siedemnaście: zostań



Późną nocą siedzisz na niewygodnym, plastikowym krześle w szpitalnej poczekalni i pijąc ohydną kawę z automatu, czekasz aż wskazówki zegarka wskażą magiczną dziewiątą godzinę, a ty wreszcie będziesz mógł zobaczyć Chiarę. Mimo usilnych i desperackich prób, pielęgniarki kategorycznie zakazały ci wejścia na oddział. Jedynie starszy ochroniarz zlitował się nad tobą i łaskawie pozwolił ci przeczekać noc w poczekalni, nakazując zachowanie spokoju. Tak więc siedzisz teraz tutaj i czekasz. Każda minuta wydaje ci się trwać w nieskończoność, a czarne myśli doprowadzają cię na skraj wytrzymałości. Nie wiesz nic i to jest najgorsze. Jedynie I jest źle Anniki echem odbija ci się w głowie, powodując jeszcze większą panikę i jeszcze większy strach. Swoją drogą, Annika przestała odbierać telefony od ciebie, zostawiając cię samego w burzy domysłów i obaw. Nawet nie powiedziała ci, co dokładnie jest z Chiarą, dlaczego leży w szpitalu i czy źle znaczy po prostu źle czy katastrofalnie.
Jeszcze nigdy tak bardzo się nie bałeś.
Mimowolnie wędrujesz myślami do prawego skrzydła szpitala. Wyobrażasz sobie mały, biały pokoik, w którym pachnie środkami dezynfekcyjnymi i chorobą. Pośrodku pomieszczenia zapewne stoi łóżko, a na nim leży blada i zmizerniała Chiara. Może też się boi. Może ściskając w dłoni prześcieradło, próbuje nie rozpłakać się jak mała dziewczynka. Może chce, byś przy niej był?
Do cholery, chcesz ją tylko przytulić i powiedzieć, że wszystko będzie dobrze, że jesteś przy niej i że nie chcesz być, gdzie indziej. Tylko tyle. Czy ktoś może to wreszcie zrozumieć?
Noc powoli zamienia się w dzień, a izba przyjęć coraz bardziej się zapełnia. Nie zwracasz na to uwagi, póki na przeciwko ciebie nie siada młoda dziewczyna, która tuli się do chłopaka mającego poobijaną twarz i zabandażowaną rękę. Mimo niepodważalnie bolesnych ran, chłopak nie może powstrzymać czułego uśmiechu raz po raz kierowanego do swojej ukochanej.
Coś jest w tym obrazku, co łamie ci serce. Bo ty tak rzadko byłeś dla Chiary prawdziwym wsparciem, tak rzadko pokazywałeś jej, że jesteś przy niej. Bo cię tak jakby nie było. Odsuwałeś się zawsze wtedy, gdy powinieneś być. Więc naprawdę cię nie dziwi, że Chiara nic ci nie powiedziała.
W końcu wybija dziewiąta, a ty z łomoczącym w piersiach sercem kierujesz się do pokoju Chiary. Pielęgniarki tym razem cię nie zatrzymują i wreszcie możesz przekroczyć próg sali numer sto dwanaście. Jest to niewielkie, jednoosobowe pomieszczenie o bladożółtych ścianach i białych firankach. Pośrodku stoi łóżko, obok pełno najróżniejszej aparatury, z której wyłaniają się różne rurki i kabelki, biegnące ku... Chiarze.
Podchodzisz bliżej i wreszcie ją widzisz. Przez jej skórę prześwitują żyły, twarz ma jeszcze bardziej wychudzoną niż wtedy, kiedy widzieliście się po raz ostatni. Śpi, mocno zaciskając powieki zupełnie jakby śniło jej się coś bardzo złego. Ostrożnie siadasz na brzegu łóżku, po czym łapiesz jej drobną dłoń i delikatnie ściskasz. Widok Chiary łamie ci serce. I wiesz, że źle znaczy coś więcej niż źle. Nie chcesz o tym myśleć, ale co jeśli to już wasze ostatnie minuty? Co jeśli...
- Manuel.
Przełykasz głośno ślinę. W końcu zbierasz się na odwagę i przenosisz wzrok na jej wielkie, smutne orzechowe oczy. Jest taka słaba, taka krucha. Zupełnie inna od twojej Chiary. I już wiesz, dlaczego ostatnia była taka zrezygnowana i przegrana. To nie tylko przez ciebie. Nie tylko ty rujnujesz jej życie.
Ta myśl jakoś cię nie pociesza.
- Cii... - Głaszczesz jej dłoń uspokajającym ruchem, gdy zauważasz, jak wzbiera w niej panika. - Nie musisz nic mówić.
- Skąd ty... Pomóż mi. - Szepcze, próbując odrobinę się podnieść. Więc pomagasz jej usiąść, jeszcze bardzie wyczuwając jej kruchość, strach i roztrzaskane serce.
Siedzicie w milczenie, jakby bojąc się cokolwiek powiedzieć. Bo, gdy wypowiecie wasze myśli, najstraszniejsze scenariusze staną się prawdą, od której nie ma odwrotu. Więc  ściskasz drobną dłoń Kastner, po prostu będąc. Wreszcie prawdziwie będąc. I wiesz, że ona czuje się na jakiś sposób mniej samotna. Może czekała na to od bardzo dawna? Może wreszcie ma to, czego u ciebie szukała?
- Zespół Budda-Chiarrego. - Chiara nagle przerywa waszą ciszę, wbijając wzrok w przeciwległą ścianę.
Posyłasz jej zdezorientowane spojrzenie, szykując się na coś bardzo złego. Bo jej głos nie może zwiastować niczego innego. Jest za pełny bólu, smutku i cierpienia, wszystkich negatywnych emocji jakby z całego jej życia.
- Zakrzepica żył wątrobowych inaczej. - Uściśla. - Leczenie nie pomogło. Czekam na przeszczep. Fettner, ja... - Urywa, gwałtownie biorąc głęboki oddech.
Przymykasz oczy i liczysz do dziesięciu. Nie chcesz wiedzieć, co chciała powiedzieć Chiara, nie zniesiesz tej strasznej myśli. Bo nic nie może ci jej zabrać, nie teraz, gdy wreszcie odważyłeś się przyznawać do własnych uczuć, do słabości, jaką jest twoja miłość.
- Dlaczego nic mi nie powiedziałaś? - Pytasz z wyrzutem, gdy uświadamiasz sobie przez co musiała przejść blondynka. I że była w tym wszystkim całkowicie sama.
Chiara uśmiecha się smutno, patrząc się na ciebie z dziwną nostalgią.
- Nienawidziłam, jak wracałeś nad ranem, jak kłamałeś, jak pachniałeś inną. Tak bardzo cię wtedy nienawidziłam. - Wyznaje cicho, odwracając wzrok.
Mimowolnie spuszczasz głowę, czując się winnym.
- Gdy mówiłem, że cię kocham, nie kłamałem.
- To nie wystarczyłoby. Bo skoro uciekałeś ode mnie, gdy byłam zdrowa, to dlaczego miałbyś zostać, gdy jestem chora? Bałam się, Manuel, bałam się, że całkowicie się załamię, gdy odejdziesz. Dlatego odeszłam ja.
Blondynka zaczyna łkać, a ty oplatasz ją swoimi ramionami, cicho szepcząc w jej włosy:
- Ale jestem. I nigdzie się nie wybieram.
- Zostań.
- Zostanę.
***
Chiara zasypia w twoich ramionach. Jest taka krucha, że boisz się poruszyć w obawie, że możesz ją potłuc. Bardzo się o nią boisz, nie chcesz jej stracić. Bo bez niej przecież nic nie będzie miało sensu. Wiesz, że gdyby trzeba było, zrobiłbyś dla niej wszystko, ale nie z egoistycznych pobudek, tylko dlatego, że ją kochasz i że chcesz by była szczęśliwa - bez względu na to czy z tobą czy bez ciebie.
Nie musisz z nią być, może dać ci kosza, może całkowicie usunąć cię ze swojego życia, może cię wykląć i zapomnieć - ale, na Boga, niech będzie zdrowa! Niech znajdzie się dla niej dawca, niech przeszczep się uda, niech już nie wraca do tego strasznego szpitala. Tylko tego chcesz, czy to tak dużo?
Nie wiesz, jak wcześniej mogłeś być taki głupi i nie widzieć tego, jak bardzo potrzebujesz Chiary w swoim życiu. Ona cię dopełnia. Sam nic nie znaczysz, sam jesteś jakimś destrukcyjnym elementem, który nieudolnie porusza się po orbitach życia. Dopiero z nią tworzysz całość, piękną układankę, która nie niszczy, a wręcz przeciwnie, która buduje was obojga.
Nie stracisz jej. Po prostu nie.
- Manuel. - Blondynka porusza się niespokojnie w twoich ramionach, powoli rozklejając powieki.
Omiatasz jej twarz troskliwym spojrzeniem, delikatnie gładząc palcem jej blade policzki.
- Jestem tutaj.
- Zostałeś. - Chiara uśmiecha się wciąż otumaniona snem. Ale jej oczy nie są już takie matowe jak wcześniej i w niej samej zaszła jakaś zmiana, której nie umiesz określić. - Naprawdę zostałeś.
- Przecież ci obiecałem. - Obejmujesz ją szczelniej, jakby chcąc chronić przed wszystkimi zagrożeniami, jakie na nią czyhają. Szkoda tylko, że to tak nie działa, że nie wystarczy osłonić jej swoim ciałem, by choroba zniknęła. - I teraz naprawdę dotrzymam obietnic.
- Manuel... Dlaczego ty to robisz? - Kastner odsuwa się od ciebie tak, by móc zajrzeć w twoje oczy. - Nie rozumiem...
- Kocham cię. - Możesz jej w tym momencie powiedzieć tyle rzeczy. Możesz opowiedzieć o bezsennych nocach, o tym przerażającym uczuciu pustki, o tęsknocie za jej zawsze przypaloną pizzą. Ale mówisz tylko te dwa słowa, które, mimo wszystko, zawierają sobie więcej treści niż niejedna opowieść. I które są tak bardzo prawdziwe. Bo wiesz, że Chiara zasługuje na prawdę. I cieszysz się, że wreszcie powiedziałeś to głośno. - Zawsze cię kochałem i to nigdy się nie zmieniło. Już mi chyba nie przejdzie. Tak myślę. Kocham cię, Chiara.
Blondynka bez żadnego słowa chowa twarz w twoim torsie, mocno cię obejmując. Nie oczekiwałeś odpowiedzi, mimo to lekkie rozczarowanie prawie niewyczuwalnie łapie cię za serce. Ale spokojnie. Chiara potrzebuje czasu, musi sobie wszystko poukładać, nauczyć się znowu ci ufać. I tym razem niczego nie spieprzysz.
Tylko... czy starczy wam czasu?
- Dziękuję. - Szepcze Kastner, po czym zaczyna cicho łkać.
Jest cholernie ciężko, ale póki będziecie mieć siebie nawzajem, będzie na jakiś sposób lepiej.
**********
No cześć moje kochane reniferki!
Wróciłam w nocy do domku i znalazłam bilety na skoki, czy może być coś piękniejszego? <3
A tak poza tym to chciałabym Wam życzyć spokojnych, wesołych świąt, by żaden Mikołaj łamane przez Gwiazdor łamane przez Dziadek Mróz łamane przez nie wiem kto jeszcze nie ominął Waszych choinek, przynosząc Wam jakiegoś miłego skoczka. I żeby było tak po ludzku, zwyczajnie dobrze!
A sobie życzę, bym skończyła rozdział na wkładkach Freunda. Bo święta są i nie można przecież zostawić Severinka bez jego ukochanych wkładek, co by nie zapłakał się nad talerzem z barszczem </3

Ciao!

