- Boże, Hayböck, jedziesz tylko na tydzień, a wziąłeś całą szafę. Jak baba normalnie. - Rzucasz z przekąsem, gdy Michael pakuje swoje dwie walizki do twojego bagażnika.
Chłopak nieurażony twoją uwagę, zamyka klapę samochodu i lokuje się na miejscu pasażera, gotowy do podróży.
- To moje zapasy jedzenia. - Wyjaśnia, gdy również wsiadasz do auta. - Słyszałem, że Kutin strasznie pilnuje diety skoczków. A wiesz, że bez makaronu z tuńczykiem nie umiem żyć. I bez Haribo. Boże, jak ja uwielbiam Haribo.
Patrzysz na niego jak na wariata. Nie, on nie jest normalny.
Podłączasz swojego iPoda, po czym odpalasz silnik i włączasz się do ruchu w rytm Sum 41.
- Po pierwsze - zaczynasz - ja nie wiem, kto ci takich bzdur naopowiadał, najpewniej Kraft, ale Kutin też jest człowiekiem. Po drugie, żywisz się samym makaronem i żelkami?
Usta Michaela rozszerzają się w szerokim uśmiechu.
- I mannerami! Mannery ma wziąć Stefan. I może Kofler. A ty?
Przewracasz oczami. Masz tylko nadzieję, że na zgrupowaniu nie przypadnie ci pokój z Hayböckiem, inaczej oszalejesz. A jesteś temu bardzo bliski. Bo tęsknota i złamane serce utrudniają ci normalne funkcjonowanie. Bywają momenty, kiedy zwykły wdech sprawia ci ogromne trudności; ogień niemal pali twoje płuca, a ty ze łzami w oczach próbujesz zaczerpnąć powietrza. Nie wiesz, co Chiara z tobą zrobiła, ale bardzo ci się to nie podoba. Nie wiesz, jak wziąć się za naprawianie siebie, za odzwyczajenie się od Kastner. To wszystko jest takie trudne, nowe i nieprzyjemne.
I tak bardzo potrzebujesz snu. Bezsenne noce zaczęły cię irytować, w końcu ileż można czytać durne, babskie gazety i pić melisę na zmianę z rumiankiem?
- Fetti?
Jakiś czas później Michi odzywa się bardzo niepewnie. Spoglądasz na niego ukradkowo, dziwnie zaniepokojony. Ton głosu blondyna może zwiastować jedynie jakąś prośbę, to pewne.
- Hmm?
- Wczoraj spotkałem na mieście Mirabel. - Mówi cicho chłopak, wlepiając wzrok w swoje splątane palce. Zauważasz, że jest dziwnie skrępowany i onieśmielony, przypomina ci przedszkolaka, która po raz pierwszy wędruje do szkoły w za dużym tornistrze.
- I co w związku z tym? - Pytasz, wymijając jakiś samochód. Całkiem fajny, swoją drogą.
- Umówiłem się. Znaczy, jak wrócę. Może gdzieś pójdziemy. Czy coś. - Blondyn plączę się. - Chyba nie masz nic przeciwko, co?
Uśmiechasz się pod nosem. A jednak Mirabel zawróciła w głowie tego głąba.
- Byle tylko wasza randka nie odbywała się w moim domu. I w moim łóżku, uściślając. - Mówisz ze śmiechem.
Dobrze wychodzi ci udawanie niepołamanego, sklejonego człowieka. Ale wiesz, że na dłuższą metę nie dasz rady chodzić z durnym uśmiechem przyklejonym do twarzy, że prędzej czy później tama pęknie i posypią się twoje smutki. Chyba czas najwyższy z kimś o tym porozmawiać, a nie dusić w sobie wszystkiego. Przez pół życia się nie uzewnętrzniałeś i popatrz, do czego to doprowadziło. Dwa złamane serce, emocjonalna niepełnosprawność, totalne zagubienie. To zdecydowanie nie wygląda dobrze.
- Hej, słuchasz mnie? - Michael delikatnie szturcha cię w ramię.
- Idioto, nie widzisz, że prowadzę. - Sapiesz, lekko zirytowany, bynajmniej nie na Hayböcka.
Blondyn robi obrażoną minę.
