cztery: nic nie zmieniać



Siedzisz znudzony i słuchasz jakiegoś durnego przemówienia. Obok ciebie Diethart wręcz leży na stole, chrapiąc głośniej od dźwięków wydawanych przez młot pneumatyczny. Anette, jego śliczna dziewczyna, próbuje go wybudzić, ale Thomas ma mocny sen i ani myśli wracać do rzeczywistości. Póki co, nic specjalnego go nie omija - te oficjalne części zawsze są takie sztywne i nudne. Oczywiście, musicie pożegnać Pointnera elegancko, ale, no cóż, nie ukrywasz, że czekasz, aż kamery znikną a ty będziesz mógł najebać się w cztery dupy.
Bo co innego niby można robić na takich imprezach?
Ziewasz przeciągle, rozglądając się na boki. Większość dziewczyn przyszła z kimś, a więc masz mocno ograniczony wybór, zresztą dzisiaj nie masz ochoty na flirty i amory. Jesteś zmęczony ciągłym dryfowaniem, ale nie chcesz się do tego przyznać. Okłamujesz się. Okłamujesz się i jest ci z tym dobrze, a może... a może to kolejne kłamstwo, które upraszcza twoje życie?
Twoje myśli stają się za bardzo skomplikowane, wybiegają w te rejony mózgu, w które nie powinny. Nie chcesz żadnych psychoanaliz i innych bzdur. Chcesz po prostu żyć bez żadnych komplikacji i ograniczeń, chcesz mieć dobrą zabawę i żadnych zmartwień.
Ale nie na tym polega życia, czyż nie?
Oddychasz z ulgą, gdy jakiś frajer kończy przemówienie i wznosi toast. Szampan jest dobry, ale za słaby. Po kilkunastu minutach wreszcie możesz napić się czegoś mocniejszego, czegoś, co pozbawia ciężaru twoich myśli. Uczucie irracjonalnego lęku i niepewności, jakiegoś takiego wewnętrznego pogmatwania zniknęło; znowu jesteś wolny jak ptak.
- Ale nudy, co nie? - Podchodzi do ciebie Schlierenzauer. Chłopak tradycyjnie dzierży w ręce puszkę Red Bulla.
- Mhmm - Przytakujesz. - Dzisiaj jesteś abstynentem?
- Prowadzę. Zresztą nie będę tu długo siedzieć, mam lepsze rzeczy do roboty. - Gregor błyska zębami w szelmowskim uśmiechu, a jego spojrzenie czujnie taksuje tłum.
- Skoro o tym mowa, gdzie Sandra? - Pytasz ze śmiechem. Naprawdę cieszysz się ze szczęścia przyjaciela, zwłaszcza, że ostatnie tygodnie były dla niego cholernie trudne. Pasmo niepowodzeń sportowych, presja trenera, własne ambicje, a do tego kłopoty z Sandrą. Ale w końcu po każdej burzy wychodzi słońce.
Taa... Średnio w to wierzysz, no ale przecież nie będziesz kłócić się z przysłowiami.
- Gada z laską Koflera. Wiesz, babskie ploteczki. - Blondyn przewraca oczami, ale nie przestaje się uśmiechać. Jest autentycznie szczęśliwy i wyluzowany, jest po prostu sobą sprzed kryzysu.
Stary Gregor wrócił, to dobry znak.
- Czuję się jakbym znowu się w niej zakochał. Świetne uczucie, musisz kiedyś spróbować, mówię ci. - Skoczek szturcha cię łokciem w bok.
Nie wiedząc czemu, jego słowa paraliżują cię. Czujesz się nieswojo i dziwnie, oczami wyobraźni widzisz siebie stojącego nad przepaścią. Bierzesz głęboki wdech i, żeby się uspokoić, pociągasz łyka swojej szkockiej.
- Manuel Fettner się nie zakochuje, kolego.
- Prędzej czy później to dopadnie nawet Maneula Fettnera i ciekawe kto powie wtedy ha ha ha.
- Zejdź ze mnie. - Odpowiadasz urażony.
Gregor kręci głową.
- Coś ty taki drażliwy ostatnio? To przez Chiarę, co?
Na szczęście przed odpowiedzią ratuje cię nadejście Sandry. Gdybyś mógł, padłbyś jej teraz do stóp. Jeszcze nigdy nie cieszyłeś się na jej widok, jak właśnie w tej chwili.