PS. Wpadajcie na tego cudownego bloga, gdzie po długiej przerwie pojawił się nowy rozdział, z jakże osom dedykacją dla mnie ;) http://together-or-separately.blogspot.com/

szesnaście: tylko ciebie kocham



Pamiętasz, jak kilka tygodni temu, wracając z Planicy, szedłeś po tych samych schodach, wiedząc, że za drzwiami twojego mieszkania nie czeka na ciebie nikt? Że jedyne, co cię przywita to pustka, chłód i kilka porcelanowych kubków pozostawionych w zlewie? Pamiętasz ten krótki jęk rozczarowania, gdy Chiara nie wyszła ci na powitanie, a na stole w kuchni nie czekały na ciebie twoje ulubione jagodzianki z pobliskiej piekarni?
Pamiętasz. Wtedy to było nowe i bardzo nieprzyjemne doświadczenie. Takie, króre wręcz rozszarpywało twoje i tak poranione serce. Ale mimo to dumnie uzbroiłeś się w maskę cynizmu i chowałeś swoje prawdziwe uczucia głęboko pod ołowianym pancerzem. Próbowałeś się nie rozpaść, nie dać po sobie znać, że odejście Chiary wycisnęło na twoim życiu aż tak wielkie piętno. Ale rozpadłeś się jak zbudowany przez ciebie w wieku dziesięciu lat, lichy szałas, który nie przetrwał szalonej wichury. Mimo usilnych starań, mimo odrzucania własnych uczuć, stałeś się tysiącymi puzzli, które czekają, aż ktoś je ponownie ułoży.
Wtedy było tak. A dzisiaj? Dzisiaj wspinasz się po stromych schodach, dźwigając nie tylko ciężką walizkę, ale również bagaż najróżniejszych, głównie negatywnych uczuć. Ale na jakiś sposób jest lepiej, lżej. Bo wiesz, że za tymi drzwiami czeka na ciebie ktoś, kto obdarzy cię ciepłym uśmiechem, zrobi kawę i zapyta o stan twoje serca. Ktoś, kto przejrzał cię wcześniej niż ty sam siebie, kto pomógł zrozumieć ci własne błędy i znaleźć nową ścieżkę - taką, gdzie nie musisz dłużej ranić ludzi. Ktoś, kogo jeszcze nie skrzywdziłeś, a nawet wręcz przeciwnie - ktoś, komu pomogłeś.
- Cześć. - Mirabel wychodzi na korytarz niemal w tej samej chwili, w której rzucasz na ziemię swoją torbę. Jest w dobrym nastroju, zauważasz to od razu. To ci pomaga. Widząc jej rozradowaną, promienną twarz jest ci lżej na duszy. Czerń nie jest już taka czarna.
- Cześć. - Odpowiadasz, próbując się uśmiechnąć. Ale sztuczny uśmiech nie przychodzi ci z taką łatwością jak kiedyś. To znak, że się zmieniłeś, że twoje ciało nie chce już oszukiwać, chce być kompatybilne z myślami. Nie wiesz, czy to dobrze, czy źle.
- Jak zgrupowanie? - Pyta z pozorną obojętnością. Wiesz, że ona wie, że zdążyła zauważyć, że coś nie gra, że znowu mentalnie jesteś rozbity jak okno, w które ktoś kopnął piłką. Ona widzi wszystkie te drobne niuanse, które zdradzają twoje emocje. Jednocześnie to w niej kochasz i nienawidzisz.
- Okropnie, szczerze powiedziawszy. - Wzruszasz ramionami, idąc za nią do kuchni. - Mam nad czym pracować tego lata. Kawy?
- Jasne.
- A co u ciebie? Jakieś rewelacje? - Włączasz ekspres, po czym z szafki wyciągasz dwa kubki. Pamiętasz? Podczas pierwszego poranka po twoim powrocie do zimnego i samotnego mieszkania zbiłeś podobny kubek. Od tamtego czasu tyle się zmieniło. A jednocześnie nic.
- Nic szczególnego. Nowa praca może nie jest szczytem moich marzeń, ale jest okej. I u brata lepiej, przynajmniej tak pisał w mailu. - Mirabel siada na krześle, zakładając nogę na nogę, po czym sięga po ciastko leżące na talerzyku na stole. - I popatrz, uratowałam twoje kwiatki!
Parskasz śmiechem.
- Super, nie wiem, jak ci się odwdzieczę. 
- Uznajmy, że mój dług został wyrównany. Zwłaszcza, że reanimacja twoich roślinnek nie była najłatwiejsza. Przy tobie nawet kaktus uschnie.
- Moja wina, że umiem troszczyć się tylko o siebie? - Pytasz na pół żartobliwie na pół ironicznie.
Ekspres się wyłącza, więc nalewasz kawę do waszych kubków, po czym jeden podajesz Mirabel. Opierasz się o blat kuchenny i spoglądasz na dziewczynę w skupieniu.
- Rozmawiałem z Michi'm. Wiem, że się umówiliście.
Mirabel na dosłownie ułamek sekundy sztywnieje. Zauważasz to, choć brunetka stara się zamaskować tę chwilę wzruszeniem ramion i delikatnym uśmiechem. To coś znaczy, na pewno. Ale co? Nie umiesz tego odszyfrować, znaleźć interpretacji dla tego drobnego gestu. A ciało przecież mówi więcej niż słowa.
- Nie musisz się bać, że wykorzystam go jak wszystkich poprzednich. Wiem, że nie jest facetem na jedną noc. - Dziewczyna śmieje się, po czym szybko poważnieje. - Chyba, że ci przeszkadza, bo my... kiedyś. A on jest twoim kumplem? - Unosi pytajaco brew.
- No coś ty - Machasz lekceważąco ręką. - On nawet o tym wie. I myślę, że potrzebuje takiego luźnego randkowania. No wiesz, bez zbędnego angażowania się, przynajmniej na razie. Ale bądź ostrożna, proszę.
- Nie ma to jak być pocieszeniem po rozpadzie związku. - swierdza ironiczna Winckler.
- Daj spokój. Wiem, że ci to zwisa i powiewa.
- Hej, czy ty uważasz, że nie mam uczuć?
- Masz. W końcu uratowałaś moje kwiatki. I mam nadzieję, że Michaela też uratujesz.
- A ciebie? - Brunetka rzuca ci wyzywające spojrzenie.
Wytrzymujesz je. Bo to ten rodzaj gry, który zawsze cię ekstytował. Ale jednocześnie robisz się dziwnie smutny i taki trochę przegrany. Jakbyś całe życie miał już za sobą i ze świadomością, że błędów przeszłości nie naprawisz, powoli dogorywał. 
- Mnie już nie da się uratować.
- Kiedyś przyjdzie taki dzień, że poczujesz się uratowany, obiecuję. - Szepcze cicho Mirabel. Powietrze wokół was gęstnieje i z trudem przychodzi wam zaczerpnięcie oddechu. Ale nie jest to niezręczne, jest po prostu...inaczej. Bardziej metaforycznie, jakby to nie wasze słowa miały znaczenie a to, co jest zapisane między nimi.
- Chciałbym, abyś miała rację. - Mówisz po chwili, wpatrując się nie w Mirabel a w czarną tafle kawy. - Tyle, że czasami tak trudno uwierzyć w te wszystkie po każdej burzy przychodzi słońce.
- Co się dzieje, Fettner? - Wincklerówna marszczy czoło, w napięciu czekając na twoją odpowiedź.
Wzruszasz ramionami. Bo już dawno przestałeś wiedzieć, co się dzieje. Twoje życie w tym momencie przypomina plątaninę emocji i uczuć, w których nie potrafisz się połapać. Bo nazywanie uczuć, czucie ich jest takie nowe i trudne dla Manuela Fettnera. Za długo twoje wnętrze wznosiło przed nimi mur.
- Dziwnie jest uczyć się na nowo życia. I tego wszystkiego, co mu towarzyszy.
- A jeszcze trudniej tęsknić? - Dziewczyna przekrzywia głowę, patrząc na ciebie w skupieniu.
Posyłasz jej krótki uśmiech.
- Czasami mam wrażenie, że czytasz w mojej głowie.
- Jestem dobrym obserwatorem, kolego.
- Wiesz, że na ogół to nie jest fajne? Przeważnie cię wtedy nie lubię.
- Dar i przekleństwo w jednym, co zrobisz. - Mirabel wzdycha teatralnie.
Nie umiesz powstrzymać śmiechu. To najbardziej lubisz w waszej relacji - zupełnie płynnie przechodzicie od tematów trudnych i niewygodnych do zupełnej błazenady. Taki trochę rollercoaster, ale właśnie tacy jesteście, takie są wasze światy. Może dlatego Mirabel tak doskonale cię rozumie.
- Cieszę się, że mam taką dobrą przyjaciółkę. Prawdopodobnie powinienem też powiedzieć coś podobnego Schlierenpale. - Wyznajesz cicho, nieco skrępowany i onieśmielony.
Winckler uśmiecha się do ciebie.
- Zmieniłeś się, Fettner. Zmieniłeś się na plus.
*
Jakąś godzinę później Mirabel wychodzi do pracy na drugą zmianę, a ty leżysz rozwalony na sofie i beznamiętne oglądasz jakiś serial. Próbujesz hamować myśli, ale przed oczami zamiast rozentuzjazmowanych bohaterów tasiemca, masz jej uśmiech, a w uszach słyszysz Gregorowe Po prostu jej to powiedz. Nie wiesz, czy powinieneś to robić. Bo co jeśli...?
Boisz się, tak cholernie się boisz. Kolejnego odrzucenia, zaufania, zranienia jej. Boisz się stanąć przed nią i powiedzieć jej prosto w oczy, że wciąż, a może nawet i mocniej... Że nie chcesz żadnej innej... Że nie możesz bez niej żyć. Wszystko brzmi tak banalnie, ale jednocześnie jest takie prawdziwe. Prawdziwe do bólu. 
Chcesz spróbować. Jeszcze raz. Ale bez kłamstw, bez uciekania. Chcesz, by nauczyła cię po prostu kochać, by pozbyła się z ciebie całej toksyczności. Byście po prostu byli razem. W dobrych i złych chwilach. Chcesz, by uwierzyła, że nie potrzebujesz żadnej innej. Tylko jej.
Ale nie chcesz usłyszeć nie. Nie jeszcze bardziej cię poturbuje, sprawi, że już nigdy nie uwierzysz w nadzieję.
Gdyby życie było filmem, już leżelibyście w jej łóżku, szczęśliwi jak jeszcze nigdy. I potem nic by już się nie psuło. Byłoby tylko i żyli długo i szczęśliwie.
Ale życie to nie film, życie to coś gorszego. Albo potrafi być piękne. Z ukochanymi osobami.
Długo się wahasz, ale w końcu podejmujesz decyzję. Spróbujesz, zawalczysz. Pokażesz, że ci zależy, że się zmieniłeś, że tamten Manuel to już przeszłość. A ona zobaczy i uwierzy. Bo tamten Manuel nie zapukałby do jej drzwi z dziwną bezradnością i desperacją w oczach, nie powiedziałby, że bez niej nie może żyć. On po prostu by tak nie zrobił.
Więc stajesz z kanapy i wyłączasz telewizor. Spokojnie, bez zbędnych emocji ubierasz się i wychodzisz z mieszkania. Idziesz na piechotę, choć to kawał drogi, ale musisz mieć pewność, że cała porywczość wyparuje z ciebie, a ty będziesz mógł racjonalnie porozmawiać z Chiarą. Nie chcesz wykorzystać swojego połamania, nie chcesz by pomyślała, że nią manipulujesz. Bo ty przecież tylko ją kochasz.
W końcu docierasz pod drzwi jej mieszkania. Bierzesz głęboki wdech i pukasz. Nic. Czekasz chwilę, po czym jeszcze raz uderzasz pięścią w drewniane drzwi. Ale nadal cisza. Żadnego szmeru odsuwanego krzesła, żadnego szurania kapciami. Nie ma jej.
Nie wiesz, co robić, więc nie robisz nic. Siadasz na schodach i czekasz. Mijają kolejne minuty, minuty powoli zamieniają się w kwadranse, a te w godziny. Jej dalej nie ma. Mimo to uparcie siedzisz na zimnych schodach, cierpliwie znosząc spojrzenia mijających cię ludzi. Karcisz siebie w myślach, bo przecież mogłeś kupić kwiaty. Ale z drugiej strony to byłoby zbyt uklepane i przesadzone. Więc nawet dobrze, że ich nie kupiłeś.
Spoglądasz na zegarek. Dwudziesta pierwsza. Zaczynasz fiksować, pleść domysły. Może już tutaj nie mieszka, może wyjechała do Hiszpanii, Belgii, Słowacji? Może jest z innym facetem? Może wreszcie stanęła na nogi i nauczyła się bez ciebie żyć? Twój oddech przyśpiesza, a jakąś niewidzialna ręką zaciska się na twoim sercu. Zagryzasz wargę, by po chwili poczuć metaliczny posmak krwi. Fettner, uspokój się, nakazujesz sobie w myślach. Więc bierzesz głęboki wdech i liczysz do dziesięciu. Potem wyciągasz z kieszeni telefon i wybierasz numer Chiary. Poczta. Kurwa. Nie myśląc wiele, dzwonisz do jej siostry. Już raz cię uratowało, może i tym razem...
- Halo? - Annika odbiera po drugim sygnale. Nie brzmi najlepiej. Ale to cię nie obchodzi. Teraz możesz myśleć tylko o Chiarze.
- Cześć. - Zaczynasz niepewnie. Nie owijając w bawełnę, szybko przechodzisz do konkretów. Pytasz, czy wie, gdzie jest Chiara i kiedy wróci. Dziewczyna jakby zamiera; w słuchawce słyszysz tylko jej przyśpieszony oddech.
- Chiara nic ci nie powiedziała? - Pyta w końcu ze zdziwieniem i strachem w głosie. - Jest w szpitalu. I jest źle.
Na te słowa oczy zachodzą ci łzami i nawet nie próbujesz tego zahamować; słone krople powoli spływają po twoich policzkach. Wszystko wokół zaczyna drżeć i łamać się w pół niczym zapałki. Pod nogami przestajesz czuć stabilny grunt, a ciemność otacza cię całego. Twój świat... twój świat wisi na włosku. Bo nie chcesz świata bez Chiary.
Albo z nią, albo wcale. Bo tylko ją kochasz.
******
Najdłuższy rozdział, więc uczcijmy go szablonem, a co!
Manuel nadal musi cierpieć, ale co zrobić. Niech wróci do PŚ to może wtedy pogadamy. A tak to... Nie ma lekko, kolego.
A jutro kierunek na Wrocław! :D