- Gdyby nie ja, to najpewniej wpakowałbyś nas do rowu. Coś taki zamyślony? Zresztą nieważne. Naprawdę nie przeszkadza ci, że umawiam się z Mirabel?
Rzucasz koledze ukradkowe spojrzenie. Dawno nie widziałeś go takiego ożywionego, z iskierkami w oczach, uśmiechniętego. Od tej całej sprawy z Birgit był wiecznie przymulony i nie do życia, a tu proszę, wystarczył jeden uśmiech Mirabel, by Michi z ponuraka z powrotem stał się pozytywnie nastawiony do świata.
- Skądże. Baw się dobrze, Makaronie.
Michi obdarza cię promiennym uśmiechem, po czym pogrąża się w lekturze komiksu. Dobrze widzieć, że się podnosi, że ból po rozstaniu nie trwa wiecznie. Może i dla ciebie jest jeszcze jakaś nadzieja.
*
- Proszę!
Słyszysz chwilę po tym jak zapukałeś w drzwi na końcu korytarza. Naciskasz klamkę i pewnym krokiem wchodzisz do pokoju, w którym Schlierenzauer zdążył się już zadomowić na dobre, o czym świadczy burdel panujący praktycznie wszędzie. Krytycznym spojrzeniem rozglądasz się wokół, po czym zatrzymujesz wzrok na Gregorze stukającym w ekran dotykowego telefonu.
- Elo. Widzę, że odtworzyłeś swoje naturalne środowisko. - Uśmiechasz się złośliwe, padając na łóżko niechybnie należące do Dietharta. A przynajmniej tak wnioskujesz po idealnie ułożonej i nieskołtunionej pościeli.
- Bardzo zabawne, Fettner. - Schlieri unosi wzrok z nad swojego smartfona, obdarzając cię wyniosłym spojrzeniem. - Kto bogatemu zabroni? - Dodaje, wzruszając ramionami. - A z innej beczki, co sprowadza dobrą duszę?
Kładziesz się na plecach, wlepiając wzrok w sufit. Czego Diethart ma wygodniejsze łóżko od twojego?
- Minęła godzina, a ja mam dość Hayböcka. Wpieprzył już połowę mannerów, które dostał od Krafta. Za jakie grzechy dzielę z nim pokój?
Gregor wybucha tłumionym śmiechem.
- Oj, lista twoich grzechów jest całkiem długa.
- Dzięki. - Rzucasz z przekąsem. Nie ma to jak wsparcie w przyjaciołach.
- Ej. - Gregor marszczy brwi w zamyśleniu. - Mają mannery i się nie podzielili? Świnie. A ja im przecież tak dobrodusznie ofiarowywałem RedBulla!
Uśmiechasz się pod nosem. No sami debile wokół ciebie. Ale i tak nie potrafisz pozbyć się wrażenia, że największym debilem jesteś ty sam. Bo nie dość, że spieprzyłeś swoje życie to jeszcze nie potrafisz pozbierać tych kawałków, jakie po nim zostały i ich skleić. Twój świat to sterta bezużytecznych odłamków, o które każdego dnia kaleczysz dłonie. Chciałbyś w końcu umieć odpowiednie je dopasować do siebie i stworzyć coś, co mimo pęknięć, będzie się trzymać. Chciałbyś znowu bez bólu wziąć głęboki oddech i po prostu żyć.
- Hej. - Gregor cicho wybudza cię z zamyślenia. Przenosisz na niego wzrok i widzisz, jak chłopak wbija w ciebie nieco zawstydzone i niepewne spojrzenie. Zagryza wargę, by zamaskować niezręczność, po czym wypuszcza głośno powietrze z ust. Znasz go nie od dziś i czujesz, że rozchodzi się o coś dużego. Bo błahe sprawy tak nie paraliżują Gregora Schlierenzauera, wybitnego wśród wybitnych.
Siadasz, by dać wyraz, że go słuchasz i że po prostu jesteś. Bo jesteś jego przyjacielem i choć może nie jesteś w tym najlepszy, to chcesz, by Gregor wiedział, że ma w tobie oparcie. Choćby walił i palił się świat, choćby odsunęli się wszyscy, choćby wszystko wywróciło się do góry nogami wy jesteście braćmi i tak już zostanie.
- Coś się stało?