O Sandrze Stiegler można powiedzieć wiele, ale na pewno nie to, że jest klasyczną pięknością. Dziennikarze wielokrotnie wypominali to Schlierenzauerowi, jednakże Gregor nigdy się nie zrażał i wiernie stał u boku tej uśmiechniętej blondynki.. Rozumiesz to, Sandra jest naprawdę świetną dziewczyną i uszczęśliwia Schlieri'ego jak nikt inny.
- Manuel, tak dziwnie widzieć cię bez żadnej dziewczyny u boku.
No tak, już zapomniałeś, że Sandra potrafi być zgryźliwa. Ale ma przy tym tyle uroku, że nie sposób jej nie lubić.
- Regeneruję siły. - Mówisz, unosząc do góry literatkę z przezroczystym płynem. - Widzisz tamtego rudzielca, który rozmawia z Bastianem Baumannem? Dzisiaj przenocuję u niej.
- A to nie jest przypadkiem dziewczyna Kreuberga?
- Kogo to obchodzi? - Prychasz. Wiesz, że Linda, Silvia, Yvone, czy jak jej tam, będzie dziś z tobą. Przez cały wieczór nie może oderwać od ciebie wzroku, co chwilę posyła ci nieśmiałe uśmiechy. Wystarczy tylko  trochę ją zbajerować i, o ile teraz, nie jest przekonana, czy pójście z tobą do łóżka to dobry pomysł, to o tyle później sama będzie cię o to wręcz błagać. Znasz takie jak one.
Bierzesz łyka drinka. Co prawda nie miałeś w planach żadnych miłosnych podbojów, ale perspektywa kolejnej bezsennej nocy cię przeraża. Chcesz mieć czym zająć myśli przez tych kilka godzin i ten rudzielec jest dobrą sposobnością ku temu.
Dziewczyna Kreuberga, jakby czując, że o niej myślisz, przenosi na ciebie wzrok. Posyłasz jej leniwy, nieco zadziorny uśmiech. Ruda odwzajemnia nieśmiało gest i spłoszona, szybko odwraca głowę. Zdecydowanie, znajdziesz się dzisiaj w jej sypialni.
- Rozbijanie swojego związku to co innego niż rozbijanie cudzych. - Komentuje opryskliwie Sandra.
Wzruszasz ramionami.
- To ona zaczęła.
- Manuel!
- No co? Ona się na mnie napaliła, nie widzisz?
Stiegler kręci bez przekonania głową, a Schlierenzauer śmieje się cicho. Wiesz, że oni nie rozumieją ani ciebie ani tej laski. Dla nich wierność to podstawa związku. A dla ciebie? Czy wierność znaczy dla ciebie cokolwiek?
Gdyby Chiara cię zdradziła... Gdyby to zrobiła... Chyba byś tego nie zniósł.
Aha.
A ona ciągle ci wybaczała, robiła wszystko, by cię u siebie utrzymać. W końcu opadła z sił.
I teraz nie możesz spać, a jeśli już zaśniesz, budzisz się zlany potem.
Nie wiesz, co jest grane, a nawet jeśli coś podejrzewasz to nie chcesz się do tego przyznać - tak jest po prostu łatwiej.
- Wybaczcie, zostawiam was samych, zresztą słyszałem, że macie w planach prokreacje, więc was nie zatrzymuję. Podzielcie się ze światem waszymi super genami. A teraz ciao. - Żegnasz się z przyjaciółmi, po czym kierujesz się w stronę baru i zamawiasz dwa drinki. Rudzielec już na ciebie czeka.
******

keine Ahnung, dlaczego prawie wszystkie rozdziały nazywają się tak, jak piosenki happysadu.
i hej, ostatnio miałam tendencję do tworzenia przesłodzonych i wyidealizowanych głównych bohaterów męskich, a Manuel zdecydowanie od nich odbiega, więc trochę jestem dumna, ha :D


trzy: noc jak każda inna noc




- Idziesz  już?
Na dźwięk cichego, sennego głosu Mirabeli prostujesz się i zerkasz na nią z jakąś dziwną czułością. Nie wiedząc czemu, jest inna od tych wszystkich kobiet, z którymi sypiasz, jest inna także od Chiary. Niepokoi cię to, dlatego szybko zakładasz koszulkę i szukasz swoich butów. Nie możesz złamać swojej głównej zasady "dziewczyny na jedną noc".
