dwadzieścia: gorzej
Ściskasz dłoń Chiary, próbując nie myśleć o niczym innym niż o jej brązowych oczach, w których widać tyle różnych emocji, że aż kręci ci się w głowie. Wiesz, że się boi, że ma tą świadomość, że być może to wasze ostatnie, wspólne minuty, że jutro może po prostu dla niej nie istnieć. Przytulasz ją, pozwalając by jej łzy zmoczyły ci koszulę. Za godzinę ma przyjść anestezjolog, przedstawienie ruszy pełną parą, tylko główna aktorka zostanie jakby bierna wobec wszystkiego.
Gładzisz jej plecy. Udajesz kogoś, kto wierzy w butelkę do połowy pełną, kogoś, kto utwierdzi Chiarę, że może wygrać z chorobą, że przeszczep zakończy się sukcesem, ale wbrew wszystkiemu nie potrafisz wypędzić z głowy tych czarnych myśli, obaw, jakie cię paraliżują.
Być może to wasze ostatnie minuty. Ale żadnemu z was pożegnanie nie chce przejść przez gardło.
- Cieszę się, że jednak nie zniknąłeś z mojego życia. - Blondynka odsuwa się od ciebie, by móc spojrzeć ci w oczy. Jest taka blada i przerażona, tylko jej oczy...
Tam nie ma tylko strachu.
Potrząsasz głową, by wybić sobie z głowy zbędne nadzieje. Nie o to tu teraz chodzi. Teraz najważniejsze jest zdrowie Chiary, tylko to.
Umrzesz, jeśli ją stracisz. Bo już wiesz, że bez niej nie potrafisz żyć.
- Nie mogłem znowu zachować się jak idiota. Nie wybaczyłbym sobie, gdybym, nie robiąc nic, znowu cię stracił. Nawet jeśli odzyskałem cię tylko na kilka godzin. - Łapiesz ją za dłoń, nie spuszczając spojrzenia z kobiety swojego życia. Jej twarz rozświetla się lekkim uśmiechem, oddech odrobinę przyśpiesza, a ona sama wydaje się jakby trochę mniej przerażona. Kurczowo ściska twoją dłonią, drugą ręką odgarniając z nad twojej twarzy kosmyki włosów, które nieprzerwanie opadają na twoje czoło. Mimowolnie, wbrew strachowi i całej tej pesymistycznej sytuacji, również się uśmiechasz.
Przez chwilę jest jak dawniej, a może nawet i lepiej. Przez chwilę po prostu wiesz, że...
- Kocham cię. I nie umiem przestać, choć tak bardzo tego chcę. - Kastner przygryza mocno wargę, jednocześnie przymykając oczy i na powrót chowając się w twoich ramionach. - Jesteś wszystkim, co najlepsze i najgorsze w moim życiu.
Nie wiesz, co odpowiedzieć, więc tylko tulisz ją do siebie, chcąc odciąć od całej tej pieprzonej rzeczywistości. Powinieneś się cieszyć? Czy to cokolwiek dla was znaczy? Bo przecież jej "kocham" nie musi znaczyć, że wciąż chce z tobą być, że da ci jeszcze szansę.
Fettner, do cholery! Przywołujesz się w myślach do porządku. Bo tak naprawdę teraz liczy się tylko to, co jest tu i teraz, jakaś cholernie ulotna chwila, garść minut przed zabiegiem, który może zrujnować twoje życie doszczętnie.
- Tak bardzo cię za wszystko przepraszam. Nie powinnaś była cierpieć przeze mnie, Chiara... - Twój głos zaczyna się łamać, więc przestajesz mówić i tylko trzymasz w ramionach cały swój świat, swoje dziś i jutro, swoją przeszłość, teraźniejszą i przyszłość. Bo Chiara jest dla ciebie wszystkim i tak naprawdę nie liczy się nic więcej.
- Teraz to nieważne, naprawdę. Teraz nic się nie liczy. - Powtarza gorączko Chiara, po czym całuje twoje usta, jakby była to najnaturalniejsza i najzwyklejsza rzecz na świecie. I ty również ją całujesz, czując jak za oknami i szpitalnymi ścianami znika świat, jak wszystko, co was otacza traci swoje znaczenie. Wszystko, czego w tym momencie potrzebujecie to miłość.
I tak w paradoksalnej sytuacji jesteście na swój sposób szczęśliwi.
- Naprawdę się zmieniłeś. - Blondynka obrysowuje palcem kontur twoich ust, gładzi policzek, delikatnie dotyka zarysu szczęki zupełnie jakby chciała utrwalić w pamięci twój portret. - Tęskniłam. - Szepcze, zaciskając drugą dłoń na kołnierzu twojej koszuli. - Tak cholernie tęskniłam.
Bardzo subtelnie obsypujesz jej twarz pocałunkami, bojąc się, że możesz ją jeszcze bardziej skrzywdzić. Ale Chiara przyciąga cię do siebie mocniej, niwelując jakąkolwiek odległość między wami.
- Kocham cię. - Szepczesz między pocałunkami.
I wreszcie pada również odpowiedź.
- Ja ciebie też. Tak bardzo.
*
Stoisz na szpitalnym korytarzu oparty o chłodną ścianę z rękoma skrzyżowanymi na piersiach. Kilka metrów dalej, bliżej drzwi prowadzących na blok operacyjny rodzice Chiary tulą się do siebie, próbując nie rzucać ci nienawistnych spojrzeń. Na przeciwko nich na plastikowym krześle siedzi Annika. Nikt do nikogo się nie odzywa, choć wasze głowy pełne są najróżniejszych myśli.
Z pozornym spokojem wpatrujesz się w jasne płytki, którymi ułożony jest korytarz. Każda kolejna minuta wydaje się trwać dłużej niż poprzednia, a panująca cisza doprowadza cię na skraj wytrzymałości. Próbujesz okiełzać myśli biegnące ku operacyjnemu stołowi, na którym leży Chiary. Nie możesz się bać, bo nic złego przecież się nie wydarzy. Jesteś tego pewien, po prostu jesteś.
By przestać choć na chwilę się bać, popychasz swoje myśli ku Mirabel. Widzisz jak cała roztrzęsiona i zapłakana stoi przed tobą naga jak jeszcze nigdy i mówi, że się zakochała. W tobie. W najmniej odpowiedniej osobie. Bo nie dość, że kochanie wyjątkowo dużo trudności ci sprawia to na dodatek jesteś już zakochany i to nie w niej.
Komplikacje na całości życia.
- Dlaczego? - Wydukałeś tylko, gdy jej wyznanie zawisło między wami, budując mur nie do przebycia. Mirabel parsknęła w odpowiedzi i obejmując się ramionami podeszła do okna i oparła się o parapet.
- A dlaczego by nie? - Podniosła wyzywająco podbródek, hardo znosząc twoje spojrzenie. - Przecież w tobie kocha się wiele kobiet, sam mówiłeś.
- Ale one znają tylko pozory, a ty...
- A ja znam prawdziwego ciebie? - Winckler wpadła ci w słowo ze znaczącym uśmiechem igrającym na ustach. - Może właśnie dlatego. Mówiłam ci, że prawdziwy Manuel jest świetnym gościem. Nie powinieneś się go bać.
Pokręciłeś głową, jakby chcąc wymazać z głowy ostatnią scenę. Ale nic takiego się nie stało. Mirabel wciąż wpatrywała się w ciebie zaszyfrowanym wzrokiem, a ty wreszcie zacząłeś rozumieć jej wcześniejsze, dwuznaczne słowa. Nagle wszystko zaczęło do siebie pasować, tylko tobie nie do końca było dobrze z tą wiedzą.
- I co niby teraz? - Zapytałeś cicho.
Brunetka obdarzyła cię smutnym uśmiechem.
- Nic. Przecież kochasz Chiarę. - Powiedziała i po prostu wyszła, zanim zdążyłeś jakkolwiek zareagować.
Do dzisiaj się nie odezwała. Ty również nie wykonałeś żadnego ruchu, by skontaktować się z Winckler. A przecież nie chcesz jej stracić, jest twoją przyjaciółką, bardzo ważną osobą w życiu.
Bierzesz głęboki wdech. Jak to się stało, że w tym samym czasie stoisz w obliczu straty dwóch najważniejszych kobiet twojego życia? Dlaczego? Za jakie grzechy?
I to zaraz po usłyszeniu od nich obu "kocham".
Życie jest straszne.
Zaciskasz dłonie w pięści i napinasz mięśnie, ostatkiem sił powstrzymując się, by niczego nie rozwalić. Jest tak bardzo źle, że gorzej być nie może. Po prostu nie ma innej opcji.
Ale życie oto znowu cię zaskakuje - na korytarzu zjawia się chirurg, który prowadził operację Chiary. Jego twarz jest zmęczona, spojrzenie nie zwiastuje niczego dobrego. Podchodzisz do niego i państwa Kastner, w chwili, gdy doktor mówi:
- To była ciężka operacja, stan państwa córki nie jest dobry. Najbliższe czterdzieści osiem godzin zadecyduje o wszystkim.
Mama Chiary wybucha tłumionym płaczem, a ty wiesz, że po raz kolejny się myliłeś - nigdy nie jest tak źle, by gorzej być nie mogło.
************
Dałam sobie czterdzieści osiem godzin, by zadecydować, w którą stronę popchnąć opowiadanie. I powiem Wam, że to wcale nie jest oczywista i łatwa decyzja, bo na ten moment nie wiem nic. Ale Manuel Fettner i miłość do Austria Team jest najlepszą inspiracją na świecie. Są rzeczy, które po prostu nigdy się nie zmienią.
Do następnego!
(i wciąż zapraszam: pata-w-gapa.blogspot.com)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Biedny Manu. I biedna Chiara. Bo kiedy już mogło by być dobrze, wszystko znów się psuje.
OdpowiedzUsuńjak w piosence Happysad: a miałoby być tak pięknie, miało nie wiać w oczy nam, i ociekać szczęściem, miało być sto lat, sto lat...
OdpowiedzUsuńno cóż, w życiu nigdy nie mam dobrze, zawsze musi być też i źle.
biedni nasi bohaterowie. mam nadzieję, że wszystko się jednak ułoży...
pozdrawiam :*
weny!
Kusi mnie, aby napić Ci tu brzydko, że "dojebałaś", ale boję się, że to zabrzmi tak bardzo nie-profeszynal. A walić to, dojebałaś! Poza tym odnoszę się jeszcze do wcześniejszego rozdziału, którego tak paskudnie nie skomentowałam, za co bardzo przepraszam. No bo z jednej strony mamy to powracające uczucie Manuela i Chiary, a tutaj nagle wystrzeliła nam Mirabel i ja do tej pory zbieram szczenę z kolan. I cisną mi się na palce brzydkie słowa, ale nie będę już więcej przeklinać, tylko powiem, że Ty to nie masz w ogóle litości dla nich wszystkich. :c
OdpowiedzUsuńCzasem aż mam ochotę płakać z Manu. Nie chcę pisać, że nie zasłużył na to, bo wszyscy wiemy, że przeskrobał i to porządnie. Tylko dlaczego jak coś zaczyna się walić, to potem już wszystko się zwala na głowę? Zwłaszcza w obliczu operacji Chiary.
Właśnie. Oby tylko wszystko było z nią w porządku, oby operacja okazała się udana...
Poza tym ta pierwsza scena jest taka piękna. Taka ich. Aż mi się oczy spociły, bo to było cudowne. I chciałabym, aby to nie była taka ostatnia ich chwila. Aby było ich więcej, aby on wciąż mógł jej mówić, że ją kocha, a ona mu odpowiadała tym samym. To mi się właśnie marzy, amen!
Ściskam i mocno kocham. :*
A w końcu i ja coś napiszę ;) trafiłam na tego bloga przypadkiem (albo i nie) i bardzo dobrze, bo uwielbiam Austria Team a z nich najbardziej Fettiego właśnie! I tak oto ten blog stał się moim ulubionym, bo jakby nie patrzeć o Manu czytam teraz 3 opowiadanie a w tym jedno jest niedokończone :( a szkoda! Bo to bardzo sympatyczny skoczek i zawsze mu kibicuję :) co do opowiadania to zawsze czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział bo bardzo podoba mu się to jak przedstawiłaś Fettnera i jego przemianę wewnętrzną! Ale nie zrobisz mu teraz tego i nie uśmiercisz Chiary, prawda? Bo mi chyba pęknie serducho razem z jego sercem jeśli tak się stanie! Pozdrawiam już jako stała czytelniczka,
OdpowiedzUsuńAngelaa
Trafiłam przez przypadek i nadrobiłam wszelkie zaległości!
OdpowiedzUsuńManuel Fettner to moja pierwsza słabość z Team Austria! Taki kochany młody bad boy z czasów bycia nastolatką :)
Jak widać, czasami pierwsze zauroczenia nie mijają, o czym przekonałam się będąc w Zakopanem. Fantastyczny mężczyzna!
Wracając jednak do twojego opowiadania!
Bardzo polubiłam alter ego Fettnera. Cieszę się, że postanowiłaś pokazać inną wersję tego Austriaka. Lubię go w takim wydaniu, aczkolwiek powiem Ci szczerze, że gdybyś go mocniej dopracowała to wiesz co, może za dużo erotyków się naczytałam, ale Grey przy nim by słabo wypadł ale taki Cross. No wow! Nic tylko prosić na kolanach by cię rżnął. Ale tak wiem, to nie ta tematyka, mam jednak nadzieję, że rozumiesz pobieżnie o co mi chodziło? :>
W takim razie chłopaczyna dopiero teraz zdaje sobie sprawę, że nie jest wyprany z emocji. Przecież każdy z nas je posiada.
Absolutnie jednak nie jest mi szkoda Chiary. Jest dla mnie mdła i nijaka. Aczkolwiek chyba powinno mi być szkoda, skoro ma 48 godzin na to by "ktoś" zadecydował czy przeżyje czy nie? :D
Mirabel dla mnie od początku jest taką kotwicą dla Fettiego. Tylko oboje nie zdają sobie z tego sprawy. Napędzają się wzajemnie. Manuel jest oparciem męskim jakiego pragnie Mirabel, zaś ona jest dla niego takim światłem, promykiem nadziei, że w jego życiu nic nie musi być czarne.
Niemniej jednak to jak stworzysz i zakończysz historię zależy od ciebie. Będę tutaj do końca, choćby z sentymentu dla tego 30 letniego "wiecznie młodego" mężczyzny!
Pozdrawiam i weny życzę!
Gdybyś chciała jednak coś poczytam to zapraszam tutaj:
www.ona-to.on.blogspot.com
M.