czternaście: emocjonalnie rozsypani



Długo leżysz na plecach z zamkniętymi oczami. Boisz się, że gdy je otworzysz, cała wczorajsza noc zniknie, a wszystko, co było tak doskonałą rzeczywistością rozpłynie się w powietrzu niczym resztki pięknego snu. W końcu unosisz powieki i przekręcasz twarz w prawo; strona Chiary jest pusta. Ręką przejeżdżasz po skołtunionej pościeli, po poduszce, która jeszcze pachnie jej włosami, utwierdzając się w przekonaniu, że ta noc nie była wytworem twojej wyobraźni.
Co to dla was znaczy?
Wzdychasz przeciągle, po czym wstajesz z łóżka i szukasz swoich ciuchów. Ubrany wychodzisz z ciasnej sypialni i za zapachem mocnej kawy wędrujesz do jeszcze ciaśniejszej kuchni. Chiara siedzi na wysokim stołku w samej rozciągniętej koszulce, z bosym stopami, mokrymi włosami i z wielkim, porcelanowym kubkiem przyciśniętym do ust. Na stoliku obok niej stoi dzbanek pełen ciemnej cieczy i talerz z apetycznie wyglądającymi kanapkami.
- Dzień dobry? - Zatrzymujesz się niepewnie na progu i dłonią przeczesujesz włosy. Ta sytuacja jest tak bardzo niezręczna, że aż brakuje ci słów i gestów. Może trzeba było uciec? Zapomnieć, że ta noc miała miejsce?
Tak zrobiłby stary Manuel. A ty przecież... jesteś już inny, dojrzalszy, na jakiś sposób odpowiedzialniejszy. Nie chcesz uciekać, ucieczki cię już zmęczyły.
- Dzień dobry. - Odpowiada cicho Chiara, unosząc ku tobie wzrok. Jej oczy są wielkie i przestraszone, panika odbija się w jej spojrzeniu i sprawia, że twoje ciało jest całe sparaliżowane. Blondynka zagryza wargę, mocniej obejmując palcami kubek. Jest taka... malutka i krucha.
- Mogę? - Pytasz, podchodząc do stolika i chwytając za pusty kubek. Blondynka kiwa z przyzwoleniem głową, po czym nalewasz sobie kawy i podchodzisz do okna. Deszcz, stwierdzasz, widząc krople wody żwawo płynące w dół szklanej tafli. Prychasz cicho, zmęczony ciągłym deszczem, zimnem i szarością. Opierasz się o parapet i spoglądasz na profil Chiary. Czujesz dziwny ciężar w piersi, jednocześnie twoje serce rozpada się na tysiące kawałków, a ból, który promieniuje wzdłuż twojego ciała przyjemny bynajmniej nie jest. Targają tobą różne emocje, ale najsilniej z nich wybija się przerażająca pustka, która swoim zimnem paraliżuje twoje wnętrze. Bo bez Chiary twój świat jest nijaki i pusty, pozbawiony sensu. I wcale łatwo nie będzie go na nowo zapełnić.
A o Chiarę przecież nie możesz zawalczyć. Obiecałeś sobie, że już nigdy jej nie skrzywdzisz.
- Więc powiesz coś, czy po prostu mam wyjść, kiedy wypiję kawę? - Pytasz, byle tylko przerwać ciszę.
Kastner kręci delikatnie głową, nie odrywając wzroku od swojego kubka.
- Nie wiem, Fettner, nie wiem. - Szepcze  niemalże bezgłośnie. Nigdy nie widziałeś jej takiej zagubionej i na jakiś sposób samotnej. Ta Chiara potrzebuje solidnego pancerza, ochrony, której ty nie potrafisz jej zapewnić.
- Po prostu... - Urywa, przymykając oczy. - Zapomnijmy o tym. Przeprosiny przyjęte. A teraz, proszę, zniknij już z mojego życia.
Spodziewałeś się tych słów, mimo to ból, który sprawiły jest nie do opisania. Oddech grzęźle ci w gardle, a serce na chwilę się zatrzymuje. Zaciskasz mocno palce, omal nie krusząc kubka, z całych sił próbujesz zahamować agresję, która wzbiera w twoim ciele. Wiesz, że powinieneś po prostu wyjść, zamknąć za sobą drzwi i pozwolić Chiarze żyć dalej. Zamiast tego, odstawiasz kubek na parapet i wziąwszy głęboki wdech, szepczesz jedno jedyne imię, z którym wiążą się emocje, jakich nigdy z nikim innym nie doświadczyłeś. Cała twoja miłość, wrażliwość, ciepło, swoista tęsknota zawarte są w tych kilku głoskach układających się w najpiękniejsze imię twojego świata.
- Chiara...
- Przecież po to przyszedłeś. - Głos Kastner jest ostry i pozbawiony cierpliwości. Próbuje walczyć, ale nie wiesz, czy z tobą czy z własnymi uczuciami. - Chciałeś rozgrzeszenia, więc je masz. A ta noc... nic nie znaczyła.
- Wiesz, że to nie prawda. - Uśmiechasz się smutno. W nocy wasze uczucia były wyraźniejsze, bardziej odsłonięte, pozbawione stalowych pancerzy. W nocy widzieliście wasze serca i ich pragnienia. Ale po nocy przychodzi dzień i rozsądek dobija się o głos. Nie możecie być razem. Próbowaliście, ale nie wyszło. Przykro, ale takie jest życie. Nikt nie mówił, że będzie łatwo.