- Najwyższa pora. - Mówisz obojętnie, bez sentymentów. Taki już jesteś, nic na to nie poradzisz. Nie chcesz łamać serc dziewczyną, które sobie za dużo wyobrażają, nigdy niczego im nie obiecujesz. To one czasami coś sobie ubzdurają, a potem beczą, że wychodzisz bez buzi na do widzenia, bez zostawienia swojego numeru, bez obietnicy następnego spotkania.
Jesteś zimny, oschły i bezuczuciowy. Nigdy nic nie czujesz do kobiet, z którymi sypiasz. Tylko Chiara była inna. Ale mimo to zdradzałeś ją. Sam nie wiesz dlaczego. A może i wiesz, ale boisz się do tego przyznać.
- Okej. - Brunetka przewraca się na bok, by móc lepiej obserwować to, jak zbierasz się do wyjścia. Nie jest rozczarowana ani smutna, od samego początku wiedziała, że między wami nic nie będzie, że będziecie dla siebie tylko przez pół nocy, że potem przestaniecie dla siebie istnieć. Takie lubisz najbardziej. - Było miło.
Uśmiechasz się pod nosem. W gruncie rzeczy, fajna dziewczyna.
- Tak, było miło, Mirabel. - Nachylasz się nad nią i całujesz ją w policzek. - Sam się odprowadzę. Śpij dobrze.
- Okej, dobranoc. - Odpowiada i zamyka oczy.
Choć nie widzi, rzucasz jej jeszcze jeden uśmiech, po czym wychodzisz z jej mieszkania. Fala chłodnego powietrza uderza w ciebie niespodziewanie, więc zapinasz kurtkę na zamek i powolnym krokiem kierujesz się w stronę swojego domu. Nie wiedząc czemu, nie śpieszy ci się. Idziesz, jakbyś był na niedzielnym spacerze, wpatrujesz się w ciemne niebo i cicho gwiżdżesz. Może właśnie tego było ci potrzeba - nocy, alkoholu i łowów. Może życia znowu będzie dla ciebie dobre, może już nie będziesz czuć się tak beznadziejnie pusty, może irytacja opuści twój umysł. Może.
Może też nie zapomnisz imienia Mirabel.
Po prawie godzinie docierasz do swojej dzielnicy. Jesteś zmęczony i marzysz o długim śnie. Ale kiedy wchodzisz do mieszkania, coś się zmienia, coś znowu jest nie tak. Jest ci zimno i duszno jednocześnie. Mieszkanie wydaje ci się za duże i za ciche. A sen nie przychodzi. To kolejna noc podczas, której leżysz bezwładnie na plecach i wpatrujesz się w sufit, złoszcząc się, że nie możesz zasnąć. Kolejna bezsensowna, długa, samotna noc.
*
Gapisz się w dwa bilety lotnicze, rozdrażniony jak rzadko kiedy. W końcu bierzesz je do ręki, przedzierasz każdy na pół i wyrzucasz do śmieci. Mieliście polecieć razem do Hiszpanii, już od dawna planowaliście te wakacje. Chiara od dziecka marzyła o tym, a ty miałeś spełnić to marzenie. Ale ona odeszła, a sam przecież nie polecisz. Nikogo innego też nie weźmiesz.
Niefajnie. Ale musisz się z tym pogodzić. Swój urlop najwyraźniej będziesz zmuszony spędzić w Austrii, może wyskoczysz na weekend do Wiednia, do babci. Babcia się ucieszy, w końcu jesteś jej ulubionym wnukiem. Jak powiesz jej, że zerwaliście z Chiarą, to może przestanie ględzić o ślubie?
Wzdychasz i idziesz do kuchni. Lodówka świeci pustkami, kawy też już prawie nie ma. Z braku innego wyjścia łapiesz za jakieś wafelki od sponsora, po czym rzucasz się na kanapę i pilotem włączasz telewizję. Niestety nie masz wyjścia, zakupy, które zawsze robiła Chiara, musisz zrobić sam i to jak najszybciej, bo bez kofeiny będziesz jeszcze bardziej nie do życia niż teraz. Ostatnio pijesz tak dużo kawy, jeszcze trochę, a całkiem wypłuczesz magnez ze swojego organizmu. A potem droga już krótka do całkowitego rozsypania się.
