Ona już nie wróci, mimo to wciąż czekasz. Nieustannie wpatrujesz się w dotykowy ekran telefonu, modlisz się do wszystkich znanych ci bogów o jakikolwiek znak z jej strony. Gdy na klatce schodowej rozbrzmiewa tupot czyiś kroków, zamierasz. Na każdy głośniejszy dźwięk, podskakujesz jak oparzony, z nadzieją wbijając wzrok w drzwi wyjściowe.
Chiara zawsze wracała, mówisz sobie. Ale tym razem nie wróci. Wiesz to i cię to boli jak cholera.
Ale nie, ty nie zrobisz pierwszego kroku. Nie weźmiesz telefonu do ręki i nie zadzwonisz. Nie kupisz na rogu bukietu czerwonych róż i nie pójdziesz pod przychodnię, w której pracuje. Nie przeprosisz jej i nie powiesz tego, co czujesz.
Jedynie się łudzisz, że może jednak wróci.
W tej chwili nienawidzisz jej za to, że nie wraca i za to, co z tobą robi. Jesteś na skraju wytrzymania nerwowego, jeszcze trochę, a oszalejesz.
Jesteś pieprzonym egoistą, prychasz.
W końcu tracisz nadzieję. Wbijasz pusty wzrok w przeciwległą ścianę i próbujesz oczyścić umysł.
Zapomnisz o niej. Wyrzucisz ją ze swojego życia. To tylko kobieta. To i tak by się stało. Przecież nie umiesz żyć w związku. Potrzebujesz przestrzeni. Znajdziesz sobie inną, lepszą.
Ona tym razem nie wróci. To koniec, Fettner, bezlitosny koniec. Możesz wracać do swojego swobodnego, beztroskiego życia.
Bierzesz do ręki telefon i przeglądasz listę kontaktów. No tak, wszyscy twoi kadrowi koledzy są w szczęśliwych związkach. Towarzystwo nie dla ciebie. Ale chwila... Zauner. Zauner miesiąc temu zerwał z dziewczyną. Idealnie.
- Cześć David. Słyszałem, że nie masz planów na wieczór. - Mówisz bezceremonialnie, gdy tylko skoczek odbiera telefon.
Zauner bez problemów zgadza się na imprezę.
- I tak nie mam nic lepszego do roboty. Rozrywka się przyda. - Stwierdza.
Umawiacie się, że spotkacie się przed klubem koło dziesiątej.
Twoje życie z powrotem nabiera barw. Jesteś w swoim żywiole. Będziesz mógł całą noc polować, przebierać w panienkach, póki nie znajdziesz idealnej ofiary. Potem roztoczysz swój czar i wszystko potoczy się zgodnie ze scenariuszem, będzie tak jak zawsze.
A o Chiarze wreszcie zapomnisz.
*
- Co się stało, że przypomniałeś sobie o starym kumplu? - David wita cię radośnie, wyciągając do ciebie dłoń.
- Czasami trzeba odświeżyć kontakty, co nie? - Śmiejesz się. Grasz. Udajesz, że wszystko w porządku, że trzymasz swoje życie w dłoniach, w każdej chwili mogąc je kontrolować. Ale tak nie jest i dlatego tutaj jesteś. Chcesz uwolnić się od Chiary, a najlepszym sposobem na zapomnienie, na złudną kontrolę jest inna kobieta, bajerowanie jej, sprawianie, by cię pożądała, by była w stanie zrobić dla ciebie wszystko. Będziesz czuł się jak pan i władca, będziesz łudzić się, że wszystko masz pod kontrolę, że twoje życie zależy tylko i wyłącznie od ciebie. - Wchodzimy?
Zauner uśmiecha się przepraszająco.
- Mam nadzieję, że się nie pogniewasz. - Zaczyna, jak zwykle spokojnym tonem. - Zaprosiłem jeszcze Hayböcka. Wiesz, ma jakieś problemy z laską, czy coś. Przyda mu się trochę rozrywki.
Klub złamanych serc, myślisz z ironią, ale nie jesteś zły. Lubisz Hayböcka, właściwie to twój serdeczny kumpel. Jego towarzystwo nie będzie ci przeszkadzało.
Kiedy blondyn się pojawia, wchodzicie do klubu i od razu uderzacie na bar. Alkohol to podstawa, wyznacznik dobrej zabawy - im więcej promili we krwi, tym świat wydaje się zabawniejszy, dziewczyny piękniejsze i inteligentniejsze, żarty łysego barmana śmieszniejsze.
A twój ból? Twój ból nie istnieje.
- Ej, Manuel, słyszałem, że koniec z Chiarą. - Zagaja Michi po kilku kolejkach.
Przechylasz swój kieliszek, uparcie ignorując to dziwne ukłucie w sercu, które pojawiło się, kiedy tylko Michael wymówił jej imię.
Duzi chłopcy nie płaczą.
- Widzę, że poczta pantoflowa dobrze prosperuje. - Odpowiadasz ironicznie. Sarkazm zawsze był twoją mocną stroną, zwłaszcza w sytuacjach, w których nie czułeś się najmocniejszy, w których byłeś na straconej pozycji.
Hayböck wzrusza ramionami, nie odrywając od ciebie zaciekawionego spojrzenia.
Przez chwilę zastanawiasz się, co odpowiedzieć. Już otwierasz usta, by wygłosić jakąś złotą myśl, kiedy ubiega cię Zauner.
- Więc mówisz, że Chiara w końcu zmądrzała?
- Co masz na myśli? - pytasz z oburzeniem. Nie podoba ci się kierunek, w którym zmierza wasza rozmowa, nie podoba ci się fakt, że gadacie o Chiarze.
- No wiesz - Blondyn przewraca oczami. - Przecież ty ją ciągle zdradzałeś. No sorry, ale to raczej nie podstawa dobrego, stałego związku.
Przełykasz głośno ślinę, po czym wbijasz wzrok w stolik. Wiesz, że Zauner ma rację, że Chiara i tak długo z tobą wytrzymała, że wasze rozstanie to tylko i wyłączcie twoja wina. Ale nie chcesz o tym myśleć, ani teraz ani w ogóle. Życie płynie dalej, a ty razem z nim. Panta rhei.
Bierzesz głęboki wdech i podnosisz wzrok. Mina Davida świadczy o tym, że jest mu głupio, że czuje, iż przekroczył granicę. Postanawiasz zmienić temat.
- Masz rację. - Mówisz obojętnym, znużonym niemalże do granic możliwości głosem. - Zresztą, stały związek to nie dla mnie. - Ucinasz. - A co z Birgit?
Michi otwiera szeroko oczy. Od razu zauważasz, jak zastyga, jak jego oddech przyśpiesza. Nie wiesz, czy masz po prostu od nich odejść, czy zorganizować jakąś pieprzoną terapię grupową. Za dużo nieszczęść w jednym miejscu. Może to był błąd, może trzeba było samemu wybrać się na łowy?
- Proponuję zamówić jeszcze jedną kolejkę. - Michael kiwa powoli głową, nie mając najmniejszego zamiaru się zwierzać. I racja. Przyszliście tutaj się napić, zrelaksować, oderwać od brutalnej rzeczywistości, od świata, w którym nic nie przychodzi łatwo.
I pijecie. I jesteście beztroscy, pozbawieni problemów. Jesteście wolni.
Wreszcie podchodzisz do baru. Dziewczyna w krótkiej sukience, która zamawia mojito przykuwa twoją uwagę. Podoba ci się. Jest smukła, zgrabna, ma świetne nogi. Ciemne włosy upięła wcześniej w luźny koczek, kilka kosmyków swobodnie zwisa po bokach jej twarzy. Buźkę też ma ładną. Regularne rysy, delikatne kości policzkowe, wąskie usta pociągnięte czerwoną szminką. Oczy, w których błękicie można się utopić. I słodkie dołeczki, pojawiające się za każdym razem, gdy tylko się uśmiecha.
I ta jedna myśl: musi być moja.
Zaczynasz ją podrywać, bajerować. Uśmiechasz się zadziornie, próbujesz wyrwać ją na parkiet. Ona gra niedostępną. Zbywa cię, jednocześnie patrząc się na ciebie uwodzicielsko, kusząco mrużąc oczy. Jest w niej coś drapieżnego, coś co przyciąga cię do niej jeszcze mocniej.
Jest uparta. Uparta i piękna. I ma na imię Mirabel.
- Dobrze, przestańmy bawić się w kotka i myszkę. - Oświadczasz nagle i stanowczo. Twoje oczy błyszczą, jesteś o tym przekonany. Nachylasz się w jej stronę i cichym, zmysłowym głosem zaczynasz szeptać wprost do jej ucha. - I tak oboje wiemy, że jeszcze dzisiaj wylądujemy w łóżku.
- W moim czy twoim? - Pyta ze śmiechem, odpychając cię od siebie delikatnie.
- W twoim.
Bo do swojego nie zapraszasz żadnych kobiet. Bo twoje łóżko było tylko dla Chiary.
Brunetka śmieje się dźwięcznie, po czym wędruje na parkiet. Idziesz za nią. Wasze ciała zaczynają poruszać się w rytm muzyki, jesteś coraz bliżej niej. Dziewczyna zarzuca ci na szyję ręce, nie przestając się uśmiechać. Jesteś już pewny, rozstaniecie się dopiero nad ranem.
Schemat zawsze jest ten sam. Tylko dziewczyny są raz chętniejsze, a raz mniej.
Ale to ty zawsze wygrywasz, to tobie żadna nie może się oprzeć.
Tak jak przewidziałeś, idziecie do mieszkania Mirabel. Brunetka mieszka niedaleko, w niezbyt przyjaznej dzielnicy. Jej współlokatorka wyjechała na kilka dni do rodzinnego Grazu, jest tylko kot Mirabel, Mozart. Swoją drogą, bardzo ładne zwierzę.
Mirabel podaje ci butelkę czerwonego wina i korkociąg, po czym idzie po lampki. Otwierasz trunek i napełniasz lampki. Nie mówicie dużo, nie o rozmową wam dzisiaj chodzi.
Dziewczyna duszkiem opróżnia swoją lampką, po czym siada na tobie okrakiem i zaczyna cię całować. Obejmujesz ją rękami, nie będąc obojętnym na jej pocałunki. Podoba ci się jej bezpośredniość, to, że nie gra w żadne gry.
Rozpinasz zamek jej sukienki. Na prawej łopatce ma niewielki tatuaż, motyla. Uśmiechasz się pod nosem, zgadując, że zrobiła go w porywie młodzieńczego impulsu, że to pamiątka po nieprzemyślanej, buntowniczej decyzji.
Dobrze pamiętasz swój pierwszy tatuaż. Nieco wstydliwa sprawa.
- Chodź do sypialni. - Mirabel delikatnie gryzie płatek twojego ucha.
Zaglądasz w jej głębokie, błękitne oczy. Ma rozszerzone źrenice i rozproszone spojrzenie. Jest piękna. I cała twoja.
*********
ojej, co za szybkość dodawania rozdziałów, chyba powinnam zwolnić, żeby potem nie było dłuższych przestojów. i powinnam skończyć siódmy rozdział. mam kawusię, znajdę tylko inspirującą piosenkę i będę pisajać, i promise.
a potem może pójdę pozbierać pokrzywy, by mieć z czego robić płukanki do włosów, ha! Cam zielarka ;33
see ya!
Podoba mi się.
OdpowiedzUsuńBo fajnie się czyta. Bo to w końcu Fettner dostaje po dupie, a raczej po sercu.
No i pojawił się Hayboeck. Czego chcieć więcej :3
Manu, Manu czym się zatrułeś... tym się lecz? Wspaniały tok myślenia.
Czekam na kolejny rozdział :>
@creaativ
oho, klub panów osamotnionych. Chociaż z początku się nie wydawało, to jednak Fetti jest takim, którym myślałam, że nie jest. No ale cóż. Co się będę oszukiwać xD Czytając prolog myślałam sobie. No, ciekawe dlaczego go zostawiła. A tutaj liczne zdrady Manuela. Ale faceci chyba tak mają, że lubią z kwiatka na kwiatek.
OdpowiedzUsuńTeraz irracjonalnie, żeby zapomnieć, też owija sobie laskę wokół palca. Nie ładnie Manu, nie ładnie!