piętnaście: koło ratunkowe



- Boże, Hayböck, jedziesz tylko na tydzień, a wziąłeś całą szafę. Jak baba normalnie. - Rzucasz z przekąsem, gdy Michael pakuje swoje dwie walizki do twojego bagażnika.
Chłopak nieurażony twoją uwagę, zamyka klapę samochodu i lokuje się na miejscu pasażera, gotowy do podróży.
- To moje zapasy jedzenia. - Wyjaśnia, gdy również wsiadasz do auta. - Słyszałem, że Kutin strasznie pilnuje diety skoczków. A wiesz, że bez makaronu z tuńczykiem nie umiem żyć. I bez Haribo. Boże, jak ja uwielbiam Haribo.
Patrzysz na niego jak na wariata. Nie, on nie jest normalny.
Podłączasz swojego iPoda, po czym odpalasz silnik i włączasz się do ruchu w rytm Sum 41.
- Po pierwsze - zaczynasz - ja nie wiem, kto ci takich bzdur naopowiadał, najpewniej Kraft, ale Kutin też jest człowiekiem. Po drugie, żywisz się samym makaronem i żelkami?
Usta Michaela rozszerzają się w szerokim uśmiechu.
- I mannerami! Mannery ma wziąć Stefan. I może Kofler. A ty?
Przewracasz oczami. Masz tylko nadzieję, że na zgrupowaniu nie przypadnie ci pokój z Hayböckiem, inaczej oszalejesz. A jesteś temu bardzo bliski. Bo tęsknota i złamane serce utrudniają ci normalne funkcjonowanie. Bywają momenty, kiedy zwykły wdech sprawia ci ogromne trudności; ogień niemal pali twoje płuca, a ty ze łzami w oczach próbujesz zaczerpnąć powietrza. Nie wiesz, co Chiara z tobą zrobiła, ale bardzo ci się to nie podoba. Nie wiesz, jak wziąć się za naprawianie siebie, za odzwyczajenie się od Kastner. To wszystko jest takie trudne, nowe i nieprzyjemne.
I tak bardzo potrzebujesz snu. Bezsenne noce zaczęły cię irytować, w końcu ileż można czytać durne, babskie gazety i pić melisę na zmianę z rumiankiem?
- Fetti?
Jakiś czas później Michi odzywa się bardzo niepewnie. Spoglądasz na niego ukradkowo, dziwnie zaniepokojony. Ton głosu blondyna może zwiastować jedynie jakąś prośbę, to pewne.
- Hmm?
- Wczoraj spotkałem na mieście Mirabel. - Mówi cicho chłopak, wlepiając wzrok w swoje splątane palce. Zauważasz, że jest dziwnie skrępowany i onieśmielony, przypomina ci przedszkolaka, która po raz pierwszy wędruje do szkoły w za dużym tornistrze.
- I co w związku z tym? - Pytasz, wymijając jakiś samochód. Całkiem fajny, swoją drogą.
- Umówiłem się. Znaczy, jak wrócę. Może gdzieś pójdziemy. Czy coś. - Blondyn plączę się. - Chyba nie masz nic przeciwko, co?
Uśmiechasz się pod nosem. A jednak Mirabel zawróciła w głowie tego głąba.
- Byle tylko wasza randka nie odbywała się w moim domu. I w moim łóżku, uściślając. - Mówisz ze śmiechem.
Dobrze wychodzi ci udawanie niepołamanego, sklejonego człowieka. Ale wiesz, że na dłuższą metę nie dasz rady chodzić z durnym uśmiechem przyklejonym do twarzy, że prędzej czy później tama pęknie i posypią się twoje smutki. Chyba czas najwyższy z kimś o tym porozmawiać, a nie dusić w sobie wszystkiego. Przez pół życia się nie uzewnętrzniałeś i popatrz, do czego to doprowadziło. Dwa złamane serce, emocjonalna niepełnosprawność, totalne zagubienie. To zdecydowanie nie wygląda dobrze.
- Hej, słuchasz mnie? - Michael delikatnie szturcha cię w ramię.
- Idioto, nie widzisz, że prowadzę. - Sapiesz, lekko zirytowany, bynajmniej nie na Hayböcka.
Blondyn robi obrażoną minę.
- Gdyby nie ja, to najpewniej wpakowałbyś nas do rowu. Coś taki zamyślony? Zresztą nieważne. Naprawdę nie przeszkadza ci, że umawiam się z Mirabel?
Rzucasz koledze ukradkowe spojrzenie. Dawno nie widziałeś go takiego ożywionego, z iskierkami w oczach, uśmiechniętego. Od tej całej sprawy z Birgit był wiecznie przymulony i nie do życia, a tu proszę, wystarczył jeden uśmiech Mirabel, by Michi z ponuraka z powrotem stał się pozytywnie nastawiony do świata.
- Skądże. Baw się dobrze, Makaronie.
Michi obdarza cię promiennym uśmiechem, po czym pogrąża się w lekturze komiksu. Dobrze widzieć, że się podnosi, że ból po rozstaniu nie trwa wiecznie. Może i dla ciebie jest jeszcze jakaś nadzieja.
*
- Proszę!
Słyszysz chwilę po tym jak zapukałeś w drzwi na końcu korytarza. Naciskasz klamkę i pewnym krokiem wchodzisz do pokoju, w którym Schlierenzauer zdążył się już zadomowić na dobre, o czym świadczy burdel panujący praktycznie wszędzie. Krytycznym spojrzeniem rozglądasz się wokół, po czym zatrzymujesz wzrok na Gregorze stukającym w ekran dotykowego telefonu.
- Elo. Widzę, że odtworzyłeś swoje naturalne środowisko. - Uśmiechasz się złośliwe, padając na łóżko niechybnie należące do Dietharta. A przynajmniej tak wnioskujesz po idealnie ułożonej i nieskołtunionej pościeli.
- Bardzo zabawne, Fettner. - Schlieri unosi wzrok z nad swojego smartfona, obdarzając cię wyniosłym spojrzeniem. - Kto bogatemu zabroni? - Dodaje, wzruszając ramionami. - A z innej beczki, co sprowadza dobrą duszę?
Kładziesz się na plecach, wlepiając wzrok w sufit. Czego Diethart ma wygodniejsze łóżko od twojego?
- Minęła godzina, a ja mam dość Hayböcka. Wpieprzył już połowę mannerów, które dostał od Krafta. Za jakie grzechy dzielę z nim pokój?
Gregor wybucha tłumionym śmiechem.
- Oj, lista twoich grzechów jest całkiem długa.
- Dzięki. - Rzucasz z przekąsem. Nie ma to jak wsparcie w przyjaciołach.
- Ej. - Gregor marszczy brwi w zamyśleniu. - Mają mannery i się nie podzielili? Świnie. A ja im przecież tak dobrodusznie ofiarowywałem RedBulla!
Uśmiechasz się pod nosem. No sami debile wokół ciebie. Ale i tak nie potrafisz pozbyć się wrażenia, że największym debilem jesteś ty sam. Bo nie dość, że spieprzyłeś swoje życie to jeszcze nie potrafisz pozbierać tych kawałków, jakie po nim zostały i ich skleić. Twój świat to sterta bezużytecznych odłamków, o które każdego dnia kaleczysz dłonie. Chciałbyś w końcu umieć odpowiednie je dopasować do siebie i stworzyć coś, co mimo pęknięć, będzie się trzymać. Chciałbyś znowu bez bólu wziąć głęboki oddech i po prostu żyć.
- Hej. - Gregor cicho wybudza cię z zamyślenia. Przenosisz na niego wzrok i widzisz, jak chłopak wbija w ciebie nieco zawstydzone i niepewne spojrzenie. Zagryza wargę, by zamaskować niezręczność, po czym wypuszcza głośno powietrze z ust. Znasz go nie od dziś i czujesz, że rozchodzi się o coś dużego. Bo błahe sprawy tak nie paraliżują Gregora Schlierenzauera, wybitnego wśród wybitnych.
Siadasz, by dać wyraz, że go słuchasz i że po prostu jesteś. Bo jesteś jego przyjacielem i choć może nie jesteś w tym najlepszy, to chcesz, by Gregor wiedział, że ma w tobie oparcie. Choćby walił i palił się świat, choćby odsunęli się wszyscy, choćby wszystko wywróciło się do góry nogami wy jesteście braćmi i tak już zostanie.
- Coś się stało?
- Nic. Co miało się stać? A właściwie...Pokaże ci. - Schlierenzauer przełyka głośno ślinę, po czym z pewnym oporem podchodzi do walizki i przez chwilę w niej grzebie. W końcu się prostuje i z kamienną miną wręcza ci małe pudełko. Otwierasz je z zaskoczeniem. W środku na aksamitnym materiale leży prosty pierścionek w kształcie łezki wysadzany małymi diamencikami. Podnosisz wzrok na blondyna, który w zamyśleniu wpatruje się w przedmiot w twoich rękach. Nie potrafisz niczego odczytać z jego twarzy.
Kurwa. A więc to tak, Gregor Schlierenzauer postanowił się ustatkować.
Tak to już bywa, że gdy światy niektórych wyglądają jak pobojowisko, inni zaczynają przekształcać i ulepszać własne.
- Powinienem pogratulować? - Unosisz pytająco brew. Nie chcesz być cyniczny, ale jakoś nie umiesz zatrzymać tej złowrogiej nutki zazdrości, która wkrada się w twój głos. Tak, zazdrościsz Gregorowi, że może ustabilizować się u boku Sandry, że odnalazł swoje szczęście i nie zrobił niczego głupie, co by przekreśliło jego szansę bezpowrotnie.
- Ugh, nie wiem. - Schlieri parska, ze swoistą bezsilnością przeczesując włosy i siadając na krześle. - Wiem, że Sandra to ta jedyna. Może ostatnio nie było między nami najlepiej, ale to nas na jakiś sposób zbliżyło do siebie, no wiesz. I teraz jest tak cholernie dobrze. Boję się, że tym wszystko zepsuję. Bo co jeśli ona tego nie chce?
Jeej, nie spodziewałeś się takiego uzewnętrznienia się Gregora. Ale Gregor to nie ty, on nie boi się mówić o własnych uczuciach.
- Skąd wiesz, że Sandra to ta jedyna? - Pytasz, marszcząc czoło.
Gregor przez chwilę wpatruje się w ciebie w kompletnym osłupieniu, po czym wzrusza ramionami i zaczyna drapać paznokciem krawędź blatu biurka.
- Tak po prostu. - Mówi po chwili bardzo cicho, odrobinę speszony. - Zrozumiałem to, gdy stała w mojej kuchni i kroiła marchewkę, opowiadając o jakieś swojej ciotce. To było takie... nagłe. Nie chcę żadnej innej, chcę by to Sandra kroiła mi marchewkę już do końca życia.
- Myślę, że ona tego chcę. Zaręczyn. I krojenia marchewki też. - Uśmiechasz się do kumpla, po czym cały otępiały podnosisz się z łóżka i wychodzisz z pokoju. Masz taki bałagan w głowie, że nie wiesz, gdzie ulokować myśli. Jeden wielki burdel, jeszcze większy niż w pokoju Schlierenzauera. Zatrzymujesz się i opierasz głowę o chłodną ścianę. Jest źle, jest wybitnie źle. Znowu masz to głupie uczucia, trochę jakby świat wypadł ci z rąk, kręcąc się w odwrotnym kierunku niżbyś chciał. Nie, to znowu się dzieje, znowu te beznadziejne uczucia brutalnie torują sobie drogę do twojego serca i przejmują je w całości, wbijając w nie drobne szpilki. Nie wiesz, co gorsze: czucie czy znieczulenie?
- Manuel.
Twarz Schlierenzauera ukazuje się w polu twojego widzenia. Automatycznie się krzywisz. Nie chcesz, by widział cię takim... słabym? Powalonym przez uczucia? Sparaliżowanym bólem? By widział prawdziwego, nie-beztroskiego Manuela?
- Co się dzieje, do cholery?
- Kocham ją. - Wyduszasz cicho. - Kurwa, ja ją naprawdę kocham. I nie chcę żadnej innej, słyszysz? Żadnej. Gregor, co ja mam zrobić? - Podnosisz przerażone spojrzenie na twarz kumpla, odkrywając się przed nim jak jeszcze nigdy. I nie chodzi tylko o słowa; pozwalasz Schlierenzaurowi zajrzeć do twojego intymnego poplątanego światka, pełnego manuelowego myślenia, które nie działa tak jak powinno. Nie możesz sobie ufać. Nie w tak ważnej kwestii. Dlatego niemo błagasz Gregora o zrzucenie ratunkowego koła.
Mina chłopaka poważniejsze jeszcze bardziej, a cisza, która zapadła dudni wam obu w uszach. Niech to się po prostu skończy! Zarzekasz w myślach.
W końcu Gregor nabiera powietrza w płuca, kręcąc delikatnie głową.
- Po prostu jej to powiedz.
****
pani k i happysad, inaczej nie byłoby #flow i by rozdział nie skończył się pisać. no i podczas koncertu uświadomiłam sobie, jak chce by potoczyło się opowiadanie. nie wiem jeszcze jak to zrobię, ale to nastąpi. bo tak.
I ogólnie rozdział miał być w nocy, gdy wróciłam z pizzy, ale internet odmówił posłuszeństwa. Także jest teraz. I, póki co, jest najdłuższym rozdziałem opowiadania, ale to tylko przez tydzień. Bo następny jest jeszcze dłuższy ;)
Ciao misie!