Pójdziesz na zakupy popołudniu, postanawiasz.
A póki co, przełączasz na jakiś serial i zapadasz w półdrzemkę. Jednak nie trwa to długo, kwadrans i budzisz się zlany potem. Do wirtualnej listy zakupów dopisujesz jakieś proszki na sen.
*
Wieczorem znów jesteś w klubie. Wiesz, że wyglądasz obłędnie - niebieska koszula w kratkę i lekko przetarte dżinsy, tworzą komplet, który leży na tobie idealnie, nie tylko ty tak uważasz. Kobiety lgną do ciebie jak ćmy do ognia, widzisz jak płoną im oczy, jak przeszywają cię spojrzeniem, jak prowokująco oblizują wargi. Udajesz obojętnego; nonszalancko opierasz się o ścianę i niby od niechcenia lustrujesz klub. Szukasz idealnej ofiary. Masz duży wybór, trudno jest ci się zdecydować. Dlatego wdajesz się w kilka niezobowiązujących rozmów, stawiasz parę drinków. Klub zaczyna cię męczyć, więc postanawiasz wyjść. Oczywiście nie sam. Towarzyszy ci Katrin.
Ten sam schemat powtarza się w następnych dniach.
*****

taki króciutki, ale cóż.
miałam kilka dni kryzysu, ale good news, odblokowałam się twórczo i naskrobałam trochę tutaj, tak więc rozdział ósmy jest w przygotowaniu ;) . i na mixofstories też są już jakieś postępy, ale nie mogę obiecać, że rozdział pojawi się na dniach.
ciao ;*



dwa: 30 raz?




Ona już nie wróci, mimo to wciąż czekasz. Nieustannie wpatrujesz się w dotykowy ekran telefonu, modlisz się do wszystkich znanych ci bogów o jakikolwiek znak z jej strony. Gdy na klatce schodowej rozbrzmiewa tupot czyiś kroków, zamierasz. Na każdy głośniejszy dźwięk, podskakujesz jak oparzony, z nadzieją wbijając wzrok w drzwi wyjściowe.
Chiara zawsze wracała, mówisz sobie. Ale tym razem nie wróci. Wiesz to i cię to boli jak cholera.
Ale nie, ty nie zrobisz pierwszego kroku. Nie weźmiesz telefonu do ręki i nie zadzwonisz. Nie kupisz na rogu bukietu czerwonych róż i nie pójdziesz pod przychodnię, w której pracuje. Nie przeprosisz jej i nie powiesz tego, co czujesz.
Jedynie się łudzisz, że może jednak wróci.
W tej chwili nienawidzisz jej za to, że nie wraca i za to, co z tobą robi. Jesteś na skraju wytrzymania nerwowego, jeszcze trochę, a oszalejesz.
Jesteś pieprzonym egoistą, prychasz.
W końcu tracisz nadzieję. Wbijasz pusty wzrok w przeciwległą ścianę i próbujesz oczyścić umysł.
Zapomnisz o niej. Wyrzucisz ją ze swojego życia. To tylko kobieta. To i tak by się stało. Przecież nie umiesz żyć w związku. Potrzebujesz przestrzeni. Znajdziesz sobie inną, lepszą.
Ona tym razem nie wróci. To koniec, Fettner, bezlitosny koniec. Możesz wracać do swojego swobodnego, beztroskiego życia.
Bierzesz do ręki telefon i przeglądasz listę kontaktów. No tak, wszyscy twoi kadrowi koledzy są w szczęśliwych związkach. Towarzystwo nie dla ciebie. Ale chwila... Zauner. Zauner miesiąc temu zerwał z dziewczyną. Idealnie.
- Cześć David. Słyszałem, że nie masz planów na wieczór. - Mówisz bezceremonialnie, gdy tylko skoczek odbiera telefon.
Zauner bez problemów zgadza się na imprezę.
- I tak nie mam nic lepszego do roboty. Rozrywka się przyda. - Stwierdza.
Umawiacie się, że spotkacie się przed klubem koło dziesiątej.
