Długo leżysz na plecach z zamkniętymi oczami. Boisz się, że gdy je otworzysz, cała wczorajsza noc zniknie, a wszystko, co było tak doskonałą rzeczywistością rozpłynie się w powietrzu niczym resztki pięknego snu. W końcu unosisz powieki i przekręcasz twarz w prawo; strona Chiary jest pusta. Ręką przejeżdżasz po skołtunionej pościeli, po poduszce, która jeszcze pachnie jej włosami, utwierdzając się w przekonaniu, że ta noc nie była wytworem twojej wyobraźni.
Co to dla was znaczy?
Wzdychasz przeciągle, po czym wstajesz z łóżka i szukasz swoich ciuchów. Ubrany wychodzisz z ciasnej sypialni i za zapachem mocnej kawy wędrujesz do jeszcze ciaśniejszej kuchni. Chiara siedzi na wysokim stołku w samej rozciągniętej koszulce, z bosym stopami, mokrymi włosami i z wielkim, porcelanowym kubkiem przyciśniętym do ust. Na stoliku obok niej stoi dzbanek pełen ciemnej cieczy i talerz z apetycznie wyglądającymi kanapkami.
- Dzień dobry? - Zatrzymujesz się niepewnie na progu i dłonią przeczesujesz włosy. Ta sytuacja jest tak bardzo niezręczna, że aż brakuje ci słów i gestów. Może trzeba było uciec? Zapomnieć, że ta noc miała miejsce?
Tak zrobiłby stary Manuel. A ty przecież... jesteś już inny, dojrzalszy, na jakiś sposób odpowiedzialniejszy. Nie chcesz uciekać, ucieczki cię już zmęczyły.
- Dzień dobry. - Odpowiada cicho Chiara, unosząc ku tobie wzrok. Jej oczy są wielkie i przestraszone, panika odbija się w jej spojrzeniu i sprawia, że twoje ciało jest całe sparaliżowane. Blondynka zagryza wargę, mocniej obejmując palcami kubek. Jest taka... malutka i krucha.
- Mogę? - Pytasz, podchodząc do stolika i chwytając za pusty kubek. Blondynka kiwa z przyzwoleniem głową, po czym nalewasz sobie kawy i podchodzisz do okna. Deszcz, stwierdzasz, widząc krople wody żwawo płynące w dół szklanej tafli. Prychasz cicho, zmęczony ciągłym deszczem, zimnem i szarością. Opierasz się o parapet i spoglądasz na profil Chiary. Czujesz dziwny ciężar w piersi, jednocześnie twoje serce rozpada się na tysiące kawałków, a ból, który promieniuje wzdłuż twojego ciała przyjemny bynajmniej nie jest. Targają tobą różne emocje, ale najsilniej z nich wybija się przerażająca pustka, która swoim zimnem paraliżuje twoje wnętrze. Bo bez Chiary twój świat jest nijaki i pusty, pozbawiony sensu. I wcale łatwo nie będzie go na nowo zapełnić.
A o Chiarę przecież nie możesz zawalczyć. Obiecałeś sobie, że już nigdy jej nie skrzywdzisz.
- Więc powiesz coś, czy po prostu mam wyjść, kiedy wypiję kawę? - Pytasz, byle tylko przerwać ciszę.
Kastner kręci delikatnie głową, nie odrywając wzroku od swojego kubka.
- Nie wiem, Fettner, nie wiem. - Szepcze niemalże bezgłośnie. Nigdy nie widziałeś jej takiej zagubionej i na jakiś sposób samotnej. Ta Chiara potrzebuje solidnego pancerza, ochrony, której ty nie potrafisz jej zapewnić.
- Po prostu... - Urywa, przymykając oczy. - Zapomnijmy o tym. Przeprosiny przyjęte. A teraz, proszę, zniknij już z mojego życia.
Spodziewałeś się tych słów, mimo to ból, który sprawiły jest nie do opisania. Oddech grzęźle ci w gardle, a serce na chwilę się zatrzymuje. Zaciskasz mocno palce, omal nie krusząc kubka, z całych sił próbujesz zahamować agresję, która wzbiera w twoim ciele. Wiesz, że powinieneś po prostu wyjść, zamknąć za sobą drzwi i pozwolić Chiarze żyć dalej. Zamiast tego, odstawiasz kubek na parapet i wziąwszy głęboki wdech, szepczesz jedno jedyne imię, z którym wiążą się emocje, jakich nigdy z nikim innym nie doświadczyłeś. Cała twoja miłość, wrażliwość, ciepło, swoista tęsknota zawarte są w tych kilku głoskach układających się w najpiękniejsze imię twojego świata.
- Chiara...
- Przecież po to przyszedłeś. - Głos Kastner jest ostry i pozbawiony cierpliwości. Próbuje walczyć, ale nie wiesz, czy z tobą czy z własnymi uczuciami. - Chciałeś rozgrzeszenia, więc je masz. A ta noc... nic nie znaczyła.
- Wiesz, że to nie prawda. - Uśmiechasz się smutno. W nocy wasze uczucia były wyraźniejsze, bardziej odsłonięte, pozbawione stalowych pancerzy. W nocy widzieliście wasze serca i ich pragnienia. Ale po nocy przychodzi dzień i rozsądek dobija się o głos. Nie możecie być razem. Próbowaliście, ale nie wyszło. Przykro, ale takie jest życie. Nikt nie mówił, że będzie łatwo.
- W tej chwili to nie ma znaczenia. - Mówi uparcie, przybierając buntowniczą pozę. - Nie chcę już być przez ciebie krzywdzona. I nie chcę z tobą walczyć. Po prostu zapomnijmy.
- Ale...
- Zresztą, ta dziewczyna...
- To przyjaciółka, naprawdę. - Wpadasz jej w słowo, czując nagłą i bardzo silną potrzebę powiedzenia jej wszystkiego o Mirabel. - Okej, raz z nią spałem. Potem spotkałem ją i miała problemy... Pomagam jej. Nic nas nie łączy. Naprawdę.
- Nie obchodzi mnie to. - Chiara wzrusza ramionami, wracając do tej swojej cholernie raniącej obojętności. - Nie musisz się tłumaczyć.
- Chcę tylko byś wiedziała...
- Od kiedy jesteś taki prawdomówny? - Prycha, kierując na ciebie rozzłoszczone spojrzenie. Blondynka powoli odbudowuje swój pancerz, chowa swoje prawdziwe uczucia, cały swój ból pod maską oschłości. Już dłużej nie chce uzewnętrzniać tego, jaka jest słaba, jaką ją uczyniłeś.
Patrzysz na nią w ciszy. I nie masz nadziei. Wszystko zaprzepaściłeś swoim głupim strachem, irracjonalnym lękiem przed emocjonalną bliskością. Zniszczyłeś to, na czym najbardziej ci zależało. Ale najstraszniejsze w tym wszystkim jest to, że Chiara cierpi. Wiedziała, że związek z tobą nie będzie łatwy, a mimo to wpakowała się w to gówno, wierząc w twoją ludzką stronę, w te drobne gesty, którymi nieświadomie zdradzałeś prawdziwego siebie. W zamian dałeś jej łzy, nic więcej.
Teraz oboje jesteście emocjonalnie rozsypani. Musicie znaleźć nową drogą. Oddzielnie.
Przełykasz głośno ślinę, czując jak pęka ci serce. A potem wychodzisz z mieszkania Chiary, cicho zamykając za sobą drzwi.
To koniec.
*
Odrzucenie. To coś nowego dla ciebie. Dziwnego. Niepojętego. Nie potrafisz zrozumieć mętliku, jaki jawi się w twojej głowie, nie umiesz nazwać uczuć, jakie towarzyszą ci w drodze do domu. Tyle sprzeczności, paradoksów w tobie siedzi. I ta dziwna pustka, która paraliżuje twoje ciało, myśli. Zimno, która nieprzyjemnie otula twoje serce. Ból, który nie gaśnie. Czujesz się, jakby z każdej strony napływały do ciebie nowe uczucia, myśli, fakty. Tracisz orientację, nie wiesz, gdzie góra, a gdzie dół. Gubisz się. Gubisz się bez Chiary.
Z trzaskiem zamykasz drzwi do swojego BMW-u, ale nie kierujesz się do swojego mieszkania. Zaczynasz biec w stronę parku, jak najdalej od czterech ścian pełnych wspomnień, od własnych uczuć. Biegniesz szybko, ile sił w nogach. Biegniesz, póki starcza ci powietrza w płucach, póki nogi nie odmawiają ci posłuszeństwa. W końcu opadasz na jakąś ławkę, próbując ustabilizować oddech i drżenie rąk. Jakieś dziwne pieczenie w oczach alarmuje twój organizm. Nie możesz płakać, jesteś mężczyzną. Mimo twoich starań i gróźb, pojedyncza łza toruje sobie drogę wśród rzęs i bardzo powoli spływa bo twoim policzku.
Nie wiesz, co się dzieje. To takie coś, jakby cały twój świat pękł w pół, jakbyś obudził się w nowej rzeczywistości. Nie poznajesz siebie. Zgubiłeś się we własnej przestrzeni. Zaczyna boleć cię głowa, serce. Jest źle, jest tak cholernie źle, że masz ochotę schować się we własnym mieszkaniu i nie wychodzić z niego przez tydzień, może nawet miesiąc. Ból, przed którym tyle uciekałeś, mocnymi falami uderza w twoją kruchą fasadę. Stało się. Pokazałeś światu uczucia, robiąc wyrwy w swoim szczelnym pancerzu. Teraz jesteś bezbronny, a twój pancerz praktycznie nie istnieje. W każdym bądź razie i tak nikt nie może skrzywdzić cię bardziej. Sami sobie swoimi niewłaściwymi decyzjami zadajemy najboleśniejsze ciosy.
- Kurwa. - Syczysz, z frustracją uderzając ręką o ławkę. Jakaś starsza pani ogląda się na ciebie z naganą w wyniosłym spojrzeniu. Nie rozumie, nikt nie rozumie. Musisz sam uporać się ze swoimi cierpieniem, to jedyne wyjście z tej beznadziejnej sytuacji. Tylko to takie trudne. Najłatwiej byłoby przestać czuć, wrócić do tej bezpiecznej, pustej przestrzeni, do której nie dopuszczałeś nikogo. Ale nie lubisz tamtego Manuela, on za bardzo rani tych, których spotyka na swojej drodze. I siebie samego.
Z nijak poukładanymi myślami wracasz do mieszkania. Słyszysz jak Mirabel tłucze się po kuchni, śpiewając do piosenki, która akurat leci w radiu. Zatrzymujesz się w progu i obserwujesz jak brunetka wyciąga z piekarnika lasagne. Gdy wasze spojrzenia się krzyżują, Winckler posyła ci szeroki uśmiech.
- No popatrzcie, kto wrócił. Jak noc, Casanovo?
Nie odpowiadasz. Z beznamiętną miną podchodzisz do radia i włączasz funkcję CD. Po kilku sekundach po kuchni rozchodzą się piosenki British Indii, jednego z ulubionych zespołów Chiary. Znajdujesz w nich dziwne ukojenie, opatrunek hamujący krew wypływającą z ran na sercu, swego rodzaju katharsis.
- To koniec. - Wzruszasz ramionami. - Mówiłem ci przecież, że jadę wszystko zakończyć.
Jesteś stonowany, spokojny, trochę za bardzo wyprany z emocji. Widzisz, że twoje zachowanie zaniepokaja Mirabel. Dziewczyna podchodzi do ciebie i wtula się w twoje ciało, próbując w ten sposób przekazać ci, że jest z tobą, że będzie cię wspierać we wszystkim. Jesteś jej wdzięczny, ten drobny gest ratuje cię przed całkowitym rozsypaniem się.
- Przykro mi. - Mówi.
- Zapytałbym, czy mam wino, ale chyba wypiłem już całe swoje zapasy. - Zmieniasz temat, bo nie wiesz, czy chcesz teraz rozmawiać o Chiarze i o tym, co się między wami stało. - Ale lasagnę chętnie zjem.
Winckler klepie cię w ramię, po czym wyciąga z szafki talerze i nakłada obiad. W cisze jecie lasagnę. Mirabel cały czas cię obserwujecie, wciąż czujesz na sobie jej zatroskane spojrzenie. Podnosisz na nią pytający wzrok.
- Tak musiało być.
- Wiem.
**********
No i ten tego, musiałam kupić Fettnerowi bmw, no musiałam! I myślałam, że jak zrobię dwutygodniową przerwę między ostatnim a powyższym rozdziałem to w jakiś magiczny sposób w wordpadzie pojawią się zapasy. Nie pojawiły się. Piętnastka w połowie napisana i jest tak, no źle jest.
PS. Manu, hopaj do PŚ to może jakoś skleimy tutaj Twoje serduszko!
No i zapraszaju na dramę w dwóch aktach pt.: "Cierpienia młodego Wellingi" o tu: achtung--achtung.blogspot.com
A kto jeszcze nie zagłosował to to scrolluje do ankietki na dole ;)
Adiós ;*
Hmm... od razu napiszę, że muszę się zmusić i nadrobić zaległości. Nie może być tak, żebym nie czytała takiego opowiadania. Jak widać i tutaj miłość szczęśliwą nie jest.
OdpowiedzUsuńAkurat w tym momencie mojego życia dziwnie mi to odpowiada, ale.... no ja nie o tym.
Piszesz dobrze, czyta się szybko. Manuela lubię, więc od razu się piszę na czytelniczkę. Manuela zagubionego i cierpiącego z miłości do dziewczyny, z którą nie może być - lubię jeszcze bardziej.
Jak będzie dalej, zobaczymy.
Word ma to do siebie, że w niczym paskudnik nie chce dopomóc.
Pozdrawiam^^
Manuel, przykro mi. Naprawdę. Chciałam żeby ci się ułożyło. I kurcze, mam nadzieję, że tak się stanie, mimo że już nie z Chiarą.
OdpowiedzUsuńOMG, OMG, nie wiem co napisać... tyle myśli mi się teraz krząta po głowie, że hohoho... no ale spróbuję je jakoś w miarę ogarnąć, coby skrobnąć parę słów :)
OdpowiedzUsuńech, coś mi się zdaje, że mimo wszystko Manuel wróci do Chiary. nie będę ukrywać, że bardzo bym się z tego cieszyła. z drugiej jednak strony coś mi mówi, że to jednak z Mirabel zwiąże się nasz Casanova... no ale czas pokaże, z kim będzie Fetti :)
rozdział jak zwykle cudowny, czekam na następny.
weny, weny i jeszcze raz weny :*
PS: zapraszam do siebie ----> http://skoczna-historia-o-milosci.blogspot.com/
A ja jestem wręcz zadowolona i szczęśliwa z takiego obrotu spraw.
OdpowiedzUsuńManu cierpi , ale sam tego chciał.
Zawsze to Chiara cierpiała , a on miał to wszystko powyżej uszu , więc niech Nasz Fetti zobaczy jak to jest.
Ma Mirabel , a dziewczynie widać zależy na jego szczęściu , więc może nie będzie tak źle.
A BMW to już swoją drogą♥
Ann.
http://die-glut-der-liebe.blogspot.com/
No, w końcu dotarłam. Te komentarzowe weny są jeszcze gorsze od tych zwykłych. Jak żyć?
OdpowiedzUsuńAle nieważne. Po tej dawce uczuć, jaką zaserwowałaś nam w poprzednim rozdziale byłam okropnie ciekawa, jak to potoczy się dalej. Czy ta dwójka coś między sobą wyjaśni? Czy Chiara może zmieni zdanie? (Czy Manuel w ogóle zostanie na noc... ZOSTAŁ! <3) Yep, muszę przyznać, że miałam nadzieje na to, że może jednak się ułoży. Ale to tylko ja i moja naiwna dusza romantyczki, którą gdzieś tam ugniatam, co by się zamknęła, bo zazwyczaj smęci bez sensu... Anyway, rozczarowałam się, ale to dobrze. Byłoby za pięknie, gdyby jednak się ułożyło, a to nie o to tutaj chodzi. Manu jest takim dobrym przykładem na to, że za swoje błędy trzeba płacić. Że jeśli się napaskudziło, to trzeba to posprzątać. I że nie zawsze mamy wiatr pod narty. To właśnie uwielbiam w tym opowiadaniu. Nie ma głaskania, nie ma pieszczenia postaci i stawiania ich w świetle ofiar. Bo tutaj głównym bohaterem jest ten, który rani. Wszystko widzimy z perspektywy tego złego i teraz razem z nim zbieramy żniwa jego złego postępowania. I właściwie też uczymy się empatii dla tych, którzy zadają ciosy. Zazwyczaj rozczulamy się nad ofiarami, to im współczujemy, to one są obiektami naszej uwagi. Ale nie tutaj. I to jest właśnie piękne. W postaci Manuela widzimy przyczyny i skutki złych decyzji i zadanego bólu, siedzimy w jego butach i och, o jest cudowne. Przepięknie przedstawiasz to z punktu psychologicznego. Te emocje, ten cierpiący Fetti, to co się z nim dzieje... Rozpływam się!
Rzeczywiście, tak musiało być, Manu. Ale przynajmniej nie siedzisz w tym szicie sam. W końcu obok jest Mirabel. A Mirabel z lasagną to już w ogóle! <3
Kocham, kocham, kocham to opowiadanie. No i wiesz... Manuel jest rawr. Ale Manuel w BMW to już w ogóle kosmosy!
Ściskam cieplutko w te iście fińskie wieczory. <3