czternaście: emocjonalnie rozsypani



Długo leżysz na plecach z zamkniętymi oczami. Boisz się, że gdy je otworzysz, cała wczorajsza noc zniknie, a wszystko, co było tak doskonałą rzeczywistością rozpłynie się w powietrzu niczym resztki pięknego snu. W końcu unosisz powieki i przekręcasz twarz w prawo; strona Chiary jest pusta. Ręką przejeżdżasz po skołtunionej pościeli, po poduszce, która jeszcze pachnie jej włosami, utwierdzając się w przekonaniu, że ta noc nie była wytworem twojej wyobraźni.
Co to dla was znaczy?
Wzdychasz przeciągle, po czym wstajesz z łóżka i szukasz swoich ciuchów. Ubrany wychodzisz z ciasnej sypialni i za zapachem mocnej kawy wędrujesz do jeszcze ciaśniejszej kuchni. Chiara siedzi na wysokim stołku w samej rozciągniętej koszulce, z bosym stopami, mokrymi włosami i z wielkim, porcelanowym kubkiem przyciśniętym do ust. Na stoliku obok niej stoi dzbanek pełen ciemnej cieczy i talerz z apetycznie wyglądającymi kanapkami.
- Dzień dobry? - Zatrzymujesz się niepewnie na progu i dłonią przeczesujesz włosy. Ta sytuacja jest tak bardzo niezręczna, że aż brakuje ci słów i gestów. Może trzeba było uciec? Zapomnieć, że ta noc miała miejsce?
Tak zrobiłby stary Manuel. A ty przecież... jesteś już inny, dojrzalszy, na jakiś sposób odpowiedzialniejszy. Nie chcesz uciekać, ucieczki cię już zmęczyły.
- Dzień dobry. - Odpowiada cicho Chiara, unosząc ku tobie wzrok. Jej oczy są wielkie i przestraszone, panika odbija się w jej spojrzeniu i sprawia, że twoje ciało jest całe sparaliżowane. Blondynka zagryza wargę, mocniej obejmując palcami kubek. Jest taka... malutka i krucha.
- Mogę? - Pytasz, podchodząc do stolika i chwytając za pusty kubek. Blondynka kiwa z przyzwoleniem głową, po czym nalewasz sobie kawy i podchodzisz do okna. Deszcz, stwierdzasz, widząc krople wody żwawo płynące w dół szklanej tafli. Prychasz cicho, zmęczony ciągłym deszczem, zimnem i szarością. Opierasz się o parapet i spoglądasz na profil Chiary. Czujesz dziwny ciężar w piersi, jednocześnie twoje serce rozpada się na tysiące kawałków, a ból, który promieniuje wzdłuż twojego ciała przyjemny bynajmniej nie jest. Targają tobą różne emocje, ale najsilniej z nich wybija się przerażająca pustka, która swoim zimnem paraliżuje twoje wnętrze. Bo bez Chiary twój świat jest nijaki i pusty, pozbawiony sensu. I wcale łatwo nie będzie go na nowo zapełnić.
A o Chiarę przecież nie możesz zawalczyć. Obiecałeś sobie, że już nigdy jej nie skrzywdzisz.
- Więc powiesz coś, czy po prostu mam wyjść, kiedy wypiję kawę? - Pytasz, byle tylko przerwać ciszę.
Kastner kręci delikatnie głową, nie odrywając wzroku od swojego kubka.
- Nie wiem, Fettner, nie wiem. - Szepcze  niemalże bezgłośnie. Nigdy nie widziałeś jej takiej zagubionej i na jakiś sposób samotnej. Ta Chiara potrzebuje solidnego pancerza, ochrony, której ty nie potrafisz jej zapewnić.
- Po prostu... - Urywa, przymykając oczy. - Zapomnijmy o tym. Przeprosiny przyjęte. A teraz, proszę, zniknij już z mojego życia.
Spodziewałeś się tych słów, mimo to ból, który sprawiły jest nie do opisania. Oddech grzęźle ci w gardle, a serce na chwilę się zatrzymuje. Zaciskasz mocno palce, omal nie krusząc kubka, z całych sił próbujesz zahamować agresję, która wzbiera w twoim ciele. Wiesz, że powinieneś po prostu wyjść, zamknąć za sobą drzwi i pozwolić Chiarze żyć dalej. Zamiast tego, odstawiasz kubek na parapet i wziąwszy głęboki wdech, szepczesz jedno jedyne imię, z którym wiążą się emocje, jakich nigdy z nikim innym nie doświadczyłeś. Cała twoja miłość, wrażliwość, ciepło, swoista tęsknota zawarte są w tych kilku głoskach układających się w najpiękniejsze imię twojego świata.
- Chiara...
- Przecież po to przyszedłeś. - Głos Kastner jest ostry i pozbawiony cierpliwości. Próbuje walczyć, ale nie wiesz, czy z tobą czy z własnymi uczuciami. - Chciałeś rozgrzeszenia, więc je masz. A ta noc... nic nie znaczyła.
- Wiesz, że to nie prawda. - Uśmiechasz się smutno. W nocy wasze uczucia były wyraźniejsze, bardziej odsłonięte, pozbawione stalowych pancerzy. W nocy widzieliście wasze serca i ich pragnienia. Ale po nocy przychodzi dzień i rozsądek dobija się o głos. Nie możecie być razem. Próbowaliście, ale nie wyszło. Przykro, ale takie jest życie. Nikt nie mówił, że będzie łatwo.
- W tej chwili to nie ma znaczenia. - Mówi uparcie, przybierając buntowniczą pozę. - Nie chcę już być przez ciebie krzywdzona. I nie chcę z tobą walczyć. Po prostu zapomnijmy.
- Ale...
- Zresztą, ta dziewczyna...
- To przyjaciółka, naprawdę. - Wpadasz jej w słowo, czując nagłą i bardzo silną potrzebę powiedzenia jej wszystkiego o Mirabel. - Okej, raz z nią spałem. Potem spotkałem ją i miała problemy... Pomagam jej. Nic nas nie łączy. Naprawdę.
- Nie obchodzi mnie to. - Chiara wzrusza ramionami, wracając do tej swojej cholernie raniącej obojętności. - Nie musisz się tłumaczyć.
- Chcę tylko byś wiedziała...
- Od kiedy jesteś taki prawdomówny? - Prycha, kierując na ciebie rozzłoszczone spojrzenie. Blondynka powoli odbudowuje swój pancerz, chowa swoje prawdziwe uczucia, cały swój ból pod maską oschłości. Już dłużej nie chce uzewnętrzniać tego, jaka jest słaba, jaką ją uczyniłeś.
Patrzysz na nią w ciszy. I nie masz nadziei. Wszystko zaprzepaściłeś swoim głupim strachem, irracjonalnym lękiem przed emocjonalną bliskością. Zniszczyłeś to, na czym najbardziej ci zależało. Ale najstraszniejsze w tym wszystkim jest to, że Chiara cierpi. Wiedziała, że związek z tobą nie będzie łatwy, a mimo to wpakowała się w to gówno, wierząc w twoją ludzką stronę, w te drobne gesty, którymi nieświadomie zdradzałeś prawdziwego siebie. W zamian dałeś jej łzy, nic więcej.
Teraz oboje jesteście emocjonalnie rozsypani. Musicie znaleźć nową drogą. Oddzielnie.
Przełykasz głośno ślinę, czując jak pęka ci serce. A potem wychodzisz z mieszkania Chiary, cicho zamykając za sobą drzwi.
To koniec.
*
Odrzucenie. To coś nowego dla ciebie. Dziwnego. Niepojętego. Nie potrafisz zrozumieć mętliku, jaki jawi się w twojej głowie, nie umiesz nazwać uczuć, jakie towarzyszą ci w drodze do domu. Tyle sprzeczności, paradoksów w tobie siedzi. I ta dziwna pustka, która paraliżuje twoje ciało, myśli. Zimno, która nieprzyjemnie otula twoje serce. Ból, który nie gaśnie. Czujesz się, jakby z każdej strony napływały do ciebie nowe uczucia, myśli, fakty. Tracisz orientację, nie wiesz, gdzie góra, a gdzie dół. Gubisz się. Gubisz się bez Chiary.
Z trzaskiem zamykasz drzwi do swojego BMW-u, ale nie kierujesz się do swojego mieszkania. Zaczynasz biec w stronę parku, jak najdalej od czterech ścian pełnych wspomnień, od własnych uczuć. Biegniesz szybko, ile sił w nogach. Biegniesz, póki starcza ci powietrza w płucach, póki nogi nie odmawiają ci posłuszeństwa. W końcu opadasz na jakąś ławkę, próbując ustabilizować oddech i drżenie rąk.  Jakieś dziwne pieczenie w oczach alarmuje twój organizm. Nie możesz płakać, jesteś mężczyzną. Mimo twoich starań i gróźb, pojedyncza łza toruje sobie drogę wśród rzęs i bardzo powoli spływa bo twoim policzku.
Nie wiesz, co się dzieje. To takie coś, jakby cały twój świat pękł w pół, jakbyś obudził się w nowej rzeczywistości. Nie poznajesz siebie. Zgubiłeś się we własnej przestrzeni. Zaczyna boleć cię głowa, serce. Jest źle, jest tak cholernie źle, że masz ochotę schować się we własnym mieszkaniu i nie wychodzić z niego przez tydzień, może nawet miesiąc. Ból, przed którym tyle uciekałeś, mocnymi falami uderza w twoją kruchą fasadę. Stało się. Pokazałeś światu uczucia, robiąc wyrwy w swoim szczelnym pancerzu. Teraz jesteś bezbronny, a twój pancerz praktycznie nie istnieje. W każdym bądź razie i tak nikt nie może skrzywdzić cię bardziej. Sami sobie swoimi niewłaściwymi decyzjami zadajemy najboleśniejsze ciosy.
- Kurwa. - Syczysz, z frustracją uderzając ręką o ławkę. Jakaś starsza pani ogląda się na ciebie z naganą w wyniosłym spojrzeniu. Nie rozumie, nikt nie rozumie. Musisz sam uporać się ze swoimi cierpieniem, to jedyne wyjście z tej beznadziejnej sytuacji. Tylko to takie trudne. Najłatwiej byłoby przestać czuć, wrócić do tej bezpiecznej, pustej przestrzeni, do której nie dopuszczałeś nikogo. Ale nie lubisz tamtego Manuela, on za bardzo rani tych, których spotyka na swojej drodze. I siebie samego.
Z nijak poukładanymi myślami wracasz do mieszkania. Słyszysz jak Mirabel tłucze się po kuchni, śpiewając do piosenki, która akurat leci w radiu. Zatrzymujesz się w progu i obserwujesz jak brunetka wyciąga z piekarnika lasagne. Gdy wasze spojrzenia się krzyżują, Winckler posyła ci szeroki uśmiech.
- No popatrzcie, kto wrócił. Jak noc, Casanovo?
Nie odpowiadasz. Z beznamiętną miną podchodzisz do radia i włączasz funkcję CD. Po kilku sekundach po kuchni rozchodzą się piosenki British Indii, jednego z ulubionych zespołów Chiary. Znajdujesz w nich dziwne ukojenie, opatrunek hamujący krew wypływającą z ran na sercu, swego rodzaju katharsis.
- To koniec. - Wzruszasz ramionami. - Mówiłem ci przecież, że jadę wszystko zakończyć.
Jesteś stonowany, spokojny, trochę za bardzo wyprany z emocji. Widzisz, że twoje zachowanie zaniepokaja Mirabel. Dziewczyna podchodzi do ciebie i wtula się w twoje ciało, próbując w ten sposób przekazać ci, że jest z tobą, że będzie cię wspierać we wszystkim. Jesteś jej wdzięczny, ten drobny gest ratuje cię przed całkowitym rozsypaniem się.
- Przykro mi. - Mówi.
- Zapytałbym, czy mam wino, ale chyba wypiłem już całe swoje zapasy. - Zmieniasz temat, bo nie wiesz, czy chcesz teraz rozmawiać o Chiarze i o tym, co się między wami stało. - Ale lasagnę chętnie zjem.
Winckler klepie cię w ramię, po czym wyciąga z szafki talerze i nakłada obiad. W cisze jecie lasagnę. Mirabel cały czas cię obserwujecie, wciąż czujesz na sobie jej zatroskane spojrzenie. Podnosisz na nią pytający wzrok.
- Tak musiało być.
- Wiem.
**********

Manu, słońce, no wybacz.
No i ten tego, musiałam kupić Fettnerowi bmw, no musiałam! I myślałam, że jak zrobię dwutygodniową przerwę między ostatnim a powyższym rozdziałem to w jakiś magiczny sposób w wordpadzie pojawią się zapasy. Nie pojawiły się. Piętnastka w połowie napisana i jest tak, no źle jest.
PS. Manu, hopaj do PŚ to może jakoś skleimy tutaj Twoje serduszko!

No i zapraszaju na dramę w dwóch aktach pt.: "Cierpienia młodego Wellingi" o tu: achtung--achtung.blogspot.com

A kto jeszcze nie zagłosował to to scrolluje do ankietki na dole ;)