- Nic. Co miało się stać? A właściwie...Pokaże ci. - Schlierenzauer przełyka głośno ślinę, po czym z pewnym oporem podchodzi do walizki i przez chwilę w niej grzebie. W końcu się prostuje i z kamienną miną wręcza ci małe pudełko. Otwierasz je z zaskoczeniem. W środku na aksamitnym materiale leży prosty pierścionek w kształcie łezki wysadzany małymi diamencikami. Podnosisz wzrok na blondyna, który w zamyśleniu wpatruje się w przedmiot w twoich rękach. Nie potrafisz niczego odczytać z jego twarzy.
Kurwa. A więc to tak, Gregor Schlierenzauer postanowił się ustatkować.
Tak to już bywa, że gdy światy niektórych wyglądają jak pobojowisko, inni zaczynają przekształcać i ulepszać własne.
- Powinienem pogratulować? - Unosisz pytająco brew. Nie chcesz być cyniczny, ale jakoś nie umiesz zatrzymać tej złowrogiej nutki zazdrości, która wkrada się w twój głos. Tak, zazdrościsz Gregorowi, że może ustabilizować się u boku Sandry, że odnalazł swoje szczęście i nie zrobił niczego głupie, co by przekreśliło jego szansę bezpowrotnie.
- Ugh, nie wiem. - Schlieri parska, ze swoistą bezsilnością przeczesując włosy i siadając na krześle. - Wiem, że Sandra to ta jedyna. Może ostatnio nie było między nami najlepiej, ale to nas na jakiś sposób zbliżyło do siebie, no wiesz. I teraz jest tak cholernie dobrze. Boję się, że tym wszystko zepsuję. Bo co jeśli ona tego nie chce?
Jeej, nie spodziewałeś się takiego uzewnętrznienia się Gregora. Ale Gregor to nie ty, on nie boi się mówić o własnych uczuciach.
- Skąd wiesz, że Sandra to ta jedyna? - Pytasz, marszcząc czoło.
Gregor przez chwilę wpatruje się w ciebie w kompletnym osłupieniu, po czym wzrusza ramionami i zaczyna drapać paznokciem krawędź blatu biurka.
- Tak po prostu. - Mówi po chwili bardzo cicho, odrobinę speszony. - Zrozumiałem to, gdy stała w mojej kuchni i kroiła marchewkę, opowiadając o jakieś swojej ciotce. To było takie... nagłe. Nie chcę żadnej innej, chcę by to Sandra kroiła mi marchewkę już do końca życia.
- Myślę, że ona tego chcę. Zaręczyn. I krojenia marchewki też. - Uśmiechasz się do kumpla, po czym cały otępiały podnosisz się z łóżka i wychodzisz z pokoju. Masz taki bałagan w głowie, że nie wiesz, gdzie ulokować myśli. Jeden wielki burdel, jeszcze większy niż w pokoju Schlierenzauera. Zatrzymujesz się i opierasz głowę o chłodną ścianę. Jest źle, jest wybitnie źle. Znowu masz to głupie uczucia, trochę jakby świat wypadł ci z rąk, kręcąc się w odwrotnym kierunku niżbyś chciał. Nie, to znowu się dzieje, znowu te beznadziejne uczucia brutalnie torują sobie drogę do twojego serca i przejmują je w całości, wbijając w nie drobne szpilki. Nie wiesz, co gorsze: czucie czy znieczulenie?
- Manuel.
Twarz Schlierenzauera ukazuje się w polu twojego widzenia. Automatycznie się krzywisz. Nie chcesz, by widział cię takim... słabym? Powalonym przez uczucia? Sparaliżowanym bólem? By widział prawdziwego, nie-beztroskiego Manuela?
- Co się dzieje, do cholery?
- Kocham ją. - Wyduszasz cicho. - Kurwa, ja ją naprawdę kocham. I nie chcę żadnej innej, słyszysz? Żadnej. Gregor, co ja mam zrobić? - Podnosisz przerażone spojrzenie na twarz kumpla, odkrywając się przed nim jak jeszcze nigdy. I nie chodzi tylko o słowa; pozwalasz Schlierenzaurowi zajrzeć do twojego intymnego poplątanego światka, pełnego manuelowego myślenia, które nie działa tak jak powinno. Nie możesz sobie ufać. Nie w tak ważnej kwestii. Dlatego niemo błagasz Gregora o zrzucenie ratunkowego koła.
Mina chłopaka poważniejsze jeszcze bardziej, a cisza, która zapadła dudni wam obu w uszach. Niech to się po prostu skończy! Zarzekasz w myślach.
W końcu Gregor nabiera powietrza w płuca, kręcąc delikatnie głową.
- Po prostu jej to powiedz.
****
pani k i happysad, inaczej nie byłoby #flow i by rozdział nie skończył się pisać. no i podczas koncertu uświadomiłam sobie, jak chce by potoczyło się opowiadanie. nie wiem jeszcze jak to zrobię, ale to nastąpi. bo tak.
I ogólnie rozdział miał być w nocy, gdy wróciłam z pizzy, ale internet odmówił posłuszeństwa. Także jest teraz. I, póki co, jest najdłuższym rozdziałem opowiadania, ale to tylko przez tydzień. Bo następny jest jeszcze dłuższy ;)
Ciao misie!
Wszystkim idzie dobrze w miłości, tylko biedny Manuel ma problem. No, ale nie za darmo. Jestem ciekawa jak to dalej się potoczy, tym bardziej, że Chiara jakoś chęcią powrotu do niego nie pała. Czemu wcale się nie dziwię.
OdpowiedzUsuńzgodzę się z VE., że wszystkim idzie dobrze w miłości, tylko biedny Manuel ma problem.
OdpowiedzUsuńliczę, że Chiara wybaczy Manuelowi i da mu szansę.
czekam na następny rozdział :)
weny :*
PS: zapraszam do siebie ----> http://skoczna-historia-o-milosci.blogspot.com/
Scheisse. Napisałam pół komentarza, coś kliknęłam i mnie wywaliło. A chciałam produktywnie wykorzystać te 20 minut przerwy w konkursie. Ugh, dobra, to jeszcze raz.
OdpowiedzUsuńOgólnie to mi bardzo, ale to bardzo smutno, bo tak, jak już wspomniały dziewczyny, wszystkim się udaje, tylko nie naszemu Manuelowi. Jemu to oczywiście wiatr w plecy i EKHM w EKHM, że tak ocenzuruję. Bo tutaj Michi próbuje układać sobie życie po nieudanym związku, albo Gregor chce do końca życia kroić marchewkę z Sandrą... Tylko Manu stracił szansę, którą przecież miał. I to przez własną głupotę. A teraz cierpi. I ja tak bardzo chciałabym go przytulić i powiedzieć, że będzie dobrze. Ech.
Ale jest Gregor, który mądrze gada. I to niby taka porsta porada "Po prostu jej to powiedz" i kto wie, czy to nie jest najlepsze, co on może teraz zrobić? Co prawda powiedział już Chiarze, że ją kochał. No ale KOCHAŁ. Czas przeszły. A KOCHA dalej. Niech jej powie. Niech będą szczęśliwi. Zrób to dla Manuelcia, co by mu smutno nie było, że w PŚ nie skacze. :c
A jeszcze mi się straszliwie podoba rola Mirabel tutaj. Można było pomyśleć, że po nieudanym związku z Chiarą, ona będzie takim lekiem dla Manuela i może zastąpić jej miejsce. Ale nie. Ona cały czas jest przyjaciółką i... coś się wykluwa pomiędzy nią i Michim. I mi się to bardzo podoba, bo zaskakujesz, nie idziesz najłatwiejszą drogą i wszystko jest tutaj takie prawdziwe, że nic, tylko czytać i kochać. :)
Wybacz , ale jak przeczytałam dyskusje pomiędzy Michim i Manu , to się tak uśmiałam , że nie potrafiłam ocenić zaraz po przeczytaniu rozdziału.
OdpowiedzUsuńJestem i nawet nie wiesz jak bardzo niecierpliwie czekam na kolejny w Twoim wykonaniu!
Ocenię jedynie Manu i to jak cierpi , bo za Grega się nawet nie biorę. ( brak sympatii do Panny S , robi swoje).
Brunet cierpi , ale dobrze wie za co ... uzewnętrznia się powoli , podejmuje odpowiednie kroki ku lepszemu , więc może liczyć na łaskawszy los nieco ?
Czekam!
Ann.
http://die-glut-der-liebe.blogspot.com/