Twoje życie z powrotem nabiera barw. Jesteś w swoim żywiole. Będziesz mógł całą noc polować, przebierać w panienkach, póki nie znajdziesz idealnej ofiary. Potem roztoczysz swój czar i wszystko potoczy się zgodnie ze scenariuszem, będzie tak jak zawsze.
A o Chiarze wreszcie zapomnisz.
*
- Co się stało, że przypomniałeś sobie o starym kumplu? - David wita cię radośnie, wyciągając do ciebie dłoń.
- Czasami trzeba odświeżyć kontakty, co nie? - Śmiejesz się. Grasz. Udajesz, że wszystko w porządku, że trzymasz swoje życie w dłoniach, w każdej chwili mogąc je kontrolować. Ale tak nie jest i dlatego tutaj jesteś. Chcesz uwolnić się od Chiary, a najlepszym sposobem na zapomnienie, na złudną kontrolę jest inna kobieta, bajerowanie jej, sprawianie, by cię pożądała, by była w stanie zrobić dla ciebie wszystko. Będziesz czuł się jak pan i władca, będziesz łudzić się, że wszystko masz pod kontrolę, że twoje życie zależy tylko i wyłącznie od ciebie. - Wchodzimy?
Zauner uśmiecha się przepraszająco.
- Mam nadzieję, że się nie pogniewasz. - Zaczyna, jak zwykle spokojnym tonem. - Zaprosiłem jeszcze Hayböcka. Wiesz, ma jakieś problemy z laską, czy coś. Przyda mu się trochę rozrywki.
Klub złamanych serc, myślisz z ironią, ale nie jesteś zły. Lubisz Hayböcka, właściwie to twój serdeczny kumpel. Jego towarzystwo nie będzie ci przeszkadzało.
Kiedy blondyn się pojawia, wchodzicie do klubu i od razu uderzacie na bar. Alkohol to podstawa, wyznacznik dobrej zabawy - im więcej promili we krwi, tym świat wydaje się zabawniejszy, dziewczyny piękniejsze i inteligentniejsze, żarty łysego barmana śmieszniejsze.
A twój ból? Twój ból nie istnieje.
- Ej, Manuel, słyszałem, że koniec z Chiarą. - Zagaja Michi po kilku kolejkach.
Przechylasz swój kieliszek, uparcie ignorując to dziwne ukłucie w sercu, które pojawiło się, kiedy tylko Michael wymówił jej imię.
Duzi chłopcy nie płaczą.
- Widzę, że poczta pantoflowa dobrze prosperuje. - Odpowiadasz ironicznie. Sarkazm zawsze był twoją mocną stroną, zwłaszcza w sytuacjach, w których nie czułeś się najmocniejszy, w których byłeś na straconej pozycji.
Hayböck wzrusza ramionami, nie odrywając od ciebie zaciekawionego spojrzenia.
Przez chwilę zastanawiasz się, co odpowiedzieć. Już otwierasz usta, by wygłosić jakąś złotą myśl, kiedy ubiega cię Zauner.
- Więc mówisz, że Chiara w końcu zmądrzała?
- Co masz na myśli? - pytasz z oburzeniem. Nie podoba ci się kierunek, w którym zmierza wasza rozmowa, nie podoba ci się fakt, że gadacie o Chiarze.
- No wiesz - Blondyn przewraca oczami. - Przecież ty ją ciągle zdradzałeś. No sorry, ale to raczej nie podstawa dobrego, stałego związku.
Przełykasz głośno ślinę, po czym wbijasz wzrok w stolik. Wiesz, że Zauner ma rację, że Chiara i tak długo z tobą wytrzymała, że wasze rozstanie to tylko i wyłączcie twoja wina. Ale nie chcesz o tym myśleć, ani teraz ani w ogóle. Życie płynie dalej, a ty razem z nim. Panta rhei.
Bierzesz głęboki wdech i podnosisz wzrok. Mina Davida świadczy o tym, że jest mu głupio, że czuje, iż przekroczył granicę. Postanawiasz zmienić temat.
- Masz rację. - Mówisz obojętnym, znużonym niemalże do granic możliwości głosem. - Zresztą, stały związek to nie dla mnie. - Ucinasz. - A co z Birgit?
Michi otwiera szeroko oczy. Od razu zauważasz, jak zastyga, jak jego oddech przyśpiesza. Nie wiesz, czy masz po prostu od nich odejść, czy zorganizować jakąś pieprzoną terapię grupową. Za dużo nieszczęść w jednym miejscu. Może to był błąd, może trzeba było samemu wybrać się na łowy?
- Proponuję zamówić jeszcze jedną kolejkę. - Michael kiwa powoli głową, nie mając najmniejszego zamiaru się zwierzać. I racja. Przyszliście tutaj się napić, zrelaksować, oderwać od brutalnej rzeczywistości, od świata, w którym nic nie przychodzi łatwo.
I pijecie. I jesteście beztroscy, pozbawieni problemów. Jesteście wolni.
Wreszcie podchodzisz do baru. Dziewczyna w krótkiej sukience, która zamawia mojito przykuwa twoją uwagę. Podoba ci się. Jest smukła, zgrabna, ma świetne nogi. Ciemne włosy upięła wcześniej w luźny koczek, kilka kosmyków swobodnie zwisa po bokach jej twarzy. Buźkę też ma ładną. Regularne rysy, delikatne kości policzkowe, wąskie usta pociągnięte czerwoną szminką. Oczy, w których błękicie można się utopić. I słodkie dołeczki, pojawiające się za każdym razem, gdy tylko się uśmiecha.
I ta jedna myśl: musi być moja.
Zaczynasz ją podrywać, bajerować. Uśmiechasz się zadziornie, próbujesz wyrwać ją na parkiet. Ona gra niedostępną. Zbywa cię, jednocześnie patrząc się na ciebie uwodzicielsko, kusząco mrużąc oczy. Jest w niej coś drapieżnego, coś co przyciąga cię do niej jeszcze mocniej.
Jest uparta. Uparta i piękna. I ma na imię Mirabel.
- Dobrze, przestańmy bawić się w kotka i myszkę. - Oświadczasz nagle i stanowczo. Twoje oczy błyszczą, jesteś o tym przekonany. Nachylasz się w jej stronę i cichym, zmysłowym głosem zaczynasz szeptać wprost do jej ucha. - I tak oboje wiemy, że jeszcze dzisiaj wylądujemy w łóżku.
- W moim czy twoim? - Pyta ze śmiechem, odpychając cię od siebie delikatnie.
- W twoim.
Bo do swojego nie zapraszasz żadnych kobiet. Bo twoje łóżko było tylko dla Chiary.
Brunetka śmieje się dźwięcznie, po czym wędruje na parkiet. Idziesz za nią. Wasze ciała zaczynają poruszać się w rytm muzyki, jesteś coraz bliżej niej. Dziewczyna zarzuca ci na szyję ręce, nie przestając się uśmiechać. Jesteś już pewny, rozstaniecie się dopiero nad ranem.
Schemat zawsze jest ten sam. Tylko dziewczyny są raz chętniejsze, a raz mniej.
Ale to ty zawsze wygrywasz, to tobie żadna nie może się oprzeć.
Tak jak przewidziałeś, idziecie do mieszkania Mirabel. Brunetka mieszka niedaleko, w niezbyt przyjaznej dzielnicy. Jej współlokatorka wyjechała na kilka dni do rodzinnego Grazu, jest tylko kot Mirabel, Mozart. Swoją drogą, bardzo ładne zwierzę.
Mirabel podaje ci butelkę czerwonego wina i korkociąg, po czym idzie po lampki. Otwierasz trunek i napełniasz lampki. Nie mówicie dużo, nie o rozmową wam dzisiaj chodzi.
Dziewczyna duszkiem opróżnia swoją lampką, po czym siada na tobie okrakiem i zaczyna cię całować. Obejmujesz ją rękami, nie będąc obojętnym na jej pocałunki. Podoba ci się jej bezpośredniość, to, że nie gra w żadne gry.
Rozpinasz zamek jej sukienki. Na prawej łopatce ma niewielki tatuaż, motyla. Uśmiechasz się pod nosem, zgadując, że zrobiła go w porywie młodzieńczego impulsu, że to pamiątka po nieprzemyślanej, buntowniczej decyzji.
Dobrze pamiętasz swój pierwszy tatuaż. Nieco wstydliwa sprawa.
- Chodź do sypialni. - Mirabel delikatnie gryzie płatek twojego ucha.
Zaglądasz w jej głębokie, błękitne oczy. Ma rozszerzone źrenice i rozproszone spojrzenie. Jest piękna. I cała twoja.
*********

ojej, co za szybkość dodawania rozdziałów, chyba powinnam zwolnić, żeby potem nie było dłuższych przestojów. i powinnam skończyć siódmy rozdział. mam kawusię, znajdę tylko inspirującą piosenkę i będę pisajać, i promise.
a potem może pójdę pozbierać pokrzywy, by mieć z czego robić płukanki do włosów, ha! Cam zielarka ;33
see ya!

jeden: nowa rzeczywistość



Otwierasz oczy po nieprzespanej nocy. Obracasz się na bok i widzisz jak po szybie wolno spływają krople wody. Deszcz. Cudownie. Przeklinasz siarczyście, po czym wstajesz z łóżka, choć, szczerze powiedziawszy, nie masz na to ochoty. W łazience obmywasz twarz zimną wodą, dłonią przeczesujesz włosy. Potem parzysz kawę - z przyzwyczajenia wyciągasz dwa kubki. W chwili słabości zrzucasz jeden z nich na ziemię. Kubek roztrzaskuje się na kilka porcelanowych części, których wiesz, że już nie skleisz.
Stoisz jak osłupiały. Nie wiesz, co się dzieje.
Z amoku wybudza cię dzwonek do drzwi. Przez chwilę chcesz poudawać, że nikogo nie ma w domu, że wyszedłeś na zakupy, że pies, którego nie masz, potrzebował spaceru. Twój gość jednak z uporem maniaka dzwoni do drzwi, odprowadzając cię tym od twojego planu. Wzdychasz. Masz na sobie tylko wymięty podkoszulek i jakieś dresowe spodnie, które wyciągnąłeś ze sterty brudnych ubrań, ale to nic. Jesteś u siebie w domu, nawet jeśli nie czujesz się w nim zbyt komfortowo.
Otwierasz drzwi i niemal krzywisz się na widok szerokiego, szczęśliwego uśmiechu Schlierenzauera.
- Czego dusza pragnie? - Niemal warczysz.
Gregor wzrusza ramionami, po czym przeciska się obok ciebie do mieszkania. Jest przemoczony do suchej nitki, woda kapie mu z włosów, a pojedyncze kosmyki poprzyklejały mu się do twarzy.
Mimo to jest szczęśliwy, a jego szczęście tego poranka wyjątkowo cię irytuje.
- Coś taki zły? - Śmieje się blondyn, po czym bez zaproszenia wchodzi w głąb mieszkania, po drodze zdejmując z siebie mokrą bluzę i wieszając ją na krześle w kuchni. Przez chwilę przygląda się kupce rozbitej porcelany, po czym przenosi na ciebie wzrok, nie zapominając efektownie podnieść brwi.
- Przez przypadek zbiłem. - Tłumaczysz się, wyciągając z szafki jakiś śmieszny kubek. - Kawy?
- Jasne. Gdzie Chiara? - Gregor podchodzi do niewielkiego radyjka stojącego na parapecie i zaczyna przy nim majstrować. Po chwili obaj słyszycie hipnotyzujące dźwięki British India, ulubionego zespołu Chiary.
Czujesz nieprzyjemny, lodowaty ucisk w sercu. Dziwną pustkę, która przejmuje cię w całości. Coś, co jest silniejsze od ciebie, coś, co ma nad tobą władzę.
Cholera, tęsknisz.
A przecież nie chcesz i nie możesz tęsknić.
- Nie ma. - Odpowiadasz, po czym mocno zagryzasz wargę i odwracasz się, by nalać kawy. - Możesz wyłączyć to wycie?
- Okej. - Gregor rzuca ci zdziwione spojrzenie, ale grzecznie ucisza I can make you love me i włącza jakieś pierwsze lepsze radio, gdzie właśnie leci nowa piosenka Avicii'ego. - Wszystko w porządku, Manuel?
- W najlepszym - zapewniasz, podając mu kawę. Tylko świat zawalił mi się na łeb.
Kładziesz na stole cukierniczkę i mleko, bo Gregor nigdy nie lubił twojej kawy, zawsze uważał, że jest za mocno i za gorzka. Stwarzasz jakiekolwiek pozory normalności i gościnności, udajesz, że jest okej i to nie tylko przed przyjacielem, ale przede wszystkim przed samym sobą.
- Chiara odeszła. - Mówisz twardo, bez cienia bólu w głosie.
W czasie, w którym Schlierenzauer przetwarza twoje słowa, zdążasz wypić pół kubka kawy.
- Dlaczego?
Uśmiechasz się gorzko, ironicznie, bez ukrywania kpiny.
- Kurwa, Schlierenzauer, a dlaczego miałaby zostać?
- Chyba ci na niej zależało, nie?
- Widocznie nie tak bardzo. Tak powiedziała.
Gregor jest poruszony, nie dowierza twoim słowom, jej odejściu. Z dezorientacją rozgląda się po kuchni, jakby szukając jakiejkolwiek podpowiedzi, dowodu na to, że to tylko żart, że Chiara zaraz wejdzie do kuchni i ochrzani go za to, że zostawił po sobie kilka małych kałuży.
- Dowiedziała się?
Wywracasz oczami.
- Nie pierwszy raz. - Mówisz ciężko. - Stwierdziła, że ma dość, że nie może tak dłużej, blablabla. Wyklęła mnie, spakowała się i wyszła.
- Kiedy?
- Z tydzień temu.
Zaczynasz bębnić palcami o blat stołu. Ze wszystkich sił próbujesz nie dać się wyprowadzić się z równowagi, okazać jakiejkolwiek słabości. To tylko kobieta, możesz mieć setkę lepszych, ładniejszych, smuklejszych. Możesz mieć każdą.
Ale nie ją. Już nie.
- Cholera, Fettner. Czego nie powiedziałeś wcześniej? - Schlierenzauer prycha ze złości, choć tak naprawdę martwi się o ciebie, jak mało kto. Jest twoim najlepszym przyjacielem, wiesz, że możesz na niego liczyć, ale w tej chwili nie potrzebujesz jego współczucia, rozmowy z nim.
- Po co? By zepsuć wam zabawę? Planica jest tylko raz w roku. - Odpowiadasz gorzko.
Gregor nie daje za wygraną. Chce wiedzieć wszystko, chce poznać każdy szczegół, by móc ci pomóc.
Nie chcesz jego pomocy. Po prostu chcesz wybić sobie z głowy Chiarę i żyć dalej.
- Ale przecież... Nie wyglądałeś na specjalnie załamanego. Robiłeś to, co zawsze.
- Właśnie. - Uśmiechasz się bez krzty radości. - Nieważne. Sorry, ale nie chcę o tym gadać. Było, minęło. Co u ciebie?
- Nie chcesz o tym słyszeć, uwierz mi.
- Jeśli ma to coś wspólnego z tym kretyńskim uśmiechem, którym mnie przywitałeś, to masz rację.- Z irytacją wywracasz oczami. To nie tak, że nie cieszysz się ze szczęścia kumpla. Życzysz mu wszystkiego, co najlepsze, ale dzisiaj jakoś z trudem przychodzi ci radość. Odpychasz od siebie tą myśl, ale ona i tak się pojawia - Chiara. Tęsknisz za nią. Chcesz ją przytulić, pocałować. Chcesz, by znowu była twoja.
Gregor śmieje się przyjaźnie, nieurażony twoją uwagą. Błyszczą mu się oczy, niemal cały promieniuje szczęściem. Wiesz, że to sprawka Sandry, że twój przyjaciel, po krótkim kryzysie, zakochał się w niej na nowo. Schlierenzauer, w przeciwieństwie do ciebie, nie potrzebuje innych kobiet, wystarczy mu tylko ta jedyna, ta, z którą widzi swoją przyszłość, która idealnie go dopełnia.
- Boże, wreszcie jest dobrze. - Mówi z ulgą. - I wiesz co? Jeśli chcesz mojej rady... Walcz o Chiarę. Znam cię i wiem, że jeszcze nigdy ci tak na nikim nie zależało, więc w czym problem?
Wzruszasz obojętnie ramionami. Nie mówisz tego na głos, ale wiesz, że Gregor myśli o tym samym, co ty. To nie Manuel Fettner walczy o kobiety, to kobiety walczą o Manuela.
A Chiara się tą ciągłą, nieustanną walką po prostu zmęczyła.
*******

ladies, witam! :)
dzięki, że tak entuzjastycznie przyjęłyśmy Fetti'ego. Mam nadzieję, że będziecie z nim długoo :)