Adiós ;*

trzynaście: jakby nie było jutra




Nie jesteście już tymi samymi ludźmi.
Patrzysz na Chiarę, na jej skulone ramiona i bose stopy, na zamglone, matowe oczy i wychudzone policzki, na usta zastygłe w grymasie bezradności i nie widzisz tej pewnej siebie, nieco chłodnej blondynki, w której niegdyś się zakochałeś. Jej już nie ma, po części z twojej winy.
Potem przyglądasz się sobie. Fizycznie bardzo się nie zmieniłeś, ale to, co dzieje się w twoim wnętrzu przechodzi wszelkie pojęcie. Nie jesteś już tym samym facetem, dla którego zabawa była najważniejsza. Stałeś się bardziej troskliwy, poważny, nie ciągnie cię do pijackich podrywów, do spania z kim popadnie. Dorosłeś? Chyba tak.
Więc siedzicie teraz naprzeciwko siebie w ciasnym salonie, jesteście innymi ludźmi, ale rany zdobiące wasze serca wciąż są takie same. I jak rozwiążecie ten problem?
- Tak. - Zaczynasz niezręcznie. Nie wiesz, co powiedzieć, choć jadąc tutaj miałeś ułożoną całą przemowę. Jesteś zdenerwowany i niepewny siebie, jak rzadko kiedy. Twój oddech nieznacznie przyśpiesza, a dłonie pocą się niemiłosiernie. Co się z tobą dzieje?
Przenosisz wzrok na Chiarę; blondynka wlepia oczy w podłogę, nerwowo skubiąc brzeg rękawa. To nie jest twoja Chiara, to nie ona. Ale to twoja wina, że teraz jest taka, jaka jest.
- Stało się coś? - Wymyka ci się z ust. Od razu po pytajniku, wiesz, że głupio palnąłeś. Bo co może odpowiedzieć? Tak, Fettner, stało się, spieprzyłeś mi życie?
Cholera.
Jednak Chiara cię zaskakuje.
- Nie. Nic. Wszystko w porządku. - Obojętnie wzrusza ramionami. Jej głos jest pozbawiony spodziewanej się przez ciebie ironii. Ani szczypty sarkazmu, zero szyderstwa.
Nie wierzysz.
Otwierasz usta, by wygłosić kolejną złotą myśl, ale szybko je zamykasz. Może tym razem warto przemyśleć następne słowa, co?
- Więc po co przyszedłeś?
Marszczysz czoło, dokładnie wpatrując się w Kastner. Wydaje się być taka... zrezygnowana, przegrana. Zupełnie osowiała i bezradna. Obojętna na wszystko, co ją otacza. Wyjęta poza życie.
Wygląda tak, jakby umarła w niej nadzieja.
Chiara nigdy nie była przesadną optymistką. Zawsze mocno trzymała się ziemi, wierząc, że dzięki ciężkiej pracy może osiągnąć wszystko, co zaplanuje. Ale musisz zaznaczyć, że jej plany nigdy nie były wzięte z Kosmosu, zawsze uważała z marzeniami, nie chcąc się rozczarować kolejnym niepowodzeniem. Tak żyło jej się bezpieczniej.
Spontaniczność? Według ciebie, Kastner nie zna tego słowa.
- Manuel?
Powracasz myślami do tego pokoju, próbując skupić się na odpowiedzi. Nie ma sensu kręcić, przyszedłeś powiedzieć prawdę i tego chcesz się trzymać.
Tylko... Tylko Chiara mocno cię zaniepokoiła. Czujesz, jakbyś był tylko jednym puzzlem tej rozległej układanki, jakby ta historia miała więcej wątków niż myślałeś. Coś w tej atmosferze jest takiego, co każe ci myśleć, że nie tylko wokół ciebie świat się kręci, że każdy medal ma dwie strony.
Ale co?
- Ja... - Brakuje ci słów. Bo jakimi słowami wyrazić uczucia, które przez tak długi czas drzemały gdzieś pod twoim rozrośniętym ego? Jak zawrzeć te dziwne stany i niezrozumiałe odruchy w kilku zdaniach? Jak nazwać to coś, co tak usilnie szarpie twoim sercem? Nigdy nie umiałeś mówić o uczuciach i to wciąż się nie zmieniło. Ale tak bardzo potrzebujesz, aby Chiara cię zrozumiała, aby mogła cię rozgrzeszyć. Bo jak zacząć nowe, lepsze życie, nie zrobiwszy rachunku sumienia i nie znalazłszy wybaczenia?
Bierzesz głęboki wdech i zaczynasz mówić. Z głębi serca. Tak po prostu. Spontanicznie i prawdziwie. Wreszcie bez kłamstw.
- Przepraszam. Przez połowę mojego życia zachowywałem się jak debil.
- Delikatnie mówiąc. - Chiara przewraca oczami. Wreszcie coś tak bardzo w jej stylu.
- Możesz mi nie przerywać, gdy próbuję się uzewnętrznić. Dziękuję? - Prosisz grzecznie, po czym wracasz do uprzedniego toku. - Wiem, że spieprzyłem. I że zasługujesz na kogoś lepszego niż ja. Kogoś, kto będzie umiał docenić to, jaką fantastyczną dziewczyną jesteś. Bo ja zrobiłem to za późno.
- Naprawdę nie wiem, po co mi to mówisz.
- Chcę, żebyś znała prawdę.
- A prawdą jest...?
- Kochałem ciebie. - Mówisz bardzo cicho po kilku, długich sekundach ciszy. Chiara podnosi na ciebie wzrok; widzisz jak najróżniejsza uczucia odbijają się w jej orzechowych tęczówkach, jak szok, chwilowe zmiękczenie, swego rodzaju tęsknota mieszają się i walczą o dominację w jej sercu. Ale przeczuwasz, że kobieta po prostu odrzuci je na bok, wsadzi do hermetycznego pudełka i odstawi w zapomnienie. Już i tak namieszałeś w jej życiu.
I wtedy Kastner przymyka oczy, spokojnie biorąc głęboki wdech. Wciąż jest jej ciężko, rany jeszcze nie zdążyły się zasklepić, a wspomnienia wyblaknąć.
- Nie potrafiłem tego właściwie wyrazić. Właściwie bałem się. Dlatego uciekałem. Chciałem wierzyć, że wciąż umiem nie czuć niczego głębszego do kogokolwiek, musiałem czuć, że nie jestem od nikogo zależny. A ty zburzyłaś wszystko, w co wierzyłem, całą fasadę, którą misternie wokół siebie zbudowałem. Ja... Broniłem się. - Wyrzucasz z siebie, póki masz jeszcze odwagę.
Chiara otwiera oczy. Łzy ciekną po jej bladych policzkach, usta drżą. Jest zagubiona, zmieszana. Taka malutka. Pragniesz wziąć ją w ramiona i ocalić przed całym światem. Ale to nie świat stanowi dla niej niebezpieczeństwo.
- Rozsądek zakazał mi tobie zaufać, pozwolić ci zbliżyć się do prawdziwego mnie.
- Widziałam prawdziwego Manuela. - Blondynka ucieka wzrokiem, ostatkiem sił walcząc, by całkiem się nie rozpaść. - Może nie zdajesz sobie z tego sprawy, ale bywały takie momenty... Wiem, że mnie kochałeś.
Patrzycie na siebie tak, jakby świat za oknami nie istniał, jakby jutro miało nie nadejść, jakby wszystkie ważne rzeczy straciły na swojej wartości. Bo w tej jednej chwili najważniejsza jest wasza przeszłość i to, co z niej zostało.
W jednej sekundzie każdy dystans, który was dzielił - emocjonalny, fizyczny - znika. Początkowe zmieszanie odeszło w niepamięć. Bo, cholera, cokolwiek byście nie zrobili, będziecie sobie w jakiś sposób bliscy; historii nie da się wymazać, a blizny, które zostają po ranach są jej częścią, są świadkami tego, co wydarzyło się w waszym życiu. I musicie to zaakceptować.
Chiara posyła ci smutny uśmiech, który, w jakiś pokrętny sposób, łamie ci serce.
- To przeważnie były drobiazgi, ale na drobiazgach wszystko się opiera. - Uściśla, gdy zauważa niedowierzanie na twojej twarzy. Ale to nie do końca tak. Jesteś zdziwiony, że twoje uczucia umiały przejść przez ten gruby mur, który wniosłeś dookoła swojego serca i że zrobiły to tak niedostrzeżenie. - Nawet jeśli zapominałeś o moich urodzinach i kupowałeś kwiatki dzień po, to zawsze pamiętałeś, że słoneczniki są moimi ulubionymi. Rozweselałeś mnie, gdy miałam zły humor. Zawsze mnie słuchałeś nawet, gdy opowiadałam o kolejnym nudnym dniu w pracy. Kupowałeś pizzę bez twojej uwielbianej kukurydzy, bo wiedziałeś, że jej nienawidzę. Byłeś przy mnie w złych i dobrych momentach. Dlatego zostawałam, kiedy ode mnie uciekałeś. Naiwnie wierzyłam, że w końcu...
Kastner nie daje dłużej rady. Cichy szloch przerywa jej w połowie zdania. Łzy obficie moczą jej policzki, głos zamiera w gardle. Przysuwasz się do niej bliżej i ująwszy jej twarz w dłonie, pocałunkami osuszasz jej delikatną skórę. Chiara nie protestuje. Garnie się do ciebie stęskniona czułości i twojej obecności. Nie wiesz, co dla was to znaczy. Wątpisz, by istniała dla was jakakolwiek przyszłość, za dużo razy skrzywdziłeś Chiarę, by móc odbudować ruiny, jakimi stał się wasz związek. Ale teraz to nieważne. Teraz ważna jest ta jedna chwila, podczas której nie istnieje żadne jutro, żadne kocham, żadne przepraszam. Spragnieni swoich ciał oddajecie się chwili; sukcesywnie odświeżacie obrazy swoich ciał: każde wgłębienie, każde znamię, każdy centymetr skóry. Powoli wodzisz palcami po płaskim brzuchu blondynki, z niemal nabożną czułością całujesz wgłębienie jej obojczyka. Mocno obejmujesz ją ramionami, chcąc by znowu poczuła się przy tobie bezpieczna, ale by tym razem, nie było to tylko złudzenie.
Tak delikatnie nie postępujesz z żadną kobietą. Całą swoją wrażliwość od zawsze miałeś zarezerwowaną wyłącznie dla Chiary. Bo nawet ona miewała momenty, kiedy bywała krucha i bezbronna.
Chcesz ją chronić. Nie zniesiesz dłużej widoku jej łez.
I czujesz, że ona dzisiaj pragnie czułości, troski, uczucia bycia kochaną. Pragnie być z tobą. Ten ostatni raz.
Takiego końca się nie spodziewałeś.
*****
tadam!
Dodaję sobie rozdział na poprawę humoru, bo lubię go, mimo że bardzo odbiega od tego obrazu, który miałam w głowie (ale on był za wyraźny, bym mogła go tak opisać, ech).
tadam 2!
Ja wiem, że większość z Was jest #TeamMirabel, ale mój pomysł na opowiadanie przewiduje trochę komplikacji. Jest jesień, nie ma łatwo xD
Chociaż, kto wie, co będzie po tym rozdziale, kto wie? Ja, badum tss.
A zanim ucieknę kończyć czternastkę zapraszam do wzięcie udziału w ankiecie o tam na dole.

PS. Tytuł i piosenka sponsorowana przez wiadomo kogo. Jestem zachwycona nową płytą i nie mogę doczekać się 30 XI.

T Y D Z I E Ń !