- W tej chwili to nie ma znaczenia. - Mówi uparcie, przybierając buntowniczą pozę. - Nie chcę już być przez ciebie krzywdzona. I nie chcę z tobą walczyć. Po prostu zapomnijmy.
- Ale...
- Zresztą, ta dziewczyna...
- To przyjaciółka, naprawdę. - Wpadasz jej w słowo, czując nagłą i bardzo silną potrzebę powiedzenia jej wszystkiego o Mirabel. - Okej, raz z nią spałem. Potem spotkałem ją i miała problemy... Pomagam jej. Nic nas nie łączy. Naprawdę.
- Nie obchodzi mnie to. - Chiara wzrusza ramionami, wracając do tej swojej cholernie raniącej obojętności. - Nie musisz się tłumaczyć.
- Chcę tylko byś wiedziała...
- Od kiedy jesteś taki prawdomówny? - Prycha, kierując na ciebie rozzłoszczone spojrzenie. Blondynka powoli odbudowuje swój pancerz, chowa swoje prawdziwe uczucia, cały swój ból pod maską oschłości. Już dłużej nie chce uzewnętrzniać tego, jaka jest słaba, jaką ją uczyniłeś.
Patrzysz na nią w ciszy. I nie masz nadziei. Wszystko zaprzepaściłeś swoim głupim strachem, irracjonalnym lękiem przed emocjonalną bliskością. Zniszczyłeś to, na czym najbardziej ci zależało. Ale najstraszniejsze w tym wszystkim jest to, że Chiara cierpi. Wiedziała, że związek z tobą nie będzie łatwy, a mimo to wpakowała się w to gówno, wierząc w twoją ludzką stronę, w te drobne gesty, którymi nieświadomie zdradzałeś prawdziwego siebie. W zamian dałeś jej łzy, nic więcej.
Teraz oboje jesteście emocjonalnie rozsypani. Musicie znaleźć nową drogą. Oddzielnie.
Przełykasz głośno ślinę, czując jak pęka ci serce. A potem wychodzisz z mieszkania Chiary, cicho zamykając za sobą drzwi.
To koniec.
*
Odrzucenie. To coś nowego dla ciebie. Dziwnego. Niepojętego. Nie potrafisz zrozumieć mętliku, jaki jawi się w twojej głowie, nie umiesz nazwać uczuć, jakie towarzyszą ci w drodze do domu. Tyle sprzeczności, paradoksów w tobie siedzi. I ta dziwna pustka, która paraliżuje twoje ciało, myśli. Zimno, która nieprzyjemnie otula twoje serce. Ból, który nie gaśnie. Czujesz się, jakby z każdej strony napływały do ciebie nowe uczucia, myśli, fakty. Tracisz orientację, nie wiesz, gdzie góra, a gdzie dół. Gubisz się. Gubisz się bez Chiary.
Z trzaskiem zamykasz drzwi do swojego BMW-u, ale nie kierujesz się do swojego mieszkania. Zaczynasz biec w stronę parku, jak najdalej od czterech ścian pełnych wspomnień, od własnych uczuć. Biegniesz szybko, ile sił w nogach. Biegniesz, póki starcza ci powietrza w płucach, póki nogi nie odmawiają ci posłuszeństwa. W końcu opadasz na jakąś ławkę, próbując ustabilizować oddech i drżenie rąk.  Jakieś dziwne pieczenie w oczach alarmuje twój organizm. Nie możesz płakać, jesteś mężczyzną. Mimo twoich starań i gróźb, pojedyncza łza toruje sobie drogę wśród rzęs i bardzo powoli spływa bo twoim policzku.
Nie wiesz, co się dzieje. To takie coś, jakby cały twój świat pękł w pół, jakbyś obudził się w nowej rzeczywistości. Nie poznajesz siebie. Zgubiłeś się we własnej przestrzeni. Zaczyna boleć cię głowa, serce. Jest źle, jest tak cholernie źle, że masz ochotę schować się we własnym mieszkaniu i nie wychodzić z niego przez tydzień, może nawet miesiąc. Ból, przed którym tyle uciekałeś, mocnymi falami uderza w twoją kruchą fasadę. Stało się. Pokazałeś światu uczucia, robiąc wyrwy w swoim szczelnym pancerzu. Teraz jesteś bezbronny, a twój pancerz praktycznie nie istnieje. W każdym bądź razie i tak nikt nie może skrzywdzić cię bardziej. Sami sobie swoimi niewłaściwymi decyzjami zadajemy najboleśniejsze ciosy.
- Kurwa. - Syczysz, z frustracją uderzając ręką o ławkę. Jakaś starsza pani ogląda się na ciebie z naganą w wyniosłym spojrzeniu. Nie rozumie, nikt nie rozumie. Musisz sam uporać się ze swoimi cierpieniem, to jedyne wyjście z tej beznadziejnej sytuacji. Tylko to takie trudne. Najłatwiej byłoby przestać czuć, wrócić do tej bezpiecznej, pustej przestrzeni, do której nie dopuszczałeś nikogo. Ale nie lubisz tamtego Manuela, on za bardzo rani tych, których spotyka na swojej drodze. I siebie samego.
Z nijak poukładanymi myślami wracasz do mieszkania. Słyszysz jak Mirabel tłucze się po kuchni, śpiewając do piosenki, która akurat leci w radiu. Zatrzymujesz się w progu i obserwujesz jak brunetka wyciąga z piekarnika lasagne. Gdy wasze spojrzenia się krzyżują, Winckler posyła ci szeroki uśmiech.
- No popatrzcie, kto wrócił. Jak noc, Casanovo?
Nie odpowiadasz. Z beznamiętną miną podchodzisz do radia i włączasz funkcję CD. Po kilku sekundach po kuchni rozchodzą się piosenki British Indii, jednego z ulubionych zespołów Chiary. Znajdujesz w nich dziwne ukojenie, opatrunek hamujący krew wypływającą z ran na sercu, swego rodzaju katharsis.
- To koniec. - Wzruszasz ramionami. - Mówiłem ci przecież, że jadę wszystko zakończyć.
Jesteś stonowany, spokojny, trochę za bardzo wyprany z emocji. Widzisz, że twoje zachowanie zaniepokaja Mirabel. Dziewczyna podchodzi do ciebie i wtula się w twoje ciało, próbując w ten sposób przekazać ci, że jest z tobą, że będzie cię wspierać we wszystkim. Jesteś jej wdzięczny, ten drobny gest ratuje cię przed całkowitym rozsypaniem się.
- Przykro mi. - Mówi.
- Zapytałbym, czy mam wino, ale chyba wypiłem już całe swoje zapasy. - Zmieniasz temat, bo nie wiesz, czy chcesz teraz rozmawiać o Chiarze i o tym, co się między wami stało. - Ale lasagnę chętnie zjem.
Winckler klepie cię w ramię, po czym wyciąga z szafki talerze i nakłada obiad. W cisze jecie lasagnę. Mirabel cały czas cię obserwujecie, wciąż czujesz na sobie jej zatroskane spojrzenie. Podnosisz na nią pytający wzrok.
- Tak musiało być.
- Wiem.
**********

Manu, słońce, no wybacz.
No i ten tego, musiałam kupić Fettnerowi bmw, no musiałam! I myślałam, że jak zrobię dwutygodniową przerwę między ostatnim a powyższym rozdziałem to w jakiś magiczny sposób w wordpadzie pojawią się zapasy. Nie pojawiły się. Piętnastka w połowie napisana i jest tak, no źle jest.
PS. Manu, hopaj do PŚ to może jakoś skleimy tutaj Twoje serduszko!

No i zapraszaju na dramę w dwóch aktach pt.: "Cierpienia młodego Wellingi" o tu: achtung--achtung.blogspot.com

A kto jeszcze nie zagłosował to to scrolluje do ankietki na dole ;)

Adiós ;*

trzynaście: jakby nie było jutra




Nie jesteście już tymi samymi ludźmi.
Patrzysz na Chiarę, na jej skulone ramiona i bose stopy, na zamglone, matowe oczy i wychudzone policzki, na usta zastygłe w grymasie bezradności i nie widzisz tej pewnej siebie, nieco chłodnej blondynki, w której niegdyś się zakochałeś. Jej już nie ma, po części z twojej winy.
Potem przyglądasz się sobie. Fizycznie bardzo się nie zmieniłeś, ale to, co dzieje się w twoim wnętrzu przechodzi wszelkie pojęcie. Nie jesteś już tym samym facetem, dla którego zabawa była najważniejsza. Stałeś się bardziej troskliwy, poważny, nie ciągnie cię do pijackich podrywów, do spania z kim popadnie. Dorosłeś? Chyba tak.
Więc siedzicie teraz naprzeciwko siebie w ciasnym salonie, jesteście innymi ludźmi, ale rany zdobiące wasze serca wciąż są takie same. I jak rozwiążecie ten problem?
- Tak. - Zaczynasz niezręcznie. Nie wiesz, co powiedzieć, choć jadąc tutaj miałeś ułożoną całą przemowę. Jesteś zdenerwowany i niepewny siebie, jak rzadko kiedy. Twój oddech nieznacznie przyśpiesza, a dłonie pocą się niemiłosiernie. Co się z tobą dzieje?
Przenosisz wzrok na Chiarę; blondynka wlepia oczy w podłogę, nerwowo skubiąc brzeg rękawa. To nie jest twoja Chiara, to nie ona. Ale to twoja wina, że teraz jest taka, jaka jest.
- Stało się coś? - Wymyka ci się z ust. Od razu po pytajniku, wiesz, że głupio palnąłeś. Bo co może odpowiedzieć? Tak, Fettner, stało się, spieprzyłeś mi życie?
Cholera.
Jednak Chiara cię zaskakuje.
- Nie. Nic. Wszystko w porządku. - Obojętnie wzrusza ramionami. Jej głos jest pozbawiony spodziewanej się przez ciebie ironii. Ani szczypty sarkazmu, zero szyderstwa.
Nie wierzysz.
Otwierasz usta, by wygłosić kolejną złotą myśl, ale szybko je zamykasz. Może tym razem warto przemyśleć następne słowa, co?
- Więc po co przyszedłeś?
Marszczysz czoło, dokładnie wpatrując się w Kastner. Wydaje się być taka... zrezygnowana, przegrana. Zupełnie osowiała i bezradna. Obojętna na wszystko, co ją otacza. Wyjęta poza życie.
Wygląda tak, jakby umarła w niej nadzieja.
Chiara nigdy nie była przesadną optymistką. Zawsze mocno trzymała się ziemi, wierząc, że dzięki ciężkiej pracy może osiągnąć wszystko, co zaplanuje. Ale musisz zaznaczyć, że jej plany nigdy nie były wzięte z Kosmosu, zawsze uważała z marzeniami, nie chcąc się rozczarować kolejnym niepowodzeniem. Tak żyło jej się bezpieczniej.
