sześć: tabu



- Masz dziwną minę.
Mirabel siedzi pośród poduszek na twoim łóżku w twojej rozciągniętej koszulce jakiegoś zespołu, którego niegdyś fanatycznie słuchałeś, i przygląda ci się uważnie. Już nie wygląda na zagubioną i przerażoną, jest w niej jakaś energia, gotowość do działania, nadzieja. Może wreszcie zrozumiała, że za długo zgadzała się na koszmar, jakim było jej życie?
- To znaczy? - Pytasz, stojąc w progu. Chcesz jak najszybciej zgasić światło i życząc jej słodkich snów, wyjść z pokoju. Nie chcesz rozmawiać, nie w tym pomieszczeniu, nie o tym, co właśnie dzieje się w twoim sercu.
A dzieje się dużo.
Brunetka wzrusza ramionami.
- Nie wiem. Po prostu patrzysz się tak, jakbym zabiła ci matkę naleśnikiem.
Uśmiechasz się lekko, odwracając wzrok. Prawda sama wychodzi z twoich ust.
- Nie wpuszczałem tutaj żadnej kobiety.
- Żadnej? Zupełnie żadnej?
- Tylko jedną. - Mówisz szybko i wychodzisz, gasząc światło. Nie chcesz, żeby zobaczyła w twoich oczach to, co sam codziennie widzisz w lustrze.
Cholera, nadal tęsknisz.
*
Na śniadanie przyrządzasz jajecznicę, tosty i mocną kawę. Mirabel jest zachwycona. Przez kwadrans rozmawiacie o jakiś bzdurach - okazuje się, że macie ze sobą wiele wspólnego. Jednakże czujesz, że brunetka chce cię o coś zapytać; jej spojrzenie jest pełne ciekawości, niemal parzy twoją skórę.
Odwracasz wzrok. Boisz się. Ale przecież nigdy nie czujesz strachu, więc?
Prychasz cicho z rozdrażnieniem, karcąc siebie w myślach za swoje niemądre myśli. Mirabel patrzy na ciebie jak na wariata.
- W porządku?
Ze świstem wypuszczasz powietrze z płuc, prostując się na krześle. Twoje palce nerwowo dudnią o blat stołu.
- Okej, pytaj.
- Ale...
- Wiem, że chcesz zadać to pytanie.
Przez chwilę mierzycie się wzrokiem, ale brunetka szybko się poddaje. Ręką sięga po tosta i niby od niechcenia smaruje go masłem. W końcu niepewnie zerka na ciebie, jakby próbując odczytać z twoich oczów odpowiedź na jeszcze niezadane pytanie.
- Daj spokój - mówi z irytacją. - Więc... Jaka jest twoja historia, Fettner?
Uśmiechasz się tryumfalnie, ale w środku wcale nie jest ci do śmiechu. Czujesz się dziwnie nijako, tak... pusto.
- Nie ma żadnej historii. - Odpowiadasz lekceważącym tonem.
Mirabel ci nie wierzy.
- Jest. Jest też coś więcej. Ale się boisz, prawda?
Prychasz, jakby obrażony. Nie podoba ci się, że twój gość postanowił pobawić się w psychologa. Ona przecież nic o tobie nie wie, zupełnie nic.
Zresztą wyznajesz zasadę, że jak coś się skończy to trzeba zostawić to za sobą i żyć dalej. Szkoda życia na rozpamiętywanie.
- Manuel...
- Smakuje ci jajecznica?
- Manuel, do cholery!
- Co?
Dziewczyna mruży oczy, patrząc na ciebie ze złością. Nie wiesz, o co jej chodzi, dlaczego tak jej zależy, by wyciągnąć od ciebie cokolwiek.
- Myślę, że jesteś zraniony, ale nie chcesz się do tego przyznać.
Parskasz śmiechem.
- Nie myślałaś nigdy, by zostać psychologiem?
- Ciągle zmieniasz temat, zupełnie jakby twoje prawdziwe uczucia były tematem tabu. O co chodzi, Manuel? - Mirabel jest niezrażona twoim zachowaniem. - Posłuchaj, pomogłeś mi, teraz pozwól, że ja pomogę tobie.
- Ale ja nie chcę żadnej pomocy. - Mówisz buntowniczo i wstajesz od stołu, słysząc dzwonek telefonu. Schlierenzauer ratuje cię od tej rozmowy.
Nie chcesz z nikim rozmawiać na swój temat, nie chcesz by ktoś zobaczył twoje prawdziwe ja obdarte z ironii, swawoli i beztroski. Nie chcesz się przed nikim obnażasz.
Bo Manuel Fettner nie ma ze sobą żadnych problemów. Nigdy.
*
- Muszę iść na trening. - Mówisz z dziwnym dystansem. Jesteś zaskoczony, przedtem tak się nie czułeś, przecież dobrze rozmawiało ci się z Mirabel. Czułeś, że jest osobą, której, gdybyś tylko chciał, mógłbyś powiedzieć absolutnie wszystko, wreszcie wylać przed kimś całą truciznę, która zatruwa twoje serce, opowiedzieć o tym, co cię gryzie, dręczy, co nie pozwala ci spać w nocy.
Ale teraz, gdy ona odkryła, że się boisz, że czujesz się zraniony... Stop. To nie tak. Nie boisz się, bo niby czego? Samotności, spędzania życia w pojedynkę? Phi, wystarczy, że skiniesz palcem, a twoja samotność zniknie. Zraniony również nie jesteś. Ludzie cię nie ranią, wręcz przeciwnie, to ty ranisz, burzysz, niszczysz.
Coś się wkradło między tobą a Mirabel, dziwna ściana, od której oboje się odbijacie, pieprzony mur, który cię blokuje, który nie pozwala ci powiedzieć na głos tego, co tak usilnie usuwasz ze swoich myśli.
Czujesz się zablokowany przez samego siebie. Nie chcesz rozmawiać, nie masz o czym. Nie możesz zwierzyć się obcej osobie z wniosków, jakie wyciągasz, gdy sen, mimo całego twojego zmęczenia, nie nadchodzi. Wiesz, że to tylko bzdury, efekt bezsennych nocy, nic poważnego, nic prawdziwego. Urojenia. Wyczerpanie. Chwila słabości.
- Możesz zostać u mnie kilka dni. - Wzruszasz obojętnie ramionami.
Mirabel siedzi na kanapie w salonie i nie patrzy na ciebie zagłębiona w jakieś książce, którą znalazła na półce w salonie. Rozpoznajesz okładkę, niebieską i tajemniczą. Jakiś kryminał, ulubiona książka Chiary.
- Gdy wrócę, możemy razem pójść po jakieś twoje rzeczy. - Stoisz jeszcze przez kilka sekund, a potem schylasz się i podnosisz z ziemi torbę sportową. Już masz się odwrócić i wyjść z salonu, kiedy zatrzymuje cię cichy głos Mirabel.
- Manuel... - Brunetka patrzy na ciebie niepewnie z lekko przygryzioną wargą. - Dziękuję. Za wszystko, co dla mnie robisz.
Kiwasz głową, bo nie wiesz, co odpowiedzieć. Przecież to nic takiego.
- Jesteś dobrym facetem. - Dziewczyna się uśmiecha, a ty odwzajemniasz uśmiech.
- Nie zjedz wszystkiego w lodówce, bo mam mało zapasów, a nie lubię chodzić do sklepu częściej niż raz w tygodniu. - Mówisz wreszcie, na co Mirabel parska śmiechem. - Nara.
Jesteś dobrym facetem.
Schodząc po schodach, a nawet, gdy już przemierzasz ulice Innsbrucka, słyszysz głos Mirabel w swojej głowie. Wiesz, że się myli. Nie jesteś dobry, nigdy nie byłeś dobry. Potrafisz tylko siać zamęt w życiorysach kobiet, do których się zbliżasz.
Więc może... Więc może pomaganie Mirabel to nie taki dobry pomysł?
************

cześć! ile Was tu jest,co? :D



3 komentarze:

  1. Ja jesteeem. Mirabel to taka dobra duszyczka i jeśli wszystko się zmieni to właśnie dzięki niej. Jest odważna, skoro wypomina Manuelowi strach i rany. Oby Manu się przed nią otworzył, bo chyba nie ma nic gorszego niż samotność w cierpieniu, a on przecież cierpi. I myli się, bo jest dobry, tylko tą swoją dobroć traktuje jak słabość i maskuje ją tymi wybrykami. Dobrze, że Mirabel pojawiła się w jego życiu, bardzo dobrze.

    Pozdrawiam♥
    [simple-reaction]

    OdpowiedzUsuń
  2. Wchodzę tutaj w końcu z zamiarem skomentowania i pierwsze co: o, jak tu ładnie! Chociaż manuelowe plecki były super, tak w sumie manuelowa twarz też przypada mi do gustu. Okej, nieważne, tego nie było.
    Hm, albo mi się wydaje, albo Mirabel stopniowo otwiera wszystkie manuelowe zamki, które strzegą jego tajemnic i prawdziwego Manuela, który kryje się gdzieś tam głęboko w środku tej skorupy. Mirabel może być przełomem w jego życiu, może sprawić, że on otworzy się po odejściu Chiary i wypełnić powstałą pustkę. Na razie całkiem nieźle jej to wychodzi. Oboje dosyć dobrze się rozumieją, potrafią odczytać własne zamiary, a w tym wszystkim są tacy naturalni, jakby znali się od nie wiadomo kiedy.
    Oj, Manu. Jesteś dobrym facetem. I pora abyś zauważył, że to nic złego.
    Kocham to i kocham Manuela. (I Chokehold też uwielbiam!) Kocham to opowiadanie za to, że choć dzieje się dużo, to dzieje się to z takim spokojem. Sprawnie oprowadzasz nas po światku Fettiego, budujesz napięcie, prowadzisz między bohaterami lekkie dialogi, które czytając uśmiecham się pod nosem i ogólnie cała postać głównego bohatera jest tak świetnie narysowana, że nic, tylko Ci pokłony bić. Ach, musiałam Cię trochę pochwalić tutaj i Ci posłodzić, bo mam jakieś dziwne wrażenie, że wcześniej robiłam to za mało.
    Buziaki i do następnego! :*

    OdpowiedzUsuń