dwanaście: rekonwalescencja




Teraz powinno być łatwiej.
Robiłeś wszystko, by wyrzucić Chiarę z myśli - piłeś, sypiałeś z innymi kobietami, udawałeś przed nią, że wszystko jest w porządku, że jesteś zupełnie obojętny - ale to nie pomogło. W końcu zaakceptowałeś swój ból. Zrozumiałeś, że masz złamane serce. Wiesz, że to dziwne, nieprzyjemne uczucie promieniujące z serca powstało, bo twój świat rozpadł się na tysiące, drobnych kawałeczków. Nie wstydzisz się przed sobą, że cierpisz. Okej, wiesz już to wszystko, nie odrzucasz od siebie prawdy, więc powinno być już lepiej, lżej, powinieneś wskoczyć na drogę rekonwalescencji i kawałek po kawałku odbudować własną siatkę uczuć, odbudować siebie.
Ale tak nie jest. Wciąż jest trudno. Może nawet trudniej niż przedtem.
- Jak tam? - Mirabel siada obok ciebie na kanapie. Ma rozwichrzone włosy i rumieńce na twarzy. Dopiero co wróciła z miasta i jeszcze pachnie deszczem. Jest uśmiechnięta, taka... optymistyczna? Skąd taka zmiana, zastanawiasz się przez chwilę, ale ostatecznie twoje myśli i tak biegną ku osobie, o której postanowiłeś już nie myśleć.
- Właśnie akceptuję swoje złamane serce i to, że dostałem kosza. - Oznajmiasz beznamiętnym tonem. Jesteś taki skołowany, za nic nie potrafisz odnaleźć się w tej nowej sytuacji.
- To ja ci nie przeszkadzam. - Mirabel wstaje z kanapy, ale szybko łapiesz ją za rękę i ciągniesz w dół. Musisz z kimś porozmawiać, nie na swój temat, tylko tak ogólnie porozmawiać, oderwać się od swojego pogmatwanego wnętrza. Rzadko kiedy w twoim środku dzieją się takie rewolucje, nie wiesz, jak je ogarnąć i musisz, choć na chwilę, od nich odpocząć.
- Stało się coś? Jesteś taka... inna.
- Och, co za komplement. - Brunetka śmieje się, machając od niechcenia ręką. - Spotkałam się z Bastianem. - Dodaje po chwili, poważniejąc. Jak dziewczynka, która coś przeskrobała, skromnie spuszcza wzrok i zaczyna skubać koniec rękawa swojego grubego, wełnianego swetra. Delikatnie przygryza wargę, chcąc jak najdokładniej dobrać słowa, jak najlepiej zobrazować sytuację. Tak, żebyś mógł zrozumieć.
- Mirabel, twój brat...
- Nie powiem, że się zmienił. - Przerywa ci w pół zdania. - Bo do tego jeszcze długa droga. Ale... coś drgnęło, coś wreszcie zaczęło się dziać w tym jego małym móżdżku. Planuje wyjechać do Wiednia, odciąć się od tego szeregowego światka, wstąpić do grupy wsparcia. Chyba coś zrozumiał.
- Nie wierz tak w niego. To na razie nic nie znaczy.
- Nie rozumiesz.
- Po prostu nie chcę, byś się rozczarowała. - Przyciągasz ją do siebie, obejmując ramieniem. Jak przyjaciółkę. Całkowicie niewinnie. Mimo to, nie możesz odgonić od siebie wspomnień. Bo przecież w ten sam sposób przyciągałeś Chiarę, a ona wtulała się w ciebie zupełnie tak, jakby tylko w twoich ramionach czuła się bezpieczna. Co była swojego rodzaju paradoksem, bo przecież przez ciebie jej życie przypominało morzę.
Mirabel początkowo sztywnieje, ale po chwili jej mięśnie się rozluźniają, a ona sama wygodnie lokuje się w twoich objęciach.
- Cieszę się, że cię poznałam. - Wyznaje cicho. - Nie wiem, co by było, gdyby nie ty. Nawet nie wiesz, jakie to dla mnie ważne poznać cię od tej strony, od której nie zna cię nikt.
- Masz na myśli tego słabego, uczuciowego połamańca, który załamał się po tym, jak odeszła od niego kobieta, którą sam odepchnął? - Pytasz ironicznie, na co brunetka uśmiecha się kącikami ust.
- Tego samego. Wbrew pozorom jest świetnym facetem. I naprawdę świat się nie zawali, jeśli czasami go odrobinę uzewnętrznisz.
Prychasz, jednocześnie nie mogąc zahamować uśmiechu.
- Ale taki Manuel będzie za bardzo... szokujący dla innych.
- Myślałam, że nie obchodzi cię to, co inni o tobie myślą.
- Sam już nie wiem. W ogóle ostatnio nie czuję się sobą.
- Albo wreszcie jesteś tym kim jesteś. Mam na myśli... - Winckler marszczy czoło, jak zwykle zresztą, gdy chce powiedzieć coś odkrywczego. - Wreszcie nie boisz się być sobą, nie chowasz się już tak panicznie za maską palanta.
- Palanta? Wypraszam sobie! - Oburzasz się. Taka zniewaga wymaga natychmiastowej kary. Nie czekając długo, zaczynasz łaskotać Mirabel po brzuchu, bo wiesz, że ma tam niewyobrażalne łaskotki. Brunetka próbuje ci się wyrwać, ale na marne. Jesteś szybszy i silniejszy, więc po paru chwilach, dziewczyna niemal dusi się ze śmiechu.
- Okej... Ignorantem... Dupkiem... Wyzwolonym samcem... Jak wolisz. - Wydusza pomiędzy napadami śmiechu.
- Jesteś okropna. Naprawdę nie rozumiem dlaczego przygarnąłem cię do mojego domu. - Puszczasz ją, pokazując jej język, niczym chłopczyk w przedszkolu.
- Powiedz to, gdy znowu ugotuję leczo na obiad. - Wincklerówna śmieje się do ciebie, a twoją duszę ogarnia dziwny spokój, spokój, jaki już dawno nie gościł w twoim sercu. Wiesz, że jeszcze wiele zakrętów będziesz musiał pokonać, by być szczęśliwym, ale wiesz również, że w końcu dni będą jaśniejsze, a noce pełne cudownych snów, spośród których nie wyrwą cię koszmary. Kiedyś po prostu będzie lepiej.
- A tak nawiasem mówiąc, znalazłam pracę w kawiarni i jak tylko finansowo stanę na nogi, to znajdę sobie mieszkanie i już nie będziesz musiał mieć mnie na głowie. - Mówi Mirabel.
- I kto mi będzie gotował obiady?
- Będziesz musiał sobie jakoś radzić, niestety.
- Może jednak zostaniesz na dłużej? - Pytasz z zadziornym uśmiechem, na co dziewczyna wybucha głośnym śmiechem.
Boże, może wreszcie uda ci się ogarnąć włąsne życie?
***
Owocowa herbata stygnie w kubku, a za oknem dzień zamienia się w noc. Spokojnie kroisz warzywa, uderzając nożem w rytm "Worth Dying For" Rise Against, a Mirabel smaży na patelni kurczaka. Taki oto sielski obrazek, całkowicie zwyczajny wieczór, scena, jaka zapewne rozgrywa się w wielu innsbruckich mieszkaniach. Jednakże czegoś ci brakuje. Jakiegoś klarownego końca, epilogu, który sprawnie zamknie historię twoją i Chiary. Potrzebujesz definitywnie ustawić granice, po raz ostatni przeprosić Kastner za bałagan, jaki zrobiłeś w jej życiu. Nie chcesz, by to wszystko przez co razem przeszliście, włączając w to zarówno dobre jak i złe chwile, zakończyło się tak po prostu, tak nieodpowiednio, tak chłodno i w cieniu wielkich niedopowiedzeń.
- Muszę porozmawiać z Chiarą. - Oznajmiasz nagle i głośno, zupełnie jakby sens tego zdania dopiero teraz stał się dla ciebie oczywisty.
Mirabel podnosi z nad patelni zdziwiony wzrok. Jej brwi idą ku górze, a łyżka, którą mieszała kawałki kurczaka zatrzymuje się gwałtownie.
- Nie mogę tego tak zostawić. Znaczy... Muszę to zakończyć. Prawdziwie. Bo Chiara zasługuje na to. Nie możemy się tak po prostu rozstać. Nie po tym wszystkim. Musi być jakiś... koniec. - Wyrzucasz z siebie szybko, bardziej by przekonać siebie niż poinformować brunetkę.
Dziewczyna wciąż jest w szoku.
- Ale jak ty to sobie wyobrażasz? - Pyta, odwracając się w twoją stronę i krzyżując ręce na piersiach. - Tak po prostu do niej pójdziesz, gdy już jakoś się pozbierała i co jej powiesz?
Pod jej atakiem jakby uchodzi z ciebie powietrze.
- No... Coś wymyślę. - Dukasz z niezadowoleniem. Po chwili jednak wstępuje w ciebie nowy zapał. - Wiem, że muszę to zrobić, by wszystko raz na zawsze uporządkować.
Zanim Mirabel zdąży odpowiedzieć, odrzucasz na bok nóż i ogórka, po czym w biegu łapiesz za skórzaną kurtkę oraz kluczyki do samochodu. Szybko zbiegasz na parter, po drodze omal nie taranując sąsiada spod ósemki. Siedzisz już w samochodzie, gdy nagle uświadamiasz sobie jedną rzecz. A mianowicie, przecież nie znasz adresu Chiary, nie wiesz, gdzie się zatrzymała.
- Kurwa. - Uderzasz pięścią o kierownicę. - Uspokój się, Fettner. - Nakazujesz sobie w myślach.
Dla zebrania myśli, bierzesz głęboki wdech. Już wiesz. Musisz zadzwonić albo do siostry Chiary, Anniki, albo do Rity, jej przyjaciółki. Szybko odrzucasz Ritę - dziewczyna nigdy za tobą nie przepadała. Ale Annika... Annika to całkiem, co innego.
Wybierasz jej numer, po czym gładko sprzedajesz jej kłamstwo. Młoda Kastnerówna przez chwilę kręci, ale w końcu podaje ci adres Chiary. Świetnie. Będziesz tam nie dalej niż za pół godziny.
Odpalasz silnik i płynnie włączasz się do ruchu. W radiu lecą same rzewne piosenki, a ciebie szlag trafia, gdy znowu musisz zatrzymać się na czerwonym świetle. Ale oto już wyłania się ulica Chiary i jej kamienica.
Jak wejść do środka, by nie musieć dzwonić domofonem? Nie musisz długo czekać, rozwiązanie samo nadchodzi. Przed potężnymi drzwiami zatrzymuje się staruszka. Gdy szuka kluczy, oferujesz jej, że pomożesz jej zanieść zakupy do mieszkania. Nieznajoma zgadza się, a ty kilka minut później pukasz w drzwi Chiary.
Klucz głośno chrzęści, a drzwi z trudem ustępują. Gdy między tobą a Kastnerówną znika drewniana bariera, w oczach dziewczyny pojawia się wielkie niedowierzanie.
- Manuel, co ty tutaj robisz?
**************
Ojej, jeden rozdział zapasu, to zdecydowanie nie jest fajne! Bardzo mocno niefajnie!
I, no nie wiem, pomyślałam, że jesienna depresja i zdołowany Manuel to wystarczające powody, by zmienić szablon. Nigdy nie byłam w tym dobra, więc szablon jest jaki jest, ale ja lubię taką prostotę i w ogóle. Chyba nie wygląda to najgorzej, nie? ;p

I co tu jeszcze. Ano skoki za dwa tygodnie, to cieszy <3


jedenaście: ludzie odchodzą




Nie możesz dłużej uciekać od tej myśli; to oczywiste, że odrzucanie miłości doprowadziło cię do tego punktu, w którym byłeś, jakby zawieszony między totalną obojętnością, a dziwną tęsknotą, niekończącym się żalem. Okej, zakochałeś się, to przecież nie koniec świata. Jednakże wszystko spieprzyłeś między sobą a Chiarą, a to już trochę bardziej zakrawa na koniec świata. Ale nie poddasz się. Jesteś sportowcem i wiesz, że nawet z pozoru dramatycznych sytuacji da się wyjść zwycięsko.
Cóż, teraz, gdy przyznałeś się do własnych uczuć, łatwiej będzie ci się odkochać, znaleźć stabilizację w swoim pogmatwanym życiu.
- Idę na zakupy, bo w twojej lodówce nie można znaleźć nic poza pasztetem. - Krzyczy z przedpokoju Mirabel.
- Bardzo dobrym pasztetem. - Uściślasz z lekkim uśmiechem. To naprawdę cud, że Mirabel pojawiła się w twoim życiu w chwili, gdy potrzebowałeś kogoś, kto otworzy ci oczy i pomoże zrozumieć ci własne zachowanie. Kogoś, kto odważy się powiedzieć to, co dla wszystkich, poza tobą, było oczywistością.
Dzwonek do drzwi wyprzedza wyjście Mirabel. Słyszysz, że brunetka otwiera przybyszowi i wymienia z nim kilka zdań. Potem do twoich uszów dociera dźwięk zamykanych drzwi i oddalający się stukot obcasów. Jednocześnie do twojej kuchni zagląda zaintrygowana twarz Hayböcka.
- Nie czaj się tak. - Mówisz,  dopijając swoją kawę.- Właź.
- Siema. - Michi podaje ci dłoń, po czym siada na krześle, nie spuszczając z ciebie zdziwionego wzroku.
-  No co?
- Masz nową dziewczynę? - Pyta, nawet nie próbując maskować niedowierzania.
- No coś ty. - Prychasz. - To... koleżanka. Pomagam jej.
Hayböck ci nie wierzy. Dlaczego to cię nie dziwi?
- Serio. - Przewracasz oczami. - Ma trudną sytuację i bezinteresownie jej pomagam.
- Ale z nią spałeś, prawda? Bo to niemożliwe, że...
- Nie spałem z nią. - Wchodzisz blondynowi w słowo, łatwo wyrzucając z siebie kłamstwo.
- Cóż... - Michael nie wygląda na przekonanego, ale licho z tym. - Gotowy na trening?
- Jasne. - Przytakujesz, drugi raz mijając się z prawdą. Bo, jak to mówią, kac morderca nie zna serca.
*
Wszystko jest jak z waszego utartego schematu - wielka kłótnia, mnóstwo pretensji, trochę łez, rzeczy pakowane w pośpiechu do walizki, trzask drzwi, a potem kilka dni ciszy, po której Chiara znowu staje w twoich drzwiach, prosząc cicho, byś już jej nie krzywdził. Ale dzisiaj, mimo iż blondynka stoi niepewnie na progu niegdyś waszego mieszkania, jest inaczej. Bo wiesz, że nie przyszła wrócić. Raczej odejść tak definitywnie, raz na zawsze unicestwić ten toksyczny związek.
I to wtedy, gdy uświadomiłeś sobie, że ją kochasz.
Nie wiesz, jak się zachować, więc tylko odsuwasz się odrobinę, a blondynka wciska się do mieszkania. Przechodząc, zostawia za sobą zapach wanilii. Dziwny, niezrozumiały dreszcz przeszywa twoje ciało, serce nieco mocniej bije, a głowa jest pełna szczęśliwych wspomnień. Uświadamiasz sobie, że często przy Chiarze czułeś się tak inaczej - nienormalne skurcze żołądka, przyśpieszony puls, zwykła chęć odgarnięcia jej włosów - tylko wcześniej ignorowałeś wszystkie te anomalia, odpychałeś je od siebie, dusiłeś w zarodku, jednocześnie myśląc, że przecież nie możesz uzależnić się od jakiejkolwiek kobiety.
Wbrew sobie zakochałeś się.
Chiara, przygryzając dolną wargę, kieruje się do sypialni. Idziesz za nią, sam nie wiesz dlaczego. Blondynka na chwilę przystaje na progu, szybko omiata spojrzeniem pokój, po czym z kamienną miną podchodzi do szafki nocnej. Wzdychasz cicho. Nie chcesz walczyć o Chiarę, ale mimowolnie zarzucasz sobie takie zaniechanie. Bo przecież sypialnia jest pełna rzeczy Mirabel - na pół opróżniona walizka pod szafą, pełno kosmetyków na komodzie, jakieś czasopismo leżące na łóżku, otworzone na artykule traktującym o zdradzie.
Życie lubi z ciebie drwić, stwierdzasz.
Kastnerówna wyciąga z szafki zieloną teczkę i odwraca się w stronę drzwi. Chce przejść, ale ty wciąż stoisz w progu, torując jej wyjście. Kobieta wciąż ma obojętną minę, tylko jej oczy zdradzają dziwny ból i zmęczenie. Mimo, że znasz Chiarę, jak mało kogo, to dzisiaj nie potrafisz rozszyfrować jej uczuć.
- Przepuść mnie. - Mówi cicho i są to pierwsze słowa, jakie padają z jej ust dzisiejszego popołudnia.
Nie wiesz, co zrobić. Masz duży wybór, ale która decyzja będzie najodpowiedniejsza?
- Chiara...
- Przepuść mnie. Nie mogę już dłużej patrzyć, jak marnujesz życie kolejnej dziewczynie. - Ze złością przepycha się obok ciebie, a ty stoisz w miejscu jakby wrośnięty w podłogę, bijąc się z myślami. Chcesz jej tak dużo powiedzieć, chcesz, by wiedziała, że Mirabel to tylko twoja koleżanka, której pomagasz, że nie śpicie razem, że w twoim sercu jest miejsce tylko dla jednej kobiety. I chcesz najzwyczajniej przeprosić. Szczerze, prawdziwie. Ale zamiast tego stoisz z przymkniętymi oczami, a dźwięk zamykanych drzwi rozrywa ci serce.
Koncertowo spieprzyłeś swoje życie.
**********
Łał, Manu cierpi, sehr traurig, co ja zrobiłam </3
Ale jest John Newman, a jak jest John Newman to życie jest lepsze! I jeszcze prawie cała doba w domku, potem 2,5 doby i znowu przywitam swoje Podkarpacie. Piękny ten listopad bardzo.
I po obiedzie muszę wyciągnąć kogoś na spacer, bo moje Pikuły zmieniły się tak bardzo :O


dziesięć: otwarcie rozbici




Co się z tobą, do cholery, dzieje?
Potrząsasz głową i dolewasz wina do opróżnionych lampek. Powinieneś przystopować, jutro masz trening, a tego wieczoru już wystarczająco dużo wypiłeś. Trochę kręci ci się w głowie, ale wciąż nie osiągnąłeś wyznaczonego celu. Nie wiesz, dlaczego chcesz zapomnieć o tym dniu, o spojrzeniu Chiary, o jej zimnych oczach. Chcesz wyrzucić ją z głowy, chcesz by przestała być częścią twojego życia. Dlaczego to takie trudne?
Mirabel cicho komentuje jakiś film, który oglądacie, ale tak naprawdę ani nie słuchasz dziewczyny ani nie śledzisz tego, co dzieje się na ekranie. Łapczywie pijesz wino, pozwalając by świat wokół ciebie tracił swoją ostrość.  Z jednej strony ogarnia cię irracjonalna złość, ale z drugiej czujesz się dziwnie pusty i wyprany z uczuć.
Winckler szybko zauważa, że coś jest na rzeczy. Patrzy się na ciebie tymi swoimi błękitnymi oczami, śmiesznie marszcząc czoło.
- Co jest? - Pyta niepewnie.
Spoglądasz na nią tak, jakbyś widział ją pierwszy raz w życiu. Jest całkiem inna niż Chiara - Chiara ma jasne włosy, pełne usta i przeważnie ubiera się elegancko. Mirabel natomiast jest brunetką z niemożliwie błękitnymi oczami, energiczną i niesamowicie otwartą i ciepłą, jeśli tylko nie udaje kokietki, szukającej oderwania od gównianego życia. Nie chodzi tak wyprostowana jak Kastnerówna i zdecydowanie woli dżinsy i flanelowe koszule od wyszukanych sukienek i żakiecików od znanych projektantów.
Prawdziwa Mirabel jest całkiem inna od tej, którą poznałeś tamtej nocy w dyskotece. Prawdziwa Mirabel jest krucha, zagubiona, nieco naiwna. Ale jest też troskliwa, spragniona ciepłych ramion i codziennego szczęścia.
Dwie życiowe kaleki w jednym miejscu, jesteś dziwnie rozbawiony tą myślą. I nie wiesz, dlaczego sam siebie uważasz za kalekę. Bo nie umiesz kochać? Bo zamiast miłości dajesz tylko rozczarowanie i ból? Bo udajesz, że jesteś pozbawiony uczuć podczas, gdy niemal umierasz z tęsknoty?
Cholera, nie chcesz tęsknić za Chiarą.
Bierzesz głęboki oddech i dokładnie analizujesz twarz Mirabel. Jej zaniepokojone spojrzenie rozczula cię, pozwala ci na chwilę wyrzucić z głowy obraz Chiary. Przysuwasz się do brunetki i łapiesz jej dłoń. Po kilku sekundach wahania całujesz delikatnie jej wargi, jakby bojąc się, że dołożysz kolejną rysę na jej popękanym sercu. Ale kiedy dziewczyna z przymkniętymi oczami oddaje twój pocałunek, odrzucasz troski na bok i wplątujesz dłoń w jej długie włosy, mocniej przyciągając ją do siebie.
Nie wiesz, dlaczego chcesz się z nią przespać - przecież nigdy nie śpisz dwa razy z tą samą kobietą.
Ale Mirabel naprawdę dobrze całuje. I pachnie tak słodko, tak przyjemnie, tak, że możesz zapomnieć o całym świecie.
- Manuel... - Po chwili Winckler odsuwa się od ciebie gwałtownie. Jej niebieskie oczy ciemnieją, a usta wyginają się w dziwnym grymasie.
- Mirabel, co ty - zaczynasz niezadowolony. - Jesteśmy dorośli, to nic nie musi znaczysz.
Dziewczyna kręci głową.
- Po pierwsze, to zawsze coś znaczy, o ile nie jesteś obcą osobą. A po drugie...
Urywa z pół zdania, odwracając wzrok. Powoli wstaje z kanapy i podchodzi do okna. Wiesz, co widzi - spowite nocą miasto, spokojne i bezpieczne, nie zapowiadające żadnych trzęsień w życiu ich mieszkańców. Ile razy koił cię ten sam widok, by kilka minut później usłyszeć od Chiary wiązankę niecenzuralnych słów, okraszoną łzami i błaganiami? Ile razy przekonywałeś się, że spokój jest tylko pozorny, że nigdy nie trwa dłużej niż kilka minut?
- A po drugie? - Pytasz nagląco.
- Po drugie - Mirabel odwraca się w twoją stronę z dziwnym uśmiechem na ustach - do cholery, ty ją kochasz. Zawsze ją kochałeś. Przejrzałam się, Fettner.
Otwierasz usta, by po chwili je zamknąć. I tak kilka razy, zupełnie jak ryba wyrzucona na brzeg, bezradnie miotająca się w ostrych promieniach słońca.
Mirabel opiera się o parapet, nie odrywając od ciebie wszystkowiedzącego spojrzenia.
- Nie wiem, o co ci chodzi. - Wreszcie wyduszasz z siebie.
- Widziałam jak na nią patrzyłeś, gdy weszła do kawiarni, jak świadomie ją raniłeś podczas, gdy w twoich oczach tkwił ból nie do opisania. Widziałam twoją walkę, to jak twoje prawdziwe uczucia próbowały wygrać z dumą. Kochasz ją. Mimo wszystko.
Jesteś skołowany. I jednocześnie czujesz jak wzrasta w tobie gniew. Chcesz wykrzyczeć, że to wszystko to tylko kłamstwo, że Mirabel wcale nic nie widziała, że nie ma żadnego bólu w twoich oczach. Ale zamiast tego chowasz twarz w dłoniach, cicho szepcząc:
- Nie mogę jej kochać. Gdybym ją prawdziwe kochał, nie zdradzałbym jej, nie byłbym powodem jej łez.
Tak wiele razy słyszałeś to zdanie od Chiary. Tak wiele razy, że sam w nie uwierzyłeś. Nie możesz jej kochać, nie kochasz jej, po prostu nie, to nawet nie wchodzi w rachubę.
Więc dlaczego tak strasznie za nią tęsknisz, dlaczego wspomnienia przyprawiają cię o takie zdenerwowanie, dlaczego masz wielki mętlik w głowie?
- Boisz się, po prostu się boisz...
- Zamknij się - syczysz gniewnie. - Nic nie wiesz, zupełnie nic.
- Po prostu przyznaj się przed samym sobą, że ci na niej zależy, że Manuel Fettner, austriacki Casanova zakochał się bez pamięci, tylko nie umie obejść się z tą miłością. - Mirabel prycha, nieco rozdrażniona twoim wybuchem.
Kręcisz tylko głową, uparcie odrzucając jej słowa.
- Ja się nie zakochuję. - Mówisz, z nutką desperacji w głowie. Chcesz w to uwierzyć, ale... Do cholery, wiesz, że to prawda, wiesz, że kochasz Chiarę, jak jeszcze nikogo innego. I za każdym razem, kiedy to sobie uświadamiałeś, uciekałeś od niej przestraszony i wpadałeś w ramiona innej, jakby chcąc udowodnić sobie, że do szczęścia nie potrzebujesz tej jednej kobiety.
I dlatego też chciałeś przed chwilą przespać się z Mirabel.
Więc co? Boisz się miłości? Przecież to niedorzeczne.
- Nie jesteś taki. Nie wmawiaj sobie, że jesteś chłodny i oschły, że nie masz uczuć. Oboje wiemy, że to pieprzony kłamstwo, pozory, które tworzysz, aby się bronić.
Bierzesz głęboki wdech. Przez chwilę analizujesz słowa brunetki, po czym gwałtownie wstajesz z kanapy, cały roztrzęsiony i przerażony.
- Odpieprz się. - Krzyczysz trochę bezradnie i wychodzisz z salonu. Potrzebujesz samotność, musisz oczyścić umysł. Zamykasz się w łazience i ściągnąwszy ubranie, wchodzisz pod prysznic. Lodowata woda studzi twój gniew; złość powoli ustępuję, a w jej miejsce pojawia się dziwne zrezygnowanie i pogodzenie się z losem. Cóż, nie możesz dłużej uciekać od tej myśli. Kochasz Chiarę i tylko z nią byłeś prawdziwe szczęśliwy.
Pytanie tylko, co dalej?
Po dwudziestu minutach wracasz do salonu spokojny, trzeźwy i trochę przygaszony. Mirabel siedzi na kanapie i obserwuje cię smutnymi oczami.
- Przepraszam. - Szepcze prawie bezgłośnie, lekko spuszczając głowę.
- To ja przepraszam. - Wzdychasz głośno i siadasz obok niej. - Zachowałaś się jak prawdziwa przyjaciółka, a ja cię tak zaatakowałem. Sorry.
- Rozumiem cię.
- I dziękuję. - Kładziesz dłoń na jej ramieniu, jakby chcąc pokazać, że naprawdę doceniasz to, że otworzyła ci oczy. - Wiesz, chyba potrzebowałem, aby ktoś tak dobitnie i wprost powiedział mi to, co sam tak uparcie od siebie odrzucałem. Schlierenzauer nieraz próbował, ale był w tym temacie tak subtelny, że łatwo było mi go zbyć.
Dziewczyna uśmiecha się niewyraźnie.
- Najważniejsze, że się przełamałeś. Teraz musisz tylko zadecydować, co dalej.
I oto dochodzicie do punktu, który powoduje u ciebie atak paniki.
- Co niby mogę zrobić? - Prychasz. Panika zawsze wyzwala w tobie irytację i złość.
Mirabel wzrusza ramionami.
- Drogi są dwie, albo walczysz o Chiarę, albo o niej zapominasz. Nie ma nic pomiędzy, Fettner.
Uśmiechasz się ze zrezygnowaniem. Po tym wszystkim, przez co przeszliście, Chiara nie wróci do ciebie, za bardzo będzie się bała, że znowu wpadniecie w to same błędne koło.
I może miałaby rację?
*****************

Dwa rozdziały zapasu, tak niedobrze!
I nie wiem, co jeszcze mogłabym napisać, więc zmykam do walczenia z kradziejami wkładek serialu. Miłego weekendu, mordeczki!