Spontaniczność? Według ciebie, Kastner nie zna tego słowa.
- Manuel?
Powracasz myślami do tego pokoju, próbując skupić się na odpowiedzi. Nie ma sensu kręcić, przyszedłeś powiedzieć prawdę i tego chcesz się trzymać.
Tylko... Tylko Chiara mocno cię zaniepokoiła. Czujesz, jakbyś był tylko jednym puzzlem tej rozległej układanki, jakby ta historia miała więcej wątków niż myślałeś. Coś w tej atmosferze jest takiego, co każe ci myśleć, że nie tylko wokół ciebie świat się kręci, że każdy medal ma dwie strony.
Ale co?
- Ja... - Brakuje ci słów. Bo jakimi słowami wyrazić uczucia, które przez tak długi czas drzemały gdzieś pod twoim rozrośniętym ego? Jak zawrzeć te dziwne stany i niezrozumiałe odruchy w kilku zdaniach? Jak nazwać to coś, co tak usilnie szarpie twoim sercem? Nigdy nie umiałeś mówić o uczuciach i to wciąż się nie zmieniło. Ale tak bardzo potrzebujesz, aby Chiara cię zrozumiała, aby mogła cię rozgrzeszyć. Bo jak zacząć nowe, lepsze życie, nie zrobiwszy rachunku sumienia i nie znalazłszy wybaczenia?
Bierzesz głęboki wdech i zaczynasz mówić. Z głębi serca. Tak po prostu. Spontanicznie i prawdziwie. Wreszcie bez kłamstw.
- Przepraszam. Przez połowę mojego życia zachowywałem się jak debil.
- Delikatnie mówiąc. - Chiara przewraca oczami. Wreszcie coś tak bardzo w jej stylu.
- Możesz mi nie przerywać, gdy próbuję się uzewnętrznić. Dziękuję? - Prosisz grzecznie, po czym wracasz do uprzedniego toku. - Wiem, że spieprzyłem. I że zasługujesz na kogoś lepszego niż ja. Kogoś, kto będzie umiał docenić to, jaką fantastyczną dziewczyną jesteś. Bo ja zrobiłem to za późno.
- Naprawdę nie wiem, po co mi to mówisz.
- Chcę, żebyś znała prawdę.
- A prawdą jest...?
- Kochałem ciebie. - Mówisz bardzo cicho po kilku, długich sekundach ciszy. Chiara podnosi na ciebie wzrok; widzisz jak najróżniejsza uczucia odbijają się w jej orzechowych tęczówkach, jak szok, chwilowe zmiękczenie, swego rodzaju tęsknota mieszają się i walczą o dominację w jej sercu. Ale przeczuwasz, że kobieta po prostu odrzuci je na bok, wsadzi do hermetycznego pudełka i odstawi w zapomnienie. Już i tak namieszałeś w jej życiu.
I wtedy Kastner przymyka oczy, spokojnie biorąc głęboki wdech. Wciąż jest jej ciężko, rany jeszcze nie zdążyły się zasklepić, a wspomnienia wyblaknąć.
- Nie potrafiłem tego właściwie wyrazić. Właściwie bałem się. Dlatego uciekałem. Chciałem wierzyć, że wciąż umiem nie czuć niczego głębszego do kogokolwiek, musiałem czuć, że nie jestem od nikogo zależny. A ty zburzyłaś wszystko, w co wierzyłem, całą fasadę, którą misternie wokół siebie zbudowałem. Ja... Broniłem się. - Wyrzucasz z siebie, póki masz jeszcze odwagę.
Chiara otwiera oczy. Łzy ciekną po jej bladych policzkach, usta drżą. Jest zagubiona, zmieszana. Taka malutka. Pragniesz wziąć ją w ramiona i ocalić przed całym światem. Ale to nie świat stanowi dla niej niebezpieczeństwo.
- Rozsądek zakazał mi tobie zaufać, pozwolić ci zbliżyć się do prawdziwego mnie.
- Widziałam prawdziwego Manuela. - Blondynka ucieka wzrokiem, ostatkiem sił walcząc, by całkiem się nie rozpaść. - Może nie zdajesz sobie z tego sprawy, ale bywały takie momenty... Wiem, że mnie kochałeś.
Patrzycie na siebie tak, jakby świat za oknami nie istniał, jakby jutro miało nie nadejść, jakby wszystkie ważne rzeczy straciły na swojej wartości. Bo w tej jednej chwili najważniejsza jest wasza przeszłość i to, co z niej zostało.
W jednej sekundzie każdy dystans, który was dzielił - emocjonalny, fizyczny - znika. Początkowe zmieszanie odeszło w niepamięć. Bo, cholera, cokolwiek byście nie zrobili, będziecie sobie w jakiś sposób bliscy; historii nie da się wymazać, a blizny, które zostają po ranach są jej częścią, są świadkami tego, co wydarzyło się w waszym życiu. I musicie to zaakceptować.
Chiara posyła ci smutny uśmiech, który, w jakiś pokrętny sposób, łamie ci serce.
- To przeważnie były drobiazgi, ale na drobiazgach wszystko się opiera. - Uściśla, gdy zauważa niedowierzanie na twojej twarzy. Ale to nie do końca tak. Jesteś zdziwiony, że twoje uczucia umiały przejść przez ten gruby mur, który wniosłeś dookoła swojego serca i że zrobiły to tak niedostrzeżenie. - Nawet jeśli zapominałeś o moich urodzinach i kupowałeś kwiatki dzień po, to zawsze pamiętałeś, że słoneczniki są moimi ulubionymi. Rozweselałeś mnie, gdy miałam zły humor. Zawsze mnie słuchałeś nawet, gdy opowiadałam o kolejnym nudnym dniu w pracy. Kupowałeś pizzę bez twojej uwielbianej kukurydzy, bo wiedziałeś, że jej nienawidzę. Byłeś przy mnie w złych i dobrych momentach. Dlatego zostawałam, kiedy ode mnie uciekałeś. Naiwnie wierzyłam, że w końcu...
Kastner nie daje dłużej rady. Cichy szloch przerywa jej w połowie zdania. Łzy obficie moczą jej policzki, głos zamiera w gardle. Przysuwasz się do niej bliżej i ująwszy jej twarz w dłonie, pocałunkami osuszasz jej delikatną skórę. Chiara nie protestuje. Garnie się do ciebie stęskniona czułości i twojej obecności. Nie wiesz, co dla was to znaczy. Wątpisz, by istniała dla was jakakolwiek przyszłość, za dużo razy skrzywdziłeś Chiarę, by móc odbudować ruiny, jakimi stał się wasz związek. Ale teraz to nieważne. Teraz ważna jest ta jedna chwila, podczas której nie istnieje żadne jutro, żadne kocham, żadne przepraszam. Spragnieni swoich ciał oddajecie się chwili; sukcesywnie odświeżacie obrazy swoich ciał: każde wgłębienie, każde znamię, każdy centymetr skóry. Powoli wodzisz palcami po płaskim brzuchu blondynki, z niemal nabożną czułością całujesz wgłębienie jej obojczyka. Mocno obejmujesz ją ramionami, chcąc by znowu poczuła się przy tobie bezpieczna, ale by tym razem, nie było to tylko złudzenie.
Tak delikatnie nie postępujesz z żadną kobietą. Całą swoją wrażliwość od zawsze miałeś zarezerwowaną wyłącznie dla Chiary. Bo nawet ona miewała momenty, kiedy bywała krucha i bezbronna.
Chcesz ją chronić. Nie zniesiesz dłużej widoku jej łez.
I czujesz, że ona dzisiaj pragnie czułości, troski, uczucia bycia kochaną. Pragnie być z tobą. Ten ostatni raz.
Takiego końca się nie spodziewałeś.
*****
tadam!
Dodaję sobie rozdział na poprawę humoru, bo lubię go, mimo że bardzo odbiega od tego obrazu, który miałam w głowie (ale on był za wyraźny, bym mogła go tak opisać, ech).
tadam 2!
Ja wiem, że większość z Was jest #TeamMirabel, ale mój pomysł na opowiadanie przewiduje trochę komplikacji. Jest jesień, nie ma łatwo xD
Chociaż, kto wie, co będzie po tym rozdziale, kto wie? Ja, badum tss.
A zanim ucieknę kończyć czternastkę zapraszam do wzięcie udziału w ankiecie o tam na dole.

PS. Tytuł i piosenka sponsorowana przez wiadomo kogo. Jestem zachwycona nową płytą i nie mogę doczekać się 30 XI.

T Y D Z I E Ń !


dwanaście: rekonwalescencja




Teraz powinno być łatwiej.
Robiłeś wszystko, by wyrzucić Chiarę z myśli - piłeś, sypiałeś z innymi kobietami, udawałeś przed nią, że wszystko jest w porządku, że jesteś zupełnie obojętny - ale to nie pomogło. W końcu zaakceptowałeś swój ból. Zrozumiałeś, że masz złamane serce. Wiesz, że to dziwne, nieprzyjemne uczucie promieniujące z serca powstało, bo twój świat rozpadł się na tysiące, drobnych kawałeczków. Nie wstydzisz się przed sobą, że cierpisz. Okej, wiesz już to wszystko, nie odrzucasz od siebie prawdy, więc powinno być już lepiej, lżej, powinieneś wskoczyć na drogę rekonwalescencji i kawałek po kawałku odbudować własną siatkę uczuć, odbudować siebie.
Ale tak nie jest. Wciąż jest trudno. Może nawet trudniej niż przedtem.
- Jak tam? - Mirabel siada obok ciebie na kanapie. Ma rozwichrzone włosy i rumieńce na twarzy. Dopiero co wróciła z miasta i jeszcze pachnie deszczem. Jest uśmiechnięta, taka... optymistyczna? Skąd taka zmiana, zastanawiasz się przez chwilę, ale ostatecznie twoje myśli i tak biegną ku osobie, o której postanowiłeś już nie myśleć.
- Właśnie akceptuję swoje złamane serce i to, że dostałem kosza. - Oznajmiasz beznamiętnym tonem. Jesteś taki skołowany, za nic nie potrafisz odnaleźć się w tej nowej sytuacji.
- To ja ci nie przeszkadzam. - Mirabel wstaje z kanapy, ale szybko łapiesz ją za rękę i ciągniesz w dół. Musisz z kimś porozmawiać, nie na swój temat, tylko tak ogólnie porozmawiać, oderwać się od swojego pogmatwanego wnętrza. Rzadko kiedy w twoim środku dzieją się takie rewolucje, nie wiesz, jak je ogarnąć i musisz, choć na chwilę, od nich odpocząć.
- Stało się coś? Jesteś taka... inna.
- Och, co za komplement. - Brunetka śmieje się, machając od niechcenia ręką. - Spotkałam się z Bastianem. - Dodaje po chwili, poważniejąc. Jak dziewczynka, która coś przeskrobała, skromnie spuszcza wzrok i zaczyna skubać koniec rękawa swojego grubego, wełnianego swetra. Delikatnie przygryza wargę, chcąc jak najdokładniej dobrać słowa, jak najlepiej zobrazować sytuację. Tak, żebyś mógł zrozumieć.
- Mirabel, twój brat...
- Nie powiem, że się zmienił. - Przerywa ci w pół zdania. - Bo do tego jeszcze długa droga. Ale... coś drgnęło, coś wreszcie zaczęło się dziać w tym jego małym móżdżku. Planuje wyjechać do Wiednia, odciąć się od tego szeregowego światka, wstąpić do grupy wsparcia. Chyba coś zrozumiał.
- Nie wierz tak w niego. To na razie nic nie znaczy.
- Nie rozumiesz.
- Po prostu nie chcę, byś się rozczarowała. - Przyciągasz ją do siebie, obejmując ramieniem. Jak przyjaciółkę. Całkowicie niewinnie. Mimo to, nie możesz odgonić od siebie wspomnień. Bo przecież w ten sam sposób przyciągałeś Chiarę, a ona wtulała się w ciebie zupełnie tak, jakby tylko w twoich ramionach czuła się bezpieczna. Co była swojego rodzaju paradoksem, bo przecież przez ciebie jej życie przypominało morzę.
Mirabel początkowo sztywnieje, ale po chwili jej mięśnie się rozluźniają, a ona sama wygodnie lokuje się w twoich objęciach.
- Cieszę się, że cię poznałam. - Wyznaje cicho. - Nie wiem, co by było, gdyby nie ty. Nawet nie wiesz, jakie to dla mnie ważne poznać cię od tej strony, od której nie zna cię nikt.
- Masz na myśli tego słabego, uczuciowego połamańca, który załamał się po tym, jak odeszła od niego kobieta, którą sam odepchnął? - Pytasz ironicznie, na co brunetka uśmiecha się kącikami ust.
- Tego samego. Wbrew pozorom jest świetnym facetem. I naprawdę świat się nie zawali, jeśli czasami go odrobinę uzewnętrznisz.
Prychasz, jednocześnie nie mogąc zahamować uśmiechu.
- Ale taki Manuel będzie za bardzo... szokujący dla innych.
- Myślałam, że nie obchodzi cię to, co inni o tobie myślą.
- Sam już nie wiem. W ogóle ostatnio nie czuję się sobą.
- Albo wreszcie jesteś tym kim jesteś. Mam na myśli... - Winckler marszczy czoło, jak zwykle zresztą, gdy chce powiedzieć coś odkrywczego. - Wreszcie nie boisz się być sobą, nie chowasz się już tak panicznie za maską palanta.
- Palanta? Wypraszam sobie! - Oburzasz się. Taka zniewaga wymaga natychmiastowej kary. Nie czekając długo, zaczynasz łaskotać Mirabel po brzuchu, bo wiesz, że ma tam niewyobrażalne łaskotki. Brunetka próbuje ci się wyrwać, ale na marne. Jesteś szybszy i silniejszy, więc po paru chwilach, dziewczyna niemal dusi się ze śmiechu.
- Okej... Ignorantem... Dupkiem... Wyzwolonym samcem... Jak wolisz. - Wydusza pomiędzy napadami śmiechu.
- Jesteś okropna. Naprawdę nie rozumiem dlaczego przygarnąłem cię do mojego domu. - Puszczasz ją, pokazując jej język, niczym chłopczyk w przedszkolu.
- Powiedz to, gdy znowu ugotuję leczo na obiad. - Wincklerówna śmieje się do ciebie, a twoją duszę ogarnia dziwny spokój, spokój, jaki już dawno nie gościł w twoim sercu. Wiesz, że jeszcze wiele zakrętów będziesz musiał pokonać, by być szczęśliwym, ale wiesz również, że w końcu dni będą jaśniejsze, a noce pełne cudownych snów, spośród których nie wyrwą cię koszmary. Kiedyś po prostu będzie lepiej.
- A tak nawiasem mówiąc, znalazłam pracę w kawiarni i jak tylko finansowo stanę na nogi, to znajdę sobie mieszkanie i już nie będziesz musiał mieć mnie na głowie. - Mówi Mirabel.
- I kto mi będzie gotował obiady?
- Będziesz musiał sobie jakoś radzić, niestety.
- Może jednak zostaniesz na dłużej? - Pytasz z zadziornym uśmiechem, na co dziewczyna wybucha głośnym śmiechem.
Boże, może wreszcie uda ci się ogarnąć włąsne życie?
***
Owocowa herbata stygnie w kubku, a za oknem dzień zamienia się w noc. Spokojnie kroisz warzywa, uderzając nożem w rytm "Worth Dying For" Rise Against, a Mirabel smaży na patelni kurczaka. Taki oto sielski obrazek, całkowicie zwyczajny wieczór, scena, jaka zapewne rozgrywa się w wielu innsbruckich mieszkaniach. Jednakże czegoś ci brakuje. Jakiegoś klarownego końca, epilogu, który sprawnie zamknie historię twoją i Chiary. Potrzebujesz definitywnie ustawić granice, po raz ostatni przeprosić Kastner za bałagan, jaki zrobiłeś w jej życiu. Nie chcesz, by to wszystko przez co razem przeszliście, włączając w to zarówno dobre jak i złe chwile, zakończyło się tak po prostu, tak nieodpowiednio, tak chłodno i w cieniu wielkich niedopowiedzeń.
- Muszę porozmawiać z Chiarą. - Oznajmiasz nagle i głośno, zupełnie jakby sens tego zdania dopiero teraz stał się dla ciebie oczywisty.
Mirabel podnosi z nad patelni zdziwiony wzrok. Jej brwi idą ku górze, a łyżka, którą mieszała kawałki kurczaka zatrzymuje się gwałtownie.
- Nie mogę tego tak zostawić. Znaczy... Muszę to zakończyć. Prawdziwie. Bo Chiara zasługuje na to. Nie możemy się tak po prostu rozstać. Nie po tym wszystkim. Musi być jakiś... koniec. - Wyrzucasz z siebie szybko, bardziej by przekonać siebie niż poinformować brunetkę.
Dziewczyna wciąż jest w szoku.
- Ale jak ty to sobie wyobrażasz? - Pyta, odwracając się w twoją stronę i krzyżując ręce na piersiach. - Tak po prostu do niej pójdziesz, gdy już jakoś się pozbierała i co jej powiesz?
Pod jej atakiem jakby uchodzi z ciebie powietrze.
- No... Coś wymyślę. - Dukasz z niezadowoleniem. Po chwili jednak wstępuje w ciebie nowy zapał. - Wiem, że muszę to zrobić, by wszystko raz na zawsze uporządkować.
Zanim Mirabel zdąży odpowiedzieć, odrzucasz na bok nóż i ogórka, po czym w biegu łapiesz za skórzaną kurtkę oraz kluczyki do samochodu. Szybko zbiegasz na parter, po drodze omal nie taranując sąsiada spod ósemki. Siedzisz już w samochodzie, gdy nagle uświadamiasz sobie jedną rzecz. A mianowicie, przecież nie znasz adresu Chiary, nie wiesz, gdzie się zatrzymała.
- Kurwa. - Uderzasz pięścią o kierownicę. - Uspokój się, Fettner. - Nakazujesz sobie w myślach.
Dla zebrania myśli, bierzesz głęboki wdech. Już wiesz. Musisz zadzwonić albo do siostry Chiary, Anniki, albo do Rity, jej przyjaciółki. Szybko odrzucasz Ritę - dziewczyna nigdy za tobą nie przepadała. Ale Annika... Annika to całkiem, co innego.
Wybierasz jej numer, po czym gładko sprzedajesz jej kłamstwo. Młoda Kastnerówna przez chwilę kręci, ale w końcu podaje ci adres Chiary. Świetnie. Będziesz tam nie dalej niż za pół godziny.
Odpalasz silnik i płynnie włączasz się do ruchu. W radiu lecą same rzewne piosenki, a ciebie szlag trafia, gdy znowu musisz zatrzymać się na czerwonym świetle. Ale oto już wyłania się ulica Chiary i jej kamienica.
Jak wejść do środka, by nie musieć dzwonić domofonem? Nie musisz długo czekać, rozwiązanie samo nadchodzi. Przed potężnymi drzwiami zatrzymuje się staruszka. Gdy szuka kluczy, oferujesz jej, że pomożesz jej zanieść zakupy do mieszkania. Nieznajoma zgadza się, a ty kilka minut później pukasz w drzwi Chiary.
Klucz głośno chrzęści, a drzwi z trudem ustępują. Gdy między tobą a Kastnerówną znika drewniana bariera, w oczach dziewczyny pojawia się wielkie niedowierzanie.
- Manuel, co ty tutaj robisz?
**************
Ojej, jeden rozdział zapasu, to zdecydowanie nie jest fajne! Bardzo mocno niefajnie!
I, no nie wiem, pomyślałam, że jesienna depresja i zdołowany Manuel to wystarczające powody, by zmienić szablon. Nigdy nie byłam w tym dobra, więc szablon jest jaki jest, ale ja lubię taką prostotę i w ogóle. Chyba nie wygląda to najgorzej, nie? ;p

I co tu jeszcze. Ano skoki za dwa tygodnie, to cieszy <3


jedenaście: ludzie odchodzą




Nie możesz dłużej uciekać od tej myśli; to oczywiste, że odrzucanie miłości doprowadziło cię do tego punktu, w którym byłeś, jakby zawieszony między totalną obojętnością, a dziwną tęsknotą, niekończącym się żalem. Okej, zakochałeś się, to przecież nie koniec świata. Jednakże wszystko spieprzyłeś między sobą a Chiarą, a to już trochę bardziej zakrawa na koniec świata. Ale nie poddasz się. Jesteś sportowcem i wiesz, że nawet z pozoru dramatycznych sytuacji da się wyjść zwycięsko.
Cóż, teraz, gdy przyznałeś się do własnych uczuć, łatwiej będzie ci się odkochać, znaleźć stabilizację w swoim pogmatwanym życiu.
- Idę na zakupy, bo w twojej lodówce nie można znaleźć nic poza pasztetem. - Krzyczy z przedpokoju Mirabel.
- Bardzo dobrym pasztetem. - Uściślasz z lekkim uśmiechem. To naprawdę cud, że Mirabel pojawiła się w twoim życiu w chwili, gdy potrzebowałeś kogoś, kto otworzy ci oczy i pomoże zrozumieć ci własne zachowanie. Kogoś, kto odważy się powiedzieć to, co dla wszystkich, poza tobą, było oczywistością.
Dzwonek do drzwi wyprzedza wyjście Mirabel. Słyszysz, że brunetka otwiera przybyszowi i wymienia z nim kilka zdań. Potem do twoich uszów dociera dźwięk zamykanych drzwi i oddalający się stukot obcasów. Jednocześnie do twojej kuchni zagląda zaintrygowana twarz Hayböcka.
- Nie czaj się tak. - Mówisz,  dopijając swoją kawę.- Właź.
- Siema. - Michi podaje ci dłoń, po czym siada na krześle, nie spuszczając z ciebie zdziwionego wzroku.
-  No co?
- Masz nową dziewczynę? - Pyta, nawet nie próbując maskować niedowierzania.
- No coś ty. - Prychasz. - To... koleżanka. Pomagam jej.
Hayböck ci nie wierzy. Dlaczego to cię nie dziwi?
- Serio. - Przewracasz oczami. - Ma trudną sytuację i bezinteresownie jej pomagam.
- Ale z nią spałeś, prawda? Bo to niemożliwe, że...
- Nie spałem z nią. - Wchodzisz blondynowi w słowo, łatwo wyrzucając z siebie kłamstwo.
- Cóż... - Michael nie wygląda na przekonanego, ale licho z tym. - Gotowy na trening?
- Jasne. - Przytakujesz, drugi raz mijając się z prawdą. Bo, jak to mówią, kac morderca nie zna serca.
*
Wszystko jest jak z waszego utartego schematu - wielka kłótnia, mnóstwo pretensji, trochę łez, rzeczy pakowane w pośpiechu do walizki, trzask drzwi, a potem kilka dni ciszy, po której Chiara znowu staje w twoich drzwiach, prosząc cicho, byś już jej nie krzywdził. Ale dzisiaj, mimo iż blondynka stoi niepewnie na progu niegdyś waszego mieszkania, jest inaczej. Bo wiesz, że nie przyszła wrócić. Raczej odejść tak definitywnie, raz na zawsze unicestwić ten toksyczny związek.
I to wtedy, gdy uświadomiłeś sobie, że ją kochasz.
Nie wiesz, jak się zachować, więc tylko odsuwasz się odrobinę, a blondynka wciska się do mieszkania. Przechodząc, zostawia za sobą zapach wanilii. Dziwny, niezrozumiały dreszcz przeszywa twoje ciało, serce nieco mocniej bije, a głowa jest pełna szczęśliwych wspomnień. Uświadamiasz sobie, że często przy Chiarze czułeś się tak inaczej - nienormalne skurcze żołądka, przyśpieszony puls, zwykła chęć odgarnięcia jej włosów - tylko wcześniej ignorowałeś wszystkie te anomalia, odpychałeś je od siebie, dusiłeś w zarodku, jednocześnie myśląc, że przecież nie możesz uzależnić się od jakiejkolwiek kobiety.
Wbrew sobie zakochałeś się.
Chiara, przygryzając dolną wargę, kieruje się do sypialni. Idziesz za nią, sam nie wiesz dlaczego. Blondynka na chwilę przystaje na progu, szybko omiata spojrzeniem pokój, po czym z kamienną miną podchodzi do szafki nocnej. Wzdychasz cicho. Nie chcesz walczyć o Chiarę, ale mimowolnie zarzucasz sobie takie zaniechanie. Bo przecież sypialnia jest pełna rzeczy Mirabel - na pół opróżniona walizka pod szafą, pełno kosmetyków na komodzie, jakieś czasopismo leżące na łóżku, otworzone na artykule traktującym o zdradzie.
Życie lubi z ciebie drwić, stwierdzasz.
Kastnerówna wyciąga z szafki zieloną teczkę i odwraca się w stronę drzwi. Chce przejść, ale ty wciąż stoisz w progu, torując jej wyjście. Kobieta wciąż ma obojętną minę, tylko jej oczy zdradzają dziwny ból i zmęczenie. Mimo, że znasz Chiarę, jak mało kogo, to dzisiaj nie potrafisz rozszyfrować jej uczuć.
- Przepuść mnie. - Mówi cicho i są to pierwsze słowa, jakie padają z jej ust dzisiejszego popołudnia.
Nie wiesz, co zrobić. Masz duży wybór, ale która decyzja będzie najodpowiedniejsza?
- Chiara...
- Przepuść mnie. Nie mogę już dłużej patrzyć, jak marnujesz życie kolejnej dziewczynie. - Ze złością przepycha się obok ciebie, a ty stoisz w miejscu jakby wrośnięty w podłogę, bijąc się z myślami. Chcesz jej tak dużo powiedzieć, chcesz, by wiedziała, że Mirabel to tylko twoja koleżanka, której pomagasz, że nie śpicie razem, że w twoim sercu jest miejsce tylko dla jednej kobiety. I chcesz najzwyczajniej przeprosić. Szczerze, prawdziwie. Ale zamiast tego stoisz z przymkniętymi oczami, a dźwięk zamykanych drzwi rozrywa ci serce.
Koncertowo spieprzyłeś swoje życie.
**********
Łał, Manu cierpi, sehr traurig, co ja zrobiłam </3
Ale jest John Newman, a jak jest John Newman to życie jest lepsze! I jeszcze prawie cała doba w domku, potem 2,5 doby i znowu przywitam swoje Podkarpacie. Piękny ten listopad bardzo.
I po obiedzie muszę wyciągnąć kogoś na spacer, bo moje Pikuły zmieniły się tak bardzo :O