dwadzieścia jeden: czekając na cud



Głośne pikanie sprawia, że podnosisz głowę, intuicyjnie przenosząc wzrok na Chiarę. Blondynka leży na szpitalnym łóżku, podłączona do specjalistycznej aparatury. Wygląda na pogrążoną w spokojnym, błogim śnie - wygląda tak, jak zawsze, gdy zasypiała w twoich ramionach szczęśliwa i ufająca, że może jednak będzie dobrze. Ale to tylko pozory - przestrzeń wokół kobiety zostaje zapełniona przez plątających się ludzi, rzucających słowami pełnymi napięcia. Palcami dotykasz okna, które oddziela cię od Chiary. Nie wierzysz własnym oczom. Po prostu stoisz, z niedowierzaniem przyglądając się całej sytuacji, nie mogąc zaczerpnąć oddechu, czując jak strach paraliżuje każdy mięsień twojego ciała. Z zaciśniętym żołądkiem i palącym bólem w piersiach obserwujesz jak pielęgniarka przygotowuje respirator, a lekarz ze zdenerwowaniem na twarzy podejmuje próbę uratowania twojej Chiary. Uświadamiasz sobie, że oto nadeszła ta chwila, w której Kastner umiera, a ty nie potrafisz zrobić nawet jednego głupiego kroku. Jesteś taki bezradny, taki bezużyteczny.
Chcesz wpaść na salę i błagać Chiarę na kolanach, by wróciła do ciebie, by nie umierała, ale jedyne na co cię stać w tej chwili to bierne wpatrywanie się w ten ruchomy obrazek. Nie możesz się poruszyć, jakbyś był wrośnięty w podłogę. Zaczyna brakować ci powietrza, a każda próba wzięcia oddechu kończy się niepowodzeniem. Imię twojej ukochanej zamiera na twoich ustach, gdy przeciągłe pikanie przeszywa twój umysł.
To koniec.
K o n i e c.
Zaciskasz pięść w dłoń, po czym opierasz czoło o chłodną szybę. To nie dzieje się naprawdę, to nie może być prawda. Nie mogłeś jej tak po prostu stracić, pozwolić jej odejść, gdy wreszcie udało wam się znaleźć jakiś konsensus. Dlaczego teraz, gdy byliście już tak blisko...? Zamykasz oczy, czując jak słone łzy moczą twoje rozgrzane policzki. Nogi wręcz się pod tobą uginają, serce zwalnia, a świat trzęsie się w posadach. Chiara odeszła. Umarła.
Z tłumionym krzykiem odpychasz się od ściany i wybiegasz ze szpitala wprost w chłodne objęcia deszczowej nocy. Krople wody mieszają się z twoimi łzami, włosy kleją się do twarzy, ubrania zupełnie przemakają, a potężna ulewa zagłusza twoje wrzaski. Bezradnie opadasz na kolana i trzymając się za głowę, po prostu się poddajesz. Pękasz na miliony małych części, elementów nie do posklejania. Ból rozsadza twoje serce, roznieca pożar w całym ciele. Spadasz w przepaść - bez żadnej asekuracji, bez ludzi, którzy cię złapią, zanim dosięgniesz dna. Bo wiesz, że już nikt nie może cię uratować.
Tak, jak nikt już nie uratuje Chiary.
Powoli wyparowują z ciebie emocje, deszcz chłodzi twoją rozpacz. Nie czujesz nic, a a raczej czujesz tylko pustkę - przerażającą, wszechobejmującą, lodowatą pustkę nie do wypełnienia. Podnosisz się z ubłoconych kolan, ręką przecierasz mokrą od łez i wody twarz. Musisz pożegnać się z Chiarą, po raz ostatni ucałować jej czoło, ścisnąć drobną dłoń. Musisz powiedzieć, że przepraszasz, że kochasz, że będziesz kochać. I że nie potrafisz bez niej żyć.
Tak bardzo się spóźniłeś. Tak bardzo zawiniłeś. To wszystko to tylko i wyłącznie twoja wina.
Nienawidzisz siebie.
- Manuel? - Przez chwilę masz wrażenie, że słyszysz jej głos. Słodki, pełen ciepła i miłości. Głos, który zapewni, że wciąż kocha, mimo twoich kłamstw i zdrad. Głos, który jest najpiękniejszą melodią świata. Ale potem otwierasz oczy i widzisz nachyloną nad tobą zatroskaną twarz Anniki i jej dłoń spoczywającą na twoim ramieniu. Sennym wzrokiem lustrujesz pusty korytarz, plastikowe krzesełka i oczy Anniki tak bardzo podobne do oczów Chiary.
- Czy Chiara żyje? - Pytasz nieprzytomnie, czując jak przerażenie ściska cię w żołądku.
- Tak. - Kastner uśmiecha się do ciebie łagodnie, siadając obok. - Co ci się śniło? Krzyczałeś.
W odpowiedzi kręcisz tylko głową, jak najszybciej chcąc wyrzucić z pamięci ten okropny sen. Dla uspokojenia bierzesz kilka głębokich wdechów i opierasz tył głowy o chłodną ścianę. Ta cała sytuacja jest tak bardzo absurdalna, że przez chwilę masz ochotę wybuchnąć śmiechem. Życie znowu z ciebie zakpiło, Fettner.
- Jakieś nowe wieści?
Annika kręci głową. Jest spięta, zdenerwowana i niespokojna, ale kto teraz nie jest? Znowu przypominasz sobie swój koszmar i aż cię skręca z przerażenia.
- Zawsze trzymałam za was kciuki. - Annika patrzy na ciebie swoimi brązowymi oczami. Chce porozmawiać o siostrze, choć przez chwilę widzieć ją uśmiechniętą, szczęśliwą, pełną życia. - Razem byliście idealni.
Prychasz lekko rozdrażniony.
- Skrzywdziłem ją jak nikt inny.
- Ale ją kochasz, prawda?
- Czy to teraz cokolwiek znaczy?
- To znaczy wszystko. - Blondynka łapie cię za dłoń i pokrzepiająco ściska. - Nie możesz wątpić.
Żeby to było takie proste, myślisz, przenosząc wzrok na przeciwległą ścianę, na której wisi tablica nawołująca ludzi do szczepienia się przeciwko grypie. Trochę to cię bawi - tuż obok miłość twoje życia walczy ze śmiercią, a ty czytasz o takich przyziemnych rzeczach. Jednakże za murami szpitala wciąż istnieje inny świat - większy, normalny i tak bardzo pusty. Boisz się takiego życia - życia bez Chiary.
- Idę po kawę. Chcesz? - Wstajesz z krzesła i rzucasz dziewczynie pytające spojrzenie. Ta przeczy głową.
- Nie, dzięki. Wracam do rodziców. Przyjdziesz potem do nas?
Uśmiechasz się cierpko.
- Chyba nie jestem tam mile widziany.
- Przestań. Oni muszą wreszcie zrozumieć, że Chiara nie chce nikogo innego.
Przez chwilę patrzysz na młodszą Kastner bez słów. A potem ją po prostu przytulasz, szepcząc ciche "dziękuję".
Annika obdarza cię ciepłym uśmiechem i odchodzi. Patrzysz, jak znika za rogiem, po czym wykręcasz się w przeciwną stronę i idziesz znaleźć automat. Jesteś tak bardzo emocjonalnie wyczerpany, że nawet już nie myślisz o tym wszystkim, co właśnie się dzieje. Wiesz, że żeby przetrwać, musisz biernie spędzić ten okropny czas wyczekiwania.
Na końcu korytarza znajdujesz automat. Z kieszeni spodni wyciągasz kilka monet, wrzucasz do maszyny i wcisnąwszy odpowiedni przycisk, czekasz na swoje espresso. Po chwili kawa jest gotowa. Chwytasz za styropianowy kubeczek i bierzesz kilka łyków mocnego napoju. Kawa parzy twoje usta i podniebienie, ale ten ból jakby łagodzi ból, który szaleje w twoim sercu. Przez parę sekund możesz rozkoszować się nieprzyjemnym uczuciem, drażniącym twój język. Przez parę sekund możesz poudawać, że świat wcale ci się nie wali, a że twoim największym problem w tym momencie jest lekkie poparzenie.
Kiedy w kieszeni zaczyna wibrować twój telefon, odkładasz kawę na pobliski parapet i wyciągasz urządzenie, jednocześnie odbierając połączenie. Didl.
- Cześć. - Mówisz do słuchawki bezbarwnym tonem, choć wiesz, że powinieneś rzucić jakimś żartem. W końcu jest druga w nocy, normalni ludzie śpią, a nie wydzwaniają do innych. Jednakże w tym momencie jesteś daleki od wesołego usposobienia, w tym momencie nawet nie masz siły, by udawać, że jest dobrze.
- Cześć Manu. - Słyszysz spięty głos twojego kumpla. - Schlierenzauer powiedział mi o wszystkim. Jest źle?
Zaciskasz mocno powieki i bierzesz głęboki wdech. Przez chwilę po prostu milczysz, próbując opanować wewnętrzne drżenie. Czy jest źle? Jest kurewsko źle.
- Nie mam pojęcia. - Odzywasz się w końcu. - Lekarze nie mówią niczego konkretnego. Wszystko dopiero się okaże.
- Przejdziecie przez to. Oboje jesteście twardzi.
- Dzięki, Didl. - Wolną ręką przecierasz zmęczone oczy, po czym opierasz się o parapet i bierzesz łyka swojej kawy. - Mogę mieć do ciebie jedną prośbę?
- Jasne. Co tylko chcesz.
- Opowiedz mi o czymś. O czymkolwiek. Nawet o bzdurach. Chcę, choć na chwilę wyłączyć myślenie.
Przez chwilę słyszysz tylko miarowy oddech blondyna, ale nie mija nawet minuta, a Didl zaczyna nawijać z taką łatwością, jakby w życiu nie robił niczego innego oprócz plotkowania. A ty wsłuchujesz się w ten zwykły, codzienny świat, wypełniony błahostkami - bo przecież świat się nie kończy, to tylko tobie wszystko się chwieje, burzy i spada na głowę.
 Dobrze, że masz przy sobie takich ludzi, którzy zawsze ci pomogą. Szkoda, że tak późno to doceniasz.
- Pamiętasz, że ojciec obiecał, że jeśli wygram Turniej to kupi mi świnię? Żywą? Tak, więc w środę mam jechać z nim na giełdę. Ciekawe tylko, gdzie ja przenocują tą świnię, przecież mieszkam w bloku...

***********

no tak, klasyk ze snem, zawsze działa! (czy w tym przypadku też?). No i Didl Przyjaciel, bo Didl to fajny koleś, a ja chciałam wrzucić go do rozdziału, no bo Didlowa miłość tak trochę, hahaha <3

dwadzieścia: gorzej



Ściskasz dłoń Chiary, próbując nie myśleć o niczym innym niż o jej brązowych oczach, w których widać tyle różnych emocji, że aż kręci ci się w głowie. Wiesz, że się boi, że ma tą świadomość, że być może to wasze ostatnie, wspólne minuty, że jutro może po prostu dla niej nie istnieć. Przytulasz ją, pozwalając by jej łzy zmoczyły ci koszulę. Za godzinę ma przyjść anestezjolog, przedstawienie ruszy pełną parą, tylko główna aktorka zostanie jakby bierna wobec wszystkiego.
Gładzisz jej plecy. Udajesz kogoś, kto wierzy w butelkę do połowy pełną, kogoś, kto utwierdzi Chiarę, że może wygrać z chorobą, że przeszczep zakończy się sukcesem, ale wbrew wszystkiemu nie potrafisz wypędzić z głowy tych czarnych myśli, obaw, jakie cię paraliżują.
Być może to wasze ostatnie minuty. Ale żadnemu z was pożegnanie nie chce przejść przez gardło.
- Cieszę się, że jednak nie zniknąłeś z mojego życia. - Blondynka odsuwa się od ciebie, by móc spojrzeć ci w oczy. Jest taka blada i przerażona, tylko jej oczy...
Tam nie ma tylko strachu.
Potrząsasz głową, by wybić sobie z głowy zbędne nadzieje. Nie o to tu teraz chodzi. Teraz najważniejsze jest zdrowie Chiary, tylko to.
Umrzesz, jeśli ją stracisz. Bo już wiesz, że bez niej nie potrafisz żyć.
- Nie mogłem znowu zachować się jak idiota. Nie wybaczyłbym sobie, gdybym, nie robiąc nic, znowu cię stracił. Nawet jeśli odzyskałem cię tylko na kilka godzin. - Łapiesz ją za dłoń, nie spuszczając spojrzenia z kobiety swojego życia. Jej twarz rozświetla się lekkim uśmiechem, oddech odrobinę przyśpiesza, a ona sama wydaje się jakby trochę mniej przerażona. Kurczowo ściska twoją dłonią, drugą ręką odgarniając z nad twojej twarzy kosmyki włosów, które nieprzerwanie opadają na twoje czoło. Mimowolnie, wbrew strachowi i całej tej pesymistycznej sytuacji, również się uśmiechasz.
Przez chwilę jest jak dawniej, a może nawet i lepiej. Przez chwilę po prostu wiesz, że...
- Kocham cię. I nie umiem przestać, choć tak bardzo tego chcę. - Kastner przygryza mocno wargę, jednocześnie przymykając oczy i na powrót chowając się w twoich ramionach. - Jesteś wszystkim, co najlepsze i najgorsze w moim życiu.
Nie wiesz, co odpowiedzieć, więc tylko tulisz ją do siebie, chcąc odciąć od całej tej pieprzonej rzeczywistości. Powinieneś się cieszyć? Czy to cokolwiek dla was znaczy? Bo przecież jej "kocham" nie musi znaczyć, że wciąż chce z tobą być, że da ci jeszcze szansę.
Fettner, do cholery! Przywołujesz się w myślach do porządku. Bo tak naprawdę teraz liczy się tylko to, co jest tu i teraz, jakaś cholernie ulotna chwila, garść minut przed zabiegiem, który może zrujnować twoje życie doszczętnie.
- Tak bardzo cię za wszystko przepraszam. Nie powinnaś była cierpieć przeze mnie, Chiara... - Twój głos zaczyna się łamać, więc przestajesz mówić i tylko trzymasz w ramionach cały swój świat, swoje dziś i jutro, swoją przeszłość, teraźniejszą i przyszłość. Bo Chiara jest dla ciebie wszystkim i tak naprawdę nie liczy się nic więcej.
- Teraz to nieważne, naprawdę. Teraz nic się nie liczy. - Powtarza gorączko Chiara, po czym całuje twoje usta, jakby była to najnaturalniejsza i najzwyklejsza rzecz na świecie. I ty również ją całujesz, czując jak za oknami i szpitalnymi ścianami znika świat, jak wszystko, co was otacza traci swoje znaczenie. Wszystko, czego w tym momencie potrzebujecie to miłość.
I tak w paradoksalnej sytuacji jesteście na swój sposób szczęśliwi.
- Naprawdę się zmieniłeś. - Blondynka obrysowuje palcem kontur twoich ust, gładzi policzek, delikatnie dotyka zarysu szczęki zupełnie jakby chciała utrwalić w pamięci twój portret. - Tęskniłam. - Szepcze, zaciskając drugą dłoń na kołnierzu twojej koszuli. - Tak cholernie tęskniłam.
Bardzo subtelnie obsypujesz jej twarz pocałunkami, bojąc się, że możesz ją jeszcze bardziej skrzywdzić. Ale Chiara przyciąga cię do siebie mocniej, niwelując jakąkolwiek odległość między wami.
- Kocham cię. - Szepczesz między pocałunkami.
I wreszcie pada również odpowiedź.
- Ja ciebie też. Tak bardzo.
*
Stoisz na szpitalnym korytarzu oparty o chłodną ścianę z rękoma skrzyżowanymi na piersiach. Kilka metrów dalej, bliżej drzwi prowadzących na blok operacyjny rodzice Chiary tulą się do siebie, próbując nie rzucać ci nienawistnych spojrzeń. Na przeciwko nich na plastikowym krześle siedzi Annika. Nikt do nikogo się nie odzywa, choć wasze głowy pełne są najróżniejszych myśli.
Z pozornym spokojem wpatrujesz się w jasne płytki, którymi ułożony jest korytarz. Każda kolejna minuta wydaje się trwać dłużej niż poprzednia, a panująca cisza doprowadza cię na skraj wytrzymałości. Próbujesz okiełzać myśli biegnące ku operacyjnemu stołowi, na którym leży Chiary. Nie możesz się bać, bo nic złego przecież się nie wydarzy. Jesteś tego pewien, po prostu jesteś.
By przestać choć na chwilę się bać, popychasz swoje myśli ku Mirabel. Widzisz jak cała roztrzęsiona i zapłakana stoi przed tobą naga jak jeszcze nigdy i mówi, że się zakochała. W tobie. W najmniej odpowiedniej osobie. Bo nie dość, że kochanie wyjątkowo dużo trudności ci sprawia to na dodatek jesteś już zakochany i to nie w niej.
Komplikacje na całości życia.
- Dlaczego? - Wydukałeś tylko, gdy jej wyznanie zawisło między wami, budując mur nie do przebycia. Mirabel parsknęła w odpowiedzi i obejmując się ramionami podeszła do okna i oparła się o parapet.
- A dlaczego by nie? - Podniosła wyzywająco podbródek, hardo znosząc twoje spojrzenie. - Przecież w tobie kocha się wiele kobiet, sam mówiłeś.
- Ale one znają tylko pozory, a ty...
- A ja znam prawdziwego ciebie? - Winckler wpadła ci w słowo ze znaczącym uśmiechem igrającym na ustach. - Może właśnie dlatego. Mówiłam ci, że prawdziwy Manuel jest świetnym gościem. Nie powinieneś się go bać.
Pokręciłeś głową, jakby chcąc wymazać z głowy ostatnią scenę. Ale nic takiego się nie stało. Mirabel wciąż wpatrywała się w ciebie zaszyfrowanym wzrokiem, a ty wreszcie zacząłeś rozumieć jej wcześniejsze, dwuznaczne słowa. Nagle wszystko zaczęło do siebie pasować, tylko tobie nie do końca było dobrze z tą wiedzą.
- I co niby teraz? - Zapytałeś cicho.
Brunetka obdarzyła cię smutnym uśmiechem.
- Nic. Przecież kochasz Chiarę. - Powiedziała i po prostu wyszła, zanim zdążyłeś jakkolwiek zareagować.
Do dzisiaj się nie odezwała. Ty również nie wykonałeś żadnego ruchu, by skontaktować się z Winckler. A przecież nie chcesz jej stracić, jest twoją przyjaciółką, bardzo ważną osobą w życiu.
Bierzesz głęboki wdech. Jak to się stało, że w tym samym czasie stoisz w obliczu straty dwóch najważniejszych kobiet twojego życia? Dlaczego? Za jakie grzechy?
I to zaraz po usłyszeniu od nich obu "kocham".
Życie jest straszne.
Zaciskasz dłonie w pięści i napinasz mięśnie, ostatkiem sił powstrzymując się, by niczego nie rozwalić. Jest tak bardzo źle, że gorzej być nie może. Po prostu nie ma innej opcji.
Ale życie oto znowu cię zaskakuje - na korytarzu zjawia się chirurg, który prowadził operację Chiary. Jego twarz jest zmęczona, spojrzenie nie zwiastuje niczego dobrego. Podchodzisz do niego i państwa Kastner, w chwili, gdy doktor mówi:
- To była ciężka operacja, stan państwa córki nie jest dobry. Najbliższe czterdzieści osiem godzin zadecyduje o wszystkim.
Mama Chiary wybucha tłumionym płaczem, a ty wiesz, że po raz kolejny się myliłeś - nigdy nie jest tak źle, by gorzej być nie mogło.
************

Dałam sobie czterdzieści osiem godzin, by zadecydować, w którą stronę popchnąć opowiadanie. I powiem Wam, że to wcale nie jest oczywista i łatwa decyzja, bo na ten moment nie wiem nic. Ale Manuel Fettner i miłość do Austria Team jest najlepszą inspiracją na świecie. Są rzeczy, które po prostu nigdy się nie zmienią.

Do następnego!

(i wciąż zapraszam: pata-w-gapa.blogspot.com)


dziewiętnaście: katastrofy życiowe




- Manu! Manu! Czekaj!
Zatrzymujesz się przed swoim autem i czekasz, aż Michael cię dogoni. W końcu chłopak materializuje się obok ciebie i oparłszy się o samochód, próbuje ustabilizować oddech.
- Co jest? - Pytasz, z trudem powstrzymując irytację. Chcesz jechać już do domu, wziąć zimny prysznic i spróbować się przespać. Jesteś na tyle zmęczonym tym dniem, że zasypiasz na stojąco. Może wreszcie spłynie na ciebie kojący sen, który chociaż na pięć minut pozwoli ci zapomnieć o całym świecie?
Blondyn patrzy na ciebie w kompletnej ciszy. Po tym jak marszczy czoło, wiesz, że próbuje dobrać odpowiednie słowa. Chyba czuję się trochę... niezręcznie?
- Co z Mirabel?
- A co ma być? - Dziwisz się. Kiedy wychodziłeś rano z mieszkania, nic nie zapowiadało, że z Mirabel ma coś się stać. Jedynie tym razem nie życzyła ci miłego dnia, bo wiedziała, że taki po prostu nie będzie. Zamiast tego obdarzyła cię krzepiącym uśmiechem, mówiącym że nie jest na ciebie zła za wcześniejszy wybuch. Chyba rozumie, że jesteś teraz w takiej sytuacji, w której zamieniasz się w tykająca bombę. Całą swoją łagodność, jak zwykle, masz zarezerwowaną dla Chiary.
- Przez cały dzień nie odebrała ani jednego mojego telefonu. - Michi znowu marszczy czoło, spuszczając z ciebie wzrok. Jest w nim coś takiego bezradnego i przygniatającego serce. Jakiś taki smutek, może lęk. Zupełnie jakby już przyzwyczaił się do Winckler i bardzo nie chciałby jej stracić.
Prychasz tak bardzo w stylu starego Manuela. Jeszcze do końca nie pozbyłeś się starych nawyków.
- Może za bardzo jej się narzucasz?
Hayböck morduje cię spojrzeniem. Co on taki wrażliwy?
- Przeprowadza się. Może nie ma czasu. - Wzdychasz.
- Dzisiaj? - Blondyn ze zdziwieniem unosi ku górze brwi. - Miała w piątek. Miałem jej pomóc. O co chodzi?
Wzruszasz ramionami.
- Kto ją tam wie. Może okazało się, że może wprowadzić się wcześniej i nie chciała cię odciągać od treningów? Michi, dobra rada wujka Fettnera, nie próbuj zrozumieć kobiety, bo za cholerę tego nie zrobisz.
- Co tam frajerzy? - Obok was pojawia się Schlierenzauer i jego irytujący uśmiech. Odkąd Sandra powiedziała przedsakralne "tak", chłopak nie potrafi przestać się szczerzyć i kipieć miłością. - Patrzenie na wasze smutne pyśki przyprawia mnie o depresje.
- A jak ja na ciebie patrzę to rzygam tęczą. - Odgryzasz się życzliwie. - Problem jest taki, że Hayböck zaczął nam się za bardzo angażować.
- Wcale, że nie - protestuje Michi.
- Wow, nie tak dawno płakałeś za Birgit, a już latasz za inną spódniczką jak... jak... - Gregor w skupieniu przygląda się blondynowi, nie mogąc znaleźć odpowiedniego porównania. - jak Freund za wkładkami! - Wykrzykuje po chwili z entuzjazmem zwycięzcy, a tobie wręcz ręce opadają nad głupotą Schlierenzauera.
- No to pojechałeś. - Stwierdzasz lekceważąco, za co zostajesz obdarowany schlierenzauerowym, lodowatym spojrzeniem.
- Po prostu ją lubię, okej? - Hayböck wzdycha bezsilnie. - To nic takiego.
Ale ty swoje wiesz - Michi nie wygląda na kogoś, kto ją po prostu lubi. Wpadł. Po uszy. I wcale to cię nie cieszy, bo znasz Mirabel i wiesz, że trudno do niej dotrzeć. Trzeba się trochę pomęczyć, by zaufała i pozwoliła być naprawdę blisko. Więc oczywistym jest, że boisz się, że brunetka może złamać serce twojego kumpla.
- A ty, Fettner? Jaka jest twoja katastrofa życiowa? - Poważne oczy Gregora są wbite w twoją twarz. I nawet Hayböck przestaje sprawdzać, czy aby nie ma żadnej nowej wiadomości od Mirabel i schowawszy telefon, podnosi na ciebie wzrok.
Wzdychasz głośno. Chcesz odpowiedź, ale jakby coś utknęło ci w gardle, skutecznie blokując jakiekolwiek słowa. Napinasz mięśnie, zaciskasz pięści, przygryzasz wargę - wszystko, by uchronić się przed rozpadnięciem się. Strach znowu cię paraliżuje, a cała sytuacja najzwyczajniej na świecie cię przerasta. I chyba oto nastał ten moment, kiedy nie potrafisz zamaskować prawdziwych emocji, kiedy twoje prawdziwe odczucia biorą górę nad pozorami, którymi zazwyczaj karmisz innych.
Bierzesz kolejny głęboki wdech. I jeszcze jeden. W końcu wyrównujesz oddech i uciekając spojrzeniem przed przyjaciółmi wyznajesz roztrzęsionym głosem:
- Chiara jest chora. Jutro ma przeszczep. Nie wiadomo czy...
Kręcisz głową, jakby chcąc odrzucić od siebie tą straszną myśl, a potem najzwyczajniej na świecie pozwalasz łzom popłynąć po swoich policzkach. Nie obchodzi cię, że chłopaki stoją tuż obok, że mijają was pracownicy ośrodka, że jesteś twardym facetem. Pękasz jak gorąca szklanka wystawiona na mróz, tak bardzo zły na siebie za własne uczuciowe popapranie, które doprowadziło twój związek z Chiarą do rozpadu. Jednocześnie wciąż nie potrafisz przestać myśleć o Kastner, o jej chorobie, o własnym strachu.
Dłużej nie możesz oszukiwać wszystkich, że jest w porządku. Bo nie jest. I szybko nie będzie.
Jest po prostu katastrofalnie.
- Stary... - Gregor klepie cię po plecach, chcąc dodać ci otuchy. Nie wie, co powiedzieć, jak się zachować. Bo przecież "wszystko będzie dobrze" nie zmieni nic.
- Sorry. - Mruczysz, prostując się i wycierając policzki. - Sorry.
- Nie musisz. - Michael uśmiecha się do ciebie blado. - Jesteśmy twoimi przyjaciółmi. Wiesz, że możesz na nas liczyć.
- Dzięki. - Odwzajemniasz uśmiech. Jest ci lżej, wiedząc, że nie jesteś w tym wszystkim sam i że w razie potrzeby masz w swoim życiu osoby, które cię złapią, ratując cię przed upadkiem.
- Przejdziemy przez to. - Dodaje jeszcze Gregor i przygarnie cię do siebie w braterskim odruchy.
Oby miał rację.
***
Zastajesz  Mirabel siedzącą na blacie w twojej kuchni. Bez makijażu, w luźnym swetrze i legginsach wygląda niewinnie i słodko; zupełnie nie przypomina tej zadziornej dziewczyny, którą poznałeś niegdyś w barze.
Zatrzymujesz się w drzwiach i opierasz się o framugę, patrząc na nią zmęczonymi oczami. Oboje nie przypominacie ludzi z tamtego wieczoru - obojętnych, spragnionych chwilowej rozrywki, jakby pozbawionych głębszych uczuć. Czujesz się jakby od tamtej nocy minęły całe wieki. Teraz jest jednocześnie lepiej i gorzej niż wtedy.
- Cześć. - Mówisz cicho, na co Mirabel kiwa ci głową. Jej zamyślone spojrzenie długo przy tobie nie zostaje.
- Przyszłam oddać klucze. - Odzywa się po kilku minutach. - I podziękować.
Uśmiechasz się smutno. Trudno ci pogodzić się z myślą, że znowu zostajesz sam i to jeszcze w tak niszczącej sytuacji. Ale przecież tak musi być.
- Oczywiście zostaniemy w kontakcie? - Unosisz pytająco brew.
- A chcesz?
- Głupie pytanie.
Siadasz obok niej na blacie. Wraz z wdychanym powietrzem, wciągasz subtelny zapach jej perfum. Kurczę, będzie ci jej brakować. I to chyba znowu jest ta chwila, w której musisz przyznać, że będziesz najzwyczajniej na świecie tęsknić. Za smacznymi obiadkami, za łazienką okupowaną przez dwie godziny, za wspólnym oglądaniem Nie igraj z aniołem. Za nią. Nigdy nie przypuszczałbyś, że możesz się zaprzyjaźnić z jakąkolwiek kobietą. W końcu kto jak nie ty, zawsze najgłośniej krzyczał, że przyjaźń damsko-męska nie istnieje?
Ale między wami było coś więcej niż przyjaźń. Ratowaliście się nawzajem. Uczyliście się innego życia - życia bez jednonocnych przygód, które miały zagłuszyć prawdziwe uczucia. Ewoluowaliście. I może wciąż nie jest łatwo, ale na jakiś sposób jest lepiej.
Tyle jej zawdzięczasz. Chciałbyś jej to powiedzieć, ale brakuje ci słów, które mogłoby dokładnie oddać twoją wdzięczność.
- Powinnaś zadzwonić do Michaela. Martwi się, chłopak. - Mówisz zamiast tego. Dziękowanie nigdy nie było twoją mocną stroną.
Mirabel w zamyśleniu wydyma wargi.
- Halo? Jesteś tutaj? - Machasz jej przed oczami dłonią, na co brunetka wykrzywia twarz w grymasie.
- Przepraszam, zamyśliłam się. - Wyjaśnia. - Co z Chiarą?
- Jutro przeszczep. Różnie może być.
- Manuel?
- Hmm?
Mirabel opiera głowę o twoje ramię i przymyka oczy. Chwilę siedzicie tak pogrążeni w kompletnej ciszy i we własnych myślach. Za oknem zachodzi słońce, a kuchnię zalewa ciemność, jednakże dla ciebie czas jakby stanął w miejscu.
- Chyba zrobiłam coś złego. - Wyznaje szeptem Winckler. Instynktownie obejmujesz ręką jej plecy, jakby chcąc chronić ją przed konsekwencjami jej czynu, czymkolwiek on jest.
- Co się dzieje, Mirabel?
Brunetka niepewnie przygryza wargę. Jej oddech przyśpiesza i nawet serce, jakby szybciej bije.
- Zakochałam się.
Otwierasz szerzej oczy, zaskoczony jej słowami. Jeszcze do niedawna sam uważałeś za głupców tych, którzy mówili o miłości, ale od tamtego czasu tyle się zmieniło. Zdążyłeś uwierzyć w miłość, przestałeś uciekać. Zacząłeś chcieć kochać. I chyba musisz przyznać, że zakochanie to nie taka straszna zbrodnia.
- Hej, przecież to nie powód do smutku. - Próbujesz ją przekonać. - Zwłaszcza, że Michi chyba odwzajemnia...
- Nic nie rozumiesz! - Mirabel zeskakuje z blatu i zatrzymuje się przed tobą, cała roztrzęsiona. Wpatruje się w ciebie szklanym wzrokiem, raz po raz zaciskając i rozprostowując palce. Jej twarz wykrzywia grymas bólu, a rozczarowanie odbija się w błękicie jej oczów. - Kompletnie nic!
- To mi powiedz. - Mówisz łagodnie, chcąc ją uspokoić. Na marne. Policzki brunetki pokrywają się krokodylimi łzami, a ona sama wydaje się być zupełnie bezradna wobec zaistniałej sytuacji.
Winckler kręci głową, jakby chcąc wyrzucić z głowy własne myśli. W końcu się poddaje. Gdy się odzywa, jej głos jest drżący i cichy.
- To w tobie się zakochałam, Fettner.
A ty czujesz się, jakbyś utracił grunt pod nogami.
*****
Momentami chyba przesadziłam, ojej.

Piosenka perfekcja, ja wiem ;3
W przerwie gdzieś między psychologią humanistyczną a koncepcją rozwoju poznawczego postanowiłam dodać rozdział. Bo uczenie się na mój pierwszy egzamin wybitnie mi nie wychodzi </3

Trzymajcie się ciepło i zapraszam tutaj (bo jeszcze na tym blogu nie spamowałam! ;o): pata-w-gapa.blogspot.com

osiemnaście: będzie czy nie będzie dobrze?



Za oknami jest jeszcze ciemno, gdy anemicznie zwalasz się z kanapy i idziesz do kuchni, by zrobić mocną kawę. Włączasz ekspres i siadasz na blacie, martwym wzrokiem wpatrując się w przeciwległą ścianę. Wciąż nie możesz uwierzyć w to, co się dzieje. Dlaczego akurat Chiara? Dlaczego w momencie, gdy miałeś jakieś nikłą i absurdalną nadzieję na to, że może jeszcze jakimś cudem między wami się ułoży? Wciąż potrzebujesz cudu, ale już nie dla was, tylko dla niej. Ona jest teraz najważniejsza.
Zaciskasz mocno oczy, gdy czujesz jak pod powiekami wzbierają się łzy. Nie chcesz rozpaść się jak domek z kart, nie teraz. Musisz być silny, jeśli nie dla siebie, to dla Chiary, ona potrzebuje teraz wsparcia jak jeszcze nigdy. A ty możesz jej je wreszcie dać. Wreszcie możesz ofiarować jej wszystko, co kiedykolwiek chciałeś, a czego wcześniej się bałeś. Tak, przestałeś bać się kochać. Ale co z tego?
Teraz to nie znaczy nic. A jednocześnie znaczy tak wiele.
Wzdychasz głośno, po czym zaczynasz bębnić palcami o kuchenny blat. Chiara wygnała cię wieczorem do domu, byś się trochę przespał, ale mimo to nie potrafiłeś zasnąć. Wierciłeś się tylko na kanapie, cały czas będąc myślami przy niej. Zastanawiałeś się jak się czuje, czy się boi i czy wszystko okej. I modliłeś się, by najczarniejsze scenariusze nigdy się nie wypełniły. Bo przecież potrzebujesz Chiary w swoim życiu jak jeszcze nigdy nikogo.
Dlaczego zawsze masz pod górkę? Dlaczego nigdy nic nie może iść łatwo? Dlaczego akurat Chiara? Dlaczego to jej musiało to się przytrafić? Dlaczego?
To wszystko twoja wina. Pieprzona karma. Kiedy w końcu odpokutujesz za swoje grzechy? Czy będzie jeszcze dobrze?
Od tych wszystkich pytań zaczyna boleć się głowa. Nalewasz sobie kawy i przyssawszy się do kubka, próbujesz oczyścić umysł. Nie przegracie tego. Będziecie walczyć do końca. Choćby los rzucał wam kłody pod nogi... Dacie radę. Razem.
Masz nadzieję, że Chiara znowu wpuści cię do swojego świata, że pozwoli ci być jeszcze bliżej, że zniknie między wami ta dziwna bariera, którą otaczacie swoje serca. Jesteś gotowy rzucić się na głęboką wodę i po raz pierwszy w życiu prawdziwie kochać. Pytanie tylko, czy po tym wszystkim i biorąc pod uwagę aktualny stan, Chiara przestanie tak asekuracyjnie i ostrożnie poruszać się po waszej relacji?
Nie masz pojęcia, co z tego może wyniknąć.
- Ktoś tu jest porannym ptaszkiem.
Podnosisz wzrok i dostrzegasz otuloną kocem Mirabel. Nie uśmiechasz się do niej, nie masz już sił, by udawać, że wszystko jest okej, że twój świat wcale się nie rozpada, a szczęście nigdy nie było dalsze. Wiesz, że prędzej czy później powiesz jej prawdę, bo nie możesz dłużej dusić sobie tego wszystkiego. A poza tym to jest Mirabel, ona wszystko widzi i samą obecnością potrafi sprawić, że się otworzysz.
- Co u ciebie? - Pytasz, odkładając kubek z kawą na bok.
Brunetka siada przy stole i podnosi na ciebie wzrok.
- Wyprowadzam się dzisiaj.
Słysząc jej słowa, zamierasz. Już przyzwyczaiłeś się do jej obecności, do tego, że zawsze jest i że umie naprowadzić cię na właściwą ścieżkę. Polubiłeś nawet spanie na niewygodnej kanapie i oglądanie durnych, meksykańskich seriali, które Mirabel tak uwielbia.
Ale to musiało nadejść i dobrze o tym wiedziałeś. Tylko dlaczego... teraz?
- Aha. Szkoda.
- Tak.
Zapada cisza. Mirabel szczelniej opatula się kocem, a ty uciekasz wzrokiem. Wiesz, że nie możesz prosić, by została, bo to byłoby zbyt egoistyczne z twojej strony. Mirabel musi wstać na własne nogi, musi nauczyć się żyć niezależnie od swojego brata, od ciebie.
Prychasz pod nosem, zirytowany własnymi myślami. Tak, Mirabel musi stać się niezależna, a ty? Twoje bycie niezależnym doprowadziło cię do momentu, w którym nie umiesz wyobrazić sobie świata bez Chiary. Takie paradoksy.
Z powrotem chwytasz za kubek i kończysz swoją kawę. Tą prozaiczną czynnością próbujesz uspokoić rozklekotane myśli i rozszalałe uczucia, ale zamiast spokoju czujesz dziwną pustkę, chłód, który obejmuje twoje wnętrze. Ponoć nieczucie mniej boli niż czucie. Ponoć z obojętnością łatwiej przetrwać. W tym momencie jednak wolałbyś, żeby cię bolało - cokolwiek - ale żeby bolało tak mocno, byś zapomniał o wszystkim.
- Chiara jest... bardzo chora. - Wyduszasz wreszcie, patrząc na własne palce ściskające porcelanowy kubek. Próbujesz być silny, naprawdę. Ale zawsze, gdy powraca do ciebie ta myśl, jakaś część ciebie się kruszy. Chyba nie masz wystarczająco wielu sił, a przynajmniej nie w obliczu tej tragedii.
- Manuel. - Mirabel pojawia się obok ciebie i stając na palcach, obejmuje twoją szyję. Czujesz jej zapach, ciepło, oddech, niemal słyszysz bicie jej serca. Wiesz, że chce dla ciebie jak najlepiej, że cię po prostu wspiera, ale mimo wszystko, obejmuje się jakaś irracjonalna złość. Bo to nie Mirabel powinna stać teraz w twojej kuchni i przytulać cię. To nie ona.
Próbujesz zdusić w sobie ten głupi poryw, byle tylko nie narobić kolejnych szkód. Delikatnie wyplątujesz się z jej objęć i zeskakujesz z blatu, po czym kładziesz kubek po kawie do zlewu. Chcesz zignorować słowa Mirabel, ale nie potrafisz.
- Wszystko będzie dobrze, zobaczysz. Chiara wyzdrowieje.
Dlaczego Winckler leci takimi utartymi frazesami? Przecież zawsze potrafiła powiedzieć coś odpowiedniego, coś...prawdziwego.
- Tego, kurwa, nie wiesz. - warczysz tylko i wracasz na kanapę, by dalej walczyć z głupimi myślami i bezsennością.
***


Mijasz szpitalne korytarze, zabiegane pielęgniarki, wykrzywione bólem twarze. Oddychasz tym specyficznym, wypełnionym zapachem detergentów powietrzem. Obojętnie prześlizgujesz wzrokiem po rażąco białych ścianach. Szpital. Miejsce, gdzie nad ludzkimi głowami zawisają wyroki, gdzie niektórzy doświadczają prawdziwych cudów, gdzie jesteś tylko z tymi ludźmi, którym na tobie zależy. Ale tam, gdzie jesteś tylko sam.
Żadne "Jest pan zdrowy", żaden krzyk niemowlęcia wydany tuż po narodzinach, żadne "przepraszam" godzące kilkuletnie spory wypowiedziane po rachunku sumienia nie zmieni tego, że szpital to najbardziej depresyjne miejsce świata. Miejsce, w którym to najczęściej nadzieje zamieniają się w rozczarowania, a marzenia w łzy.
Niepewnie naciskasz na klamkę i wchodzisz do sali. Obok łóżka Chiary siedzą jej rodzice, a o parapet okna opiera się jej siostra. Spojrzenia, jakimi jesteś bombardowany, sprawiają, że przygarbiasz się i jakby malejesz. Chiary patrzy na ciebie trochę zagubionym, trochę stęsknionym wzrokiem, jej ojciec wręcz przeszywa się na wylot, natomiast oczy matki zerkają na ciebie z dystansem. Tylko Annika uśmiecha się do ciebie delikatnie, bez żadnych wyrzutów i pretensji.
- Dzień dobry. - Mówisz cicho, pozbawiony swojej, wydawałoby się, nieodłącznej pewności siebie. Wiesz, że teraz nie możesz być pewien niczego, a zwłaszcza samego siebie.
- Manuel, zmizerniałeś. - Ocenia cię pani Kastner.
Chcesz odpowiedzieć, błysnąć jakąś żartobliwą uwagą, jak to zawsze masz w zwyczaju, ale zanim do głowy przychodzi ci jakikolwiek pomysł, Chiara prosi swoją rodzinę, by zostawili was samych na chwilę. Jej ojcowi niekoniecznie podoba się ta idea, ale ciągnięty przez żonę wychodzi na korytarz.
- Dobrze było cię zobaczyć. - Annika klepie cię w ramię, a ty uśmiechasz się do niej i zanim dziewczyna wychodzi, wypowiadasz ciche "dziękuję". W odpowiedzi młodsza Kastner puszcza ci oczko.
- Czy ty flirtujesz z moją siostrą? - Pyta Chiara z udawanym wyrzutem.
- Zazdrosna? - Siadasz na skraju łóżka blondynki, po czym łapiesz ją za dłoń.
- Skądże. Mam dobrą wiadomość. Znalazł się dawca. Jutro mam operację.
- To fantastycznie. - Uśmiechasz się szeroko i przygarniasz do siebie Chiarę, głaszcząc jej włosy. Zamykasz oczy, prosząc w duchu kogokolwiek, kto ma władzę nad tym ziemskim padołem, aby wszystko się udało, a Chiara by wróciła do zdrowia. Bo teraz musi być już tylko lepiej, nie?
Wiesz, że nie. Ale ignorujesz tą myśl. Przy Chiarze nie możesz mieć żadnych wątpliwości - będzie dobrze i już.
- Będziesz jutro, prawda? - Blondynka odchyla się, by móc zaglądnąć w twoje oczy. - Będę się mniej bała, gdy będę wiedzieć, że jesteś blisko. - Przyznaje.
Gładzisz jej policzek kciukiem.
- Już ci mówiłem, że zostanę.
- Dziękuję.
***
Musisz iść na trening, więc żegnasz się z Chiarą i jej rodziną. Z lekką ulgą wychodzisz z sali - rozmowa średnio wam się kleiła, a państwo Kastner nie potrafili pozbyć się jakiś swoich podejrzeń. Nie dziwi cię to. W końcu sam sobie nie ufasz.
Przed szpitalem dogania się ojciec Chiary. Friedrich poprawia w pośpiechu zarzuconą marynarkę, po czym wyciąga z kieszeni paczkę papierosów. Częstuje cię, ale odmawiasz.
- Sportowiec, jasne. - Cedzi. Nigdy cię nie lubił i jakoś nie widzisz powodów, by miało to się zmienić. Nie przynajmniej w najbliższym czasie.
I vice versa.
Blondyn zaciąga się nikotynowym dymem, nie szczędząc ci morderczych spojrzeń. Wiesz, czego możesz się spodziewać. Już przeszedłeś przez podobną rozmowę co najmniej dwa razy.
- Nie pozwolę ci już krzywdzisz mojej córki. - Mówi, mrużąc oczy i podchodząc do ciebie zdecydowanie za blisko. - Już za dużo razy przez ciebie płakała.
- Nie chcę jej krzywdzić. - Przyznajesz, wytrzymując jego spojrzenie. - Kocham ją. - Dodajesz po chwili, dziwiąc się samemu sobie.
Kastner wybucha pogardliwym śmiechem.
- Po prostu się do niej nie zbliżaj. W innym wypadku porozmawiamy inaczej.
- Będziemy musieli, bo nie zamierzam opuszczać już Chiary. A teraz wybaczy pan, śpieszę się.
I odchodzisz, będąc dumnym z tego, że nie dałeś ponieść się emocjom. Emocje wykrzyczysz na treningu.
**********
No okej, zakopałam się w kołdrze i kocu w tej mojej małej Syberii z postanowieniem, że wreszcie skończę ten rozdział i skończyłam. Oddzielną sprawą jest to, że jest jaki jest, słowem słaby. Ach, jest tak źle, pogubiłam się, pogubił się i Manuel, żadnych koncepcji na następne rozdziały, kompletnie nic. Tylko pomysł na epilog. Ale zanim epilog, to jeszcze trochę trzeba będzie namieszać, nie? :(((
Trzymajcie się ciepło i piszcie coś, bo nie mam, co czytać! :D