dziewięć: rollercoaster




Czujesz się tak, jakby ktoś wyssał całe powietrze z pomieszczenia. Szybko odwracasz głowę, ale nie na tyle szybko, by nie zauważyć, jak oczy Chiary ciemnieją. Cholera, przez ostatnie tygodnie wyrzucałeś ją z głowy wszystkimi możliwymi sposobami, myślałeś, że historię z Kastnerówną masz już dawno za sobą. Tymczasem jej widok wprawił cię w dziwne osłupienie, stan, z którego nie możesz się uwolnić. Twoje serce na chwilę się zatrzymało, by potem ruszyć pełną parą. Jesteś pełen niedowierzania i chaotycznych myśli. Przed twoimi oczami przesuwają się wspomnienia - nie te z romantycznych randek, na których robiłeś z siebie durnia w krawacie, a wspomnienia zwykłych, codziennych chwil. Widzisz, jak Chiara stoi przy kuchennym blacie w twojej szarej koszulce i robi kanapki. Jak narzeka, bo kupiłeś cholernie drogi ekspres do kawy. Jak drze się, kiedy sprząta twoje skarpetki porozrzucane po całym mieszkaniu. A potem widzisz jak wtuleni siedzicie na kanapie w saloniku i oglądacie jakiś horror; Chiara z cichym piskiem przyciska swoją twarz do twojego torsu, a ty machinalnie głaszczesz ją po miękkich włosach. Nie myślałeś wtedy o tym, ale byłeś szczęśliwy, trzymając ją w swoich ramionach, wdychając jej słodki zapach, mając ją przy sobie.
Przyzwyczajenie, to tylko pieprzone przyzwyczajanie, wmawiasz sobie.
Bo przecież życie z Chiarą było wygodne. A gdybyś... gdybyś czuł do niej coś silnego, coś co ci wszyscy idioci górnolotnie nazywają miłością to, no cóż, nie zdradzałbyś jej, nie potrzebowałbyś już innych kobiet w swoim życiu, prawda?
Przygryzasz mocno wargę; metaliczny posmak krwi pomaga ci skupić się na rzeczywistości. Nie wiesz, co robić, masz mętlik w głowie. Czy wypada podejść do Chiary i się przywitać? A może ona by tego nie chciała? Może wychodząc, rzucisz jej jakąś kąśliwą uwagę? Boże, dlaczego to takie dla ciebie ważne, dlaczego tak usilnie chcesz zwrócić jej uwagę? Hej, obojętność zaboli mocniej, racja? Obojętność, chłodne spojrzenie, może też obejmiesz Mirabel?
Chcesz skrzywdzić ją jeszcze dotkliwiej?
Kurwa.
- Wszystko okej? - Mirabel nachyla się nad stolikiem, bardzo delikatnie muskając twoją dłoń.
Podnosisz na nią zdziwione spojrzenie, zupełnie jakbyś dopiero teraz uświadomił sobie, że poza tobą i Chiarą istnieją również inni ludzie.
Nie wiesz, co się z tobą dzieje. Ale nie chcesz pokazać, że wymiana krótkich spojrzeń z Kastner wybiła cię z równowagi. Zbierasz się w garść i wykrzywiasz w usta w najbardziej przekonujący uśmiech, na jaki tylko cię stać. Jesteś twardy i oschły, obojętny na ból własny i innych, jesteś Manuel Fettner, uczucia innych cię nie obchodzą. Grasz, zawsze grasz w tą samą grę.
- W jak najlepszym. - Nonszalancko wzruszasz ramionami. W przypływie impulsu, splatasz palce z palcami Mirabel; brunetka jest zaskoczona. - Co ty na to, by na kolację zrobić lasagne?
- Manuel, co ty, do cholery... - Winckler marszczy brwi. Jest zdezorientowana. Z jednej strony dziwi się twoim nagłym zmianom nastroju, a z drugiej, cóż, na jaką kobietę nie działa czar Fettnera? Możesz się założyć, że przez ułamek sekundy żołądek dziewczyny wywijał salta, a ona sama z trudem powstrzymywała się, by się na ciebie nie rzucić.
W końcu wszystkie kobiety są takie same.
- Manuel... - Cichy, chłodny, jakże obcy głos. Podnosisz wzrok i widzisz ładną, regularną twarz Chiary. Z bliska dostrzegasz kilka piegów na jej zgrabnym nosie, wyjątkowo niezakrytych pudrem, fluidem czy innym dziadostwem. Blondynka ma podkrążone oczy i zmęczone, pozbawione blasku spojrzenie. Coś w niej łamie ci serce, powoduje nagły przypływ czułości i przypomina o wyrzutach sumienia, które co noc cię odwiedzają. Szybko odganiasz od siebie te chore emocje, pozwalając by poczucie buntu przejęło nad tobą kontrolę.
- Chiara. - Szepczesz równie cicho jak ona, ozdabiając swój głos nutką rozdrażnienia i arogancji.
Blondynka jednak nie patrzy na ciebie, a na twoją dłoń splecioną z dłonią Mirabel. Nie potrafisz wyczytać emocji z twarzy Kastnerówny, za cholerę nie wiesz, o czym ona myśli. Czy jest zazdrosna? Czy boli ją wasz widok? Czy jeszcze cię kocha?
- Widzę, że znalazłeś sobie nową naiwną dziewczynę. - Chiara przenosi wzrok na Mirabel. Kąciki jej ust podnoszą się w lekceważącym, nieco zmęczonym uśmiechu. - Nawet nie wiesz, w jaki toksyczny związek się pakujesz. Chyba, że jesteś tylko na jedną noc, co?
- Daj spokój. - Mówisz ze znużeniem w głosie.
Gdzieś w międzyczasie Mirabel puszcza twoją dłoń.
Chiara przesyła cię ostrym spojrzeniem.
- Nigdy się nie zmienisz.
- Nie zamierzam.
- I nigdy też nie zamierzałeś?
Wzruszasz tylko ramionami, co niezbyt podoba się Chiarze. Brawo, właśnie po raz tysięczny udowodniłeś jej jakim jesteś dupkiem. I swoją pozą utwierdziłeś ją w przekonaniu, że dobrze zrobiła, odchodząc od siebie, usuwając ze swojego życia toksyczny element.
Jakoś nie zależy ci na jej opinii. Chwila czułość zniknęła równie szybko, jak się pojawiła. Co za życiowy rollercoaster.
- W każdym bądź razie - Chiara z dziwnym zdenerwowaniem zatyka za ucho kosmyk włosów - chciałam ci tylko powiedzieć, że zapomniałam wziąć z mieszkania dokumenty, które są mi potrzebne, więc... Wpadnę kiedyś.
Kiwasz tylko głową. Blondynka rzuca ci ostatnie, zagadkowe spojrzenie, po czym odwraca się na pięcie i wraca do swojego stolika. Nie patrzysz się za nią, udając nieprzejętego i obojętnego, jednakże w środku... Do cholery, co się dzieje? W środku aż rozsadza cię mix najróżniejszych uczuć, spośród których najsilniejsza jest chęć przytulenia Chiary.
Kurwa.
- Więc to jest ta słynna Chiara. - Mówi z rozbawieniem Mirabel.
Przenosisz na nią zdziwiony i nieco chłodny wzrok. Naprawdę nie wiesz, co w tym wszystkim jest tak zabawnego.
- Tak, to właśnie ona.
******
Tadam! Oto i Chiara;)
A ja postaram się, by dokończyć rozdział na mixofstories i wrzucić  go jeszcze w ten weekend.
No i ogólnie to nie wiem. Chcę skoki. O.

(Dajcie znak, czy jesteście, okeej?)

osiem: bezużyteczna wiara



- Jesteś dziwnie milczący. - Stwierdza nagle Mirabel, gdy wracacie z jej mieszkania. Nie zerkasz na nią, będąc całkowicie skupiony na drodze. I na własnych myślach.
- Miałem ciężki dzień. - Odpowiadasz szybko, tylko po to, aby ją zbyć. Jednak wiesz, że to nie wystarczy. Poznałeś Mirabel na tyle, by wiedzieć, że dziewczyna jest bardzo dociekliwa i łatwo się nie poddaje.
- Skręć w tą ulicę. Jest tutaj zajebista kawiarnia. Mają najlepszego sernika na świecie.
- Mirabel...
- Naprawdę mam ochotę na tego sernika. Ja stawiam.
Nie masz siły, by się z nią kłócić. Posłusznie włączasz kierunkowskaz i po chwili parkujesz na ciasnej, jednokierunkowej ulicy. Wychodzicie z auta i jak najszybciej przemykacie do wnętrza kawiarni; ostatnimi dniami pogoda nie rozpieszcza mieszkańców Innsbrucka, nie pozwalając im ani na chwilę odetchnąć od zacinającego deszczu.
Kawiarnia podoba ci się. Jest przytulna, ładnie urządzona. Ściany zostały pomalowane na ciepły beż, dominują tutaj raczej stonowane kolory, ożywione kilkoma kolorowymi elementami. W powietrzu czuć przyjemny aromat parzonej kawy, panie kelnerki są miłe i ładne, a z głośników cicho wypływają dźwięki indie rocka.
Naprawdę żałujesz, że nie znałeś tego miejsca wcześniej.
Zamawiasz espresso, a Mirabel karmelowe latte machiatto. Oczywiście bierzecie także po kawałku sernika wiedeńskiego, który, musisz przyznać, jest obłędny.
- Więc co się dzisiaj stało? - Brunetka zerka na ciebie z nad wysokiej szklanki.
Unikasz jej wzroku, bo nie chcesz, by zobaczyła całą prawdę w twoich oczach. Doskonale wiesz, że umiesz kłamać jak mało kto, ale oczy nie ukryją tego, co kryją usta.
- Miałem poważną rozmowę z kumplem. Jest załamany. Zdradziła go dziewczyna i takie tam. - Odpowiadasz oględnie, obejmując palcami małą, ciepłą filiżankę.
- I tak się tym przejąłeś?
- To mój przyjaciel. - Przeszywasz ją ostrym spojrzeniem.
Mirabel wzrusza ramionami. Prowokuje cię, wiesz to. I dostrzega więcej niż wszyscy ludzie wokół ciebie, widzi w tobie emocje, które tak doskonale ukrywasz, umie przejrzeć cię na wylot, zupełnie jakbyś był ze szkła. Trochę to cię przeraża, czujesz się taki nagi i bezbronny, nie wiesz jak odeprzeć jej ataki - cóż, zostałeś zapędzony w kozi róg.
Jeszcze nigdy nie znalazłeś się w takiej sytuacji. Jeszcze nigdy nie zostałeś tak nagle i dobitnie przyparty do ściany. Zawsze każdy grał według twoich reguł, kiedy ta gra tak się zmieniła? I kim, do cholery, jest ta kobieta?
Mirabel jest trochę podobna do ciebie. Też woli zajmować się cudzymi problemami niż swoimi. Woli odbudowywać świat innej osoby podczas, gdy jej własny przypomina zgliszcza, gruzy pokryte grubą warstwą popiołu.
- Prawdopodobnie jego sytuacja coś mi przypomina. - Wygodnie opierasz się o krzesło, rozglądając się po kawiarni. Nonszalancka poza aka sprawdzona taktyka. - Co nie zmienia faktu, że martwię się o niego. Bo to mój przyjaciel.
- Oczywiście. - Brunetka przytakuje. Po chwili marszczy czoło i dodaje - Tylko nie mów mi, że zostałeś zdradzony.
Śmiejesz się, ale twój śmiech jest pusty, pozbawiony wesołości. Bardziej przypomina nerwowy chichot niż szczere rozbawienie.
- Jesteś tym złym, co?
Wzruszasz ramionami.
- Lubię kobiety.
Dziewczyna głośno prycha. Wiesz, co o tobie sądzi. Bawienie się kobietami, szukanie jednonocnych przygód to całkiem co innego, kiedy jest się w związku.
- Nie umiała ci wybaczyć?
- Po prostu przestała wierzyć w moje obietnice. - Uśmiechasz się drwiąco, chociaż w środku nie jest ci do śmiechu. Dziwny uścisk w piersi utrudnia ci oddychanie, ból pali twoje wnętrzności. Coraz trudniej przychodzi ci udawanie obojętności.
- Cóż... - Mirabel przygryza wargę. - Co ty na drugą porcję serniczka?
- Dobry pomysł.
- Naprawdę? - Dziewczyna unosi do góry jedną brew, wyraźnie zdziwiona. - Nie masz jakieś wielkiej diety skoczka, nienaruszalnego zakazu jedzenia słodyczy, czy coś?
- Ostatnio i tak za dużo schudłem. Przyda mi się trochę kalorii.
Brunetka uśmiecha się do ciebie, po czym zamawia ciasto. Mimo, że jej dociekliwie pytania cię irytują, dobrze ci się z nią rozmawia. Dawno nie konwersowałeś bez flirtów, tak szczerze i od serca z jakąś kobietą. Naprawdę miła odmiana.
- To było coś poważnego? Ten twój ostatni związek?
Nabijasz na widelczyk kawałek sernika, nie odrywając od ciasta wzroku.
- Nie, chyba nie. - Kłamiesz gładko.
Kiedyś gdzieś usłyszałeś, że kłamstwo powtórzone sto razy staje się prawdą. Chcesz w to wierzyć, chcesz wierzyć, że Chiara nie była dla ciebie nikim wyjątkowym. Że minie jeszcze kilka tygodni i całkowicie wyprzesz ją ze swojego życia.
Ale twoja bezsenność myśli inaczej, nawet twoja podświadomość z tymi swoimi koszmarami jest przeciwko tobie.
- Ale masz wyrzuty sumienia, że ją skrzywdziłeś?
- Wiesz, kiedy przyjrzałem się Michaelowi, kiedy zobaczyłem jak cierpi... Przypomniałem sobie oczy Chiary, gdy wrzucała do walizki swoje rzeczy. Jeszcze nigdy nie widziałem takiego zawodu. Ona... Ona chyba za bardzo we mnie wierzyła. - To wyznanie jest najszczersza rzeczą, jaką kiedykolwiek powiedziałeś Mirabel i ona o tym, wie. Wie też, że raczej nie może liczyć na to, że dopuścisz ją do siebie jeszcze bliżej. - Była naiwna, wmawiała sobie, że może się zmienię. Ale ludzie się nie zmieniają.
- Wiesz to z autopsji?
- Mhmm.
- Powiem ci jedną rzecz, ludzi nie powinno się uogólniać. Człowiek jest specyficzną istotą i to od samej jednostki zależy czy potrafi się zmienić.
Nie wierzysz jej. Masz na ten temat swoje zdanie, którego uparcie się trzymasz. Człowiek może starać się zmienić, proszę bardzo, ale pomimo jego prób i tak zostanie w nim pierwiastek dawnego siebie, szatańskie ziele, które kiedyś na powrót się narodzi i zachwaści tą nową osobę.
- Nie widzisz, że ta twoja wiara zaprowadziła cię do tego miejsca, w którym się znajdujesz? - Uśmiechasz się ironicznie.
Brunetka marszczy czoło, rzucając ci niespokojne spojrzenie.
- Co masz na myśli? - pyta, z roztargnieniem dziabając widelcem kawałek sernika.
- Twój brat. Gdybyś tak naiwnie nie wierzyła, że się zmieni, nie przechodziłabyś przez to piekło.
- Nie rozumiesz. - Mirabel kręci głową. - Jeśli ja w niego nie uwierzę, to nie zrobi tego nikt inny. A on musi mieć w kimś oparcie, musi wiedzieć, że ma dla kogo się zmienić. Mogę się założyć, że ta twoja Chiara myślała tak samo.
Mirabel patrzy się na ciebie z nieskrywaną wrogością i nutką buntu w spojrzeniu. Jeden jeden, myślisz. W tym, co powiedziała brunetka jest wiele prawdy. Ale co z tego, skoro jej przekonania nie idą w parze z rzeczywistością? Czy to, że Mirabel wierzy w zmianę brata sprawiło, że on się zmienił? Czy wiara Chiary zmieniła ciebie?
Odpowiedź jest krótka: nie.
 Życie... Życie jest po prostu  za bardzo skomplikowane.
- Nie chcesz się zmienić, prawda? - Głos Mirabel jest cichy, ale udaje mu się obudzić cię z zamyślenia. Nie odpowiadasz, pozwalasz, by dziewczyna sama sobie odpowiedziała. Chwytasz za małą filiżankę i bierzesz łyka już letniej kawy. Pchany niewidzialną siłą, rozglądasz się po kawiarni. Gdy twój wzrok zatrzymuje się na wyjściu, omal nie krztusisz się napojem.
Pod drzwiami stoją dwie, młode kobiety. Jedna - ta, która rozgląda się w poszukiwaniu wolnych miejsc - ma krótkie, rude włosy i kilka piegów na jasnej twarzy. Nie znasz jej. Za to ta druga... Ta druga ma sięgające za łopatki blond włosy, mocne i jedwabiste. Ubrana jest w dