ze świstem wypuszczasz powietrze z płuc, prostując się na krześle. Twoje palce nerwowo dudnią o blat stołu.
- Okej, pytaj.
- Ale...
- Wiem, że chcesz zadać to pytanie.
Przez chwilę mierzycie się wzrokiem, ale brunetka szybko się poddaje. Ręką sięga po tosta i niby od niechcenia smaruje go masłem. W końcu niepewnie zerka na ciebie, jakby próbując odczytać z twoich oczów odpowiedź na jeszcze niezadane pytanie.
- Daj spokój - mówi z irytacją. - Więc... Jaka jest twoja historia, Fettner?
Uśmiechasz się tryumfalnie, ale w środku wcale nie jest ci do śmiechu. Czujesz się dziwnie nijako, tak... pusto.
- Nie ma żadnej historii. - Odpowiadasz lekceważącym tonem.
Mirabel ci nie wierzy.
- Jest. Jest też coś więcej. Ale się boisz, prawda?
Prychasz, jakby obrażony. Nie podoba ci się, że twój gość postanowił pobawić się w psychologa. Ona przecież nic o tobie nie wie, zupełnie nic.
Zresztą wyznajesz zasadę, że jak coś się skończy to trzeba zostawić to za sobą i żyć dalej. Szkoda życia na rozpamiętywanie.
- Manuel...
- Smakuje ci jajecznica?
- Manuel, do cholery!
- Co?
Dziewczyna mruży oczy, patrząc na ciebie ze złością. Nie wiesz, o co jej chodzi, dlaczego tak jej zależy, by wyciągnąć od ciebie cokolwiek.
- Myślę, że jesteś zraniony, ale nie chcesz się do tego przyznać.
Parskasz śmiechem.
- Nie myślałaś nigdy, by zostać psychologiem?
- Ciągle zmieniasz temat, zupełnie jakby twoje prawdziwe uczucia były tematem tabu. O co chodzi, Manuel? - Mirabel jest niezrażona twoim zachowaniem. - Posłuchaj, pomogłeś mi, teraz pozwól, że ja pomogę tobie.
- Ale ja nie chcę żadnej pomocy. - Mówisz buntowniczo i wstajesz od stołu, słysząc dzwonek telefonu. Schlierenzauer ratuje cię od tej rozmowy.
Nie chcesz z nikim rozmawiać na swój temat, nie chcesz by ktoś zobaczył twoje prawdziwe ja obdarte z ironii, swawoli i beztroski. Nie chcesz się przed nikim obnażasz.
Bo Manuel Fettner nie ma ze sobą żadnych problemów. Nigdy.
*
- Muszę iść na trening. - Mówisz z dziwnym dystansem. Jesteś zaskoczony, przedtem tak się nie czułeś, przecież dobrze rozmawiało ci się z Mirabel. Czułeś, że jest osobą, której, gdybyś tylko chciał, mógłbyś powiedzieć absolutnie wszystko, wreszcie wylać przed kimś całą truciznę, która zatruwa twoje serce, opowiedzieć o tym, co cię gryzie, dręczy, co nie pozwala ci spać w nocy.
Ale teraz, gdy ona odkryła, że się boisz, że czujesz się zraniony... Stop. To nie tak. Nie boisz się, bo niby czego? Samotności, spędzania życia w pojedynkę? Phi, wystarczy, że skiniesz palcem, a twoja samotność zniknie. Zraniony również nie jesteś. Ludzie cię nie ranią, wręcz przeciwnie, to ty ranisz, burzysz, niszczysz.
Coś się wkradło między tobą a Mirabel, dziwna ściana, od której oboje się odbijacie, pieprzony mur, który cię blokuje, który nie pozwala ci powiedzieć na głos tego, co tak usilnie usuwasz ze swoich myśli.
Czujesz się zablokowany przez samego siebie. Nie chcesz rozmawiać, nie masz o czym. Nie możesz zwierzyć się obcej osobie z wniosków, jakie wyciągasz, gdy sen, mimo całego twojego zmęczenia, nie nadchodzi. Wiesz, że to tylko bzdury, efekt bezsennych nocy, nic poważnego, nic prawdziwego. Urojenia. Wyczerpanie. Chwila słabości.
- Możesz zostać u mnie kilka dni. - Wzruszasz obojętnie ramionami.
Mirabel siedzi na kanapie w salonie i nie patrzy na ciebie zagłębiona w jakieś książce, którą znalazła na półce w salonie. Rozpoznajesz okładkę, niebieską i tajemniczą. Jakiś kryminał, ulubiona książka Chiary.
- Gdy wrócę, możemy razem pójść po jakieś twoje rzeczy. - Stoisz jeszcze przez kilka sekund, a potem schylasz się i podnosisz z ziemi torbę sportową. Już masz się odwrócić i wyjść z salonu, kiedy zatrzymuje cię cichy głos Mirabel.
- Manuel... - Brunetka patrzy na ciebie niepewnie z lekko przygryzioną wargą. - Dziękuję. Za wszystko, co dla mnie robisz.
Kiwasz głową, bo nie wiesz, co odpowiedzieć. Przecież to nic takiego.
- Jesteś dobrym facetem. - Dziewczyna się uśmiecha, a ty odwzajemniasz uśmiech.
- Nie zjedz wszystkiego w lodówce, bo mam mało zapasów, a nie lubię chodzić do sklepu częściej niż raz w tygodniu. - Mówisz wreszcie, na co Mirabel parska śmiechem. - Nara.
Jesteś dobrym facetem.
Schodząc po schodach, a nawet, gdy już przemierzasz ulice Innsbrucka, słyszysz głos Mirabel w swojej głowie. Wiesz, że się myli. Nie jesteś dobry, nigdy nie byłeś dobry. Potrafisz tylko siać zamęt w życiorysach kobiet, do których się zbliżasz.
Więc może... Więc może pomaganie Mirabel to nie taki dobry pomysł?
************

cześć! ile Was tu jest,co? :D



pięć: nie wiem dlaczego




Złudzenie. Czy twoje beztroskie życie jest tylko złudzeniem, kłamstwem wytworzonym na potrzeby twojego nieskomplikowanego świata? Nie jest dobrze, nie możesz się dłużej okłamywać. Nie spałeś dobrze od miesiąca, nawet tabletki nasenne i ziołowe herbatki ci nie pomagają. Dręczą cię koszmary, których treści zapominasz zaraz po obudzeniu. Wpadasz w jakieś dziwne stany, w dziwną melancholię, nie potrafisz nawet zakupów zrobić bez dziwnych myśli.
Nie lubisz komplikacji. Komplikacje cię przerażają.
Chcesz tylko spokoju. Spokoju i zabawy.
Ponoć jesteś niedojrzały i nieodpowiedzialny. Przynajmniej tak zawsze mówiła twoja matka. I teraz wiesz, że miała rację. Ale za Chiny Ludowe, nie wiesz jak to zmienić, jak zmienić siebie. Zresztą... Czy ty tego naprawdę chcesz?
Fettner, ogarnij się.
Nie masz zielonego pojęcia, co się z tobą dzieje. Dlatego stwarzasz wokół siebie iluzję. Jest dobrze, zawsze jest dobrze. Jesteś uśmiechnięty i zabawny, dziewczyny na ciebie lecą, hulasz po imprezach. Takim cię widzą inni i niech już tak zostanie.
Zatrzymujesz się i wyciągasz z uszów słuchawki. Z naprzeciwka nadbiega Zauner. Jest cały spocony i zdyszany, chwali się, że przebiegł dzisiaj dziesięć kilometrów. Znalazł sobie też nową dziewczynę, o czym nie zapomina cię poinformować. Więc jesteś jedynym singlem w drużynie. Singlem, ale za to z jakim powodzeniem.
- Hayböck wyprowadził się od Birgit, wiesz? - Pyta, rozciągając się.
Jesteś zdziwiony. Widziałeś się kilka dni temu z Michi'm, ale blondyn nic ci nie mówił. Co prawda, był nieco przygaszony i małomówny, ale z góry założyłeś, że ma po prostu zły dzień.
Zastanawiasz się, czy też czuje taką dziwną, lodowatą pustkę w sercu, jak ty, kiedy Chiara się pakowała, krzycząc, że cię nienawidzi.
Dlaczego jej wtedy nie zatrzymałeś?
Bo wiesz, że ani ona, ani ty nie uwierzylibyście w twoje obietnice. Za dużo razy już łamałeś swoje słowo, by wierzyć, że możesz się zmienić.
- Dlaczego?
- Nie wiem. - Blondyn wzrusza ramionami. - Jeśli o to chodzi, Michi jest strasznie tajemniczy. Z nikim nie chce o tym gadać.
- Czasem ludziom po prostu nie wychodzi, nie?
David rzuca ci dziwne spojrzenie.
- Byli razem pięć lat. To pewne, że coś musiało się stać. Kto nagle po pięciu latach stwierdza, że jednak nie pasuje do siebie?
Chcesz zauważyć, że ludzie się zmieniają, ale z własnego przykładu wiesz, że tak nie jest. Człowiek, owszem, może się zmienić, ale zawsze zostaje w nim jakąś cząstką dawnego siebie, która prędzej czy później się uaktywni.
- No cóż, postaram się go wyciągnąć na jakieś piwo czy coś. Nie może w sobie wszystkiego dusić, nie?
Zauner kiwa głową. Wie, że jesteś, jaki jesteś, ale przyjaźń zawsze jest dla ciebie ważna.
Żegnacie się i rozbiegacie się. Wkładasz słuchawki do uszów i w rytm Rise Against przemierzasz jeszcze puste o tej porze uliczki Innsbrucka. Nie możesz pozbyć się dziwnego przeczucia.
*
Zewsząd otaczają cię ludzie. Dziki tłum porusza się w rytm elektronicznej muzyki, żyje chwilą, czuje nieskończoność. Ładna blondynka lepi się do ciebie, twoje ręce lądują na jej pupie. Ale coś jest nie tak, znowu dopada cię ten dziwny stan. Ciałem pozostajesz w tej parnej dyskotece, z zapałem obmacując kolejną naiwną, ale duchem znajdujesz się w kompletnie innym miejscu. Gdzie? Nie masz pojęcia. Kiedy blondynka wpycha ci język do gardła, myślisz tylko o tym, jaki pusty jest twój świat. Nagle tracisz ochotę na zabawę. Wykrzykujesz do ucha nowej koleżanki jakąś marną wymówkę, po czym przeciskasz się przez tłum w kierunku wyjścia. Nie wiesz, co się z tobą dzieje, dlaczego coraz częściej nawiedzają cię te psychodeliczne myśli. Przecież to takie niepodobne do ciebie. Ty nigdy się nie zamartwiasz, nie myślisz o głębszych uczuciach, nie próbujesz uporządkować swojego życia. Jesteś cholernie płytki.
Nie wiedząc czemu, w tej chwili ci to przeszkadza. Nie chcesz być płytki, chcesz kierować się w życiu jakimiś wartościami, chcesz być lepszą wersją samego siebie.
Dlaczego?
Pogrążony w chaosie własnych myśli wychodzisz przed bar. Noc jest brzydka. Wieje, jest pochmurno, ulewa wisi w powietrzu. Twoje jestestwo w tej chwili wygląda identycznie.
I wtedy słyszysz dwa, pełne emocji głosy. Gniew, agresja, ból, niezrozumienie, lęk. Nie wierzysz własnym oczom. Dziewczyna, którą kiedyś przeleciałeś warczy gniewnie na otyłego gościa w zniszczonej skórze.
Mirabel, przypominasz sobie jej imię, gdy jej wzrok napotyka twoje spojrzenie.
Nieprzyjemny osiłek policzkuje brunetkę, ta oszołomiona siłą ciosu cofa się kilka kroków. Wkraczasz do akcji, bo tak nakazują ci resztki twojego człowieczeństwa. Może nie jesteś taki płytki jak myślałeś?
Mocno atakujesz mężczyznę, kilkoma zręcznymi ciosami powalając go na ziemię. Niestety w międzyczasie dostajesz pięścią w nos. Krew spływa po twojej twarzy, brudzi nową koszulę. Mirabel kurczowo łapie cię za rękę i odciąga od przeciwnika. Ze łzami w oczach prosi, byście stąd odeszli.
Bez słowa prowadzisz ją do swojego mieszkania. Tam pozwalasz, by dziewczyna się tobą zajęła, cierpliwie znosisz to, jak wyciera krew z twojej twarzy i ogląda twój nos. Wszystko jest w porządku, nawet nic cię boli. Jedynie dręczy cię pytanie, czy aby z Mirabel było wszystko okej.
- Porozmawiajmy. - Mówisz bez emocji, a ona w odpowiedzi ucieka spojrzeniem.
To nie będzie miła pogawędka przy herbatce, stwierdzasz w myślach i idziesz po coś mocniejszego. Bo alkohol przecież zawsze pomaga.
*
Mirabel wygląda inaczej niż ją zapamiętałeś. Nadal jest piękna i wiesz, że niejednemu złamała serce. Długie włosy, teraz w nieładzie, kaskadą spadają na jej plecy. Drapieżny makijaż, lekko rozmazany przez kilka niepożądanych łez, podkreśla jej oczy. Krótka sukienka w kolorze krwi idealnie dopełnia wizerunku kokietki.
Różnica nie tkwi w powierzchownych obrazach, różnica tkwi w niej samej.
Przypominasz sobie ten wieczór, przypominasz sobie Mirabel z tamtej nocy.  Piękną, pewną siebie, drapieżną, namiętną. Potem przyglądasz się dokładnie brunetce siedzącej na przeciwko ciebie - dziwnie skruszonej, zagubionej, odrobinie przerażonej, z opadniętymi ramionami, nerwowo przygryzającej wargę, unikającej twojego wzroku.
Dwa inne obrazy tej samej dziewczyny.
Nie wiedząc czemu, widzisz w niej siebie. Bo przecież też grasz łamacza serc, nonszalanckiego, pozornie obojętnego, zdystansowanego. A gdy wracasz do domu i patrzysz w lustro, dostrzegasz obcego faceta, dziwnie smutnego, z przygaszonym spojrzeniem.
Chyba zgubiłeś samego siebie, myślisz odruchowo, po czym sięgasz po kieliszek napełniony drogim, czerwonym winem.
- Okłamałam cię. - Mirabel niepewnie porusza się na krześle, nadal nie patrząc się na ciebie. Mimo rozbieganych oczów i drżących dłoni, jest dziwnie spokojna, opanowana. - Nie dzielę mieszkania z współlokatorką, która wyjechała na weekend. To było mieszkanie mojego brata. Miałeś przyjemność go dzisiaj poznać.
- I to dość blisko. - Stwierdzasz z cichym prychnięciem.
Brunetka, jakby nie zauważa twojej niechęci, pochłonięta własnymi myślami.
- Jest agresywny. Wpakował się w jakieś gówno. Coś z narkotykami. Często się kłócimy, czasami mnie bije, czasami się go boję. Ale  jest moim bratem, a rodziny się nie zostawia, prawda? - Mirabel, po raz pierwszy odkąd przekroczyliście próg twojego mieszkania, podnosi na ciebie wzrok. Jest coś dziwnego w jej wielkich, błękitnych oczach. Jakaś obawa zmieszana z nadzieją, prośbą o zrozumienie. Pojmujesz w mig, że ci zaufała, że otwiera się przed tobą jak jeszcze przed nikim, że powierza ci swoją tajemnicę. Kilkoma słowami kreśli obraz piekła, jakim jest jej życie. Ale nie chce twojej pomocy, chce tylko, byś utwierdził ją w przekonaniu, że robi dobrze, że bycie męczennica uratuje jej brata, zmieni go. Że wcale nie powinna od niego uciec.
Milczysz, podczas, gdy brunetka nie spuszcza z ciebie czujnego spojrzenia. Nie wiesz, co powiedzieć, więc tylko opróżniasz swój kieliszek. Myśli wirują w twojej głowie, przyprawiają cię o ból. Wiesz, że zrobiłeś błąd, że nie powinieneś przyprowadzać Mirabel do swojego mieszkania, bo to tak jakbyś wpuścił ją do swojego życia.
Ale dlaczego by tak nie zrobić większego huraganu? Jak szaleć to szaleć.
- To nie tak działa. - Odsuwasz od ust już pustą lampkę i przeszywasz brunetkę zamyślonym spojrzeniem. Nie wiesz dlaczego, ale obchodzą cię jej problemy, nieszczęście, tkwienie w toksycznym nastawieniu.
Ostatnio w twoim życiu tak wiele nie wiem dlaczego, tak wiele niewiadomych, pytań zostawionych bez odpowiedzi.
- Nie możesz się zgadzać na cierpienie, bo on to widzi i wykorzystuje. Jest bezprawny, wie, że może robić wszystko, bo ty mu w tym nie przeszkodzisz, nie sprzeciwisz się.
- Nie rozumiesz... - Mirabel marszczy czoło, oburzona. Szukała zrozumienia, a po raz kolejny zderzyła się ze ścianą. - On mnie potrzebuje...
- Dlatego cię biję.
- Tylko czasami. - Mówi cicho, ze wstydem.
Ale ty wiesz, że kłamie. Widziałeś jej ciało, plecy pokryte drobnymi siniakami, fioletową pręgę schowaną pod grubą bransoletą, niewielką bliznę na lewej dłoni, wyglądającą tak jakby ktoś zgasił w tym miejscu papierosa. Widziałeś, przemilczając ten fakt. Wtedy to cię nie obchodziło.
- Ja po prostu nie wiem, co mam zrobić. - Głos Mirabel jest tak niepewny jak pierwsze kroki dziecka. Jest taka zagubiona i przerażona, jest taka... prawdziwa. Jej twarz bez maski wywołuje u ciebie atak paniki. Nie wiesz, jak sprawdzisz się w tak poważnej roli. Bo prawda jest bolesna, nawet twoi najlepsi przyjaciele nie przychodzili do ciebie ze swoimi problemami.
- Może na początek zostań tutaj? - Proponujesz. Jesteś zaskoczony swoimi słowami równie mocno jak Mirabel. Ale w końcu wiesz jedno, Musisz zmienić swoje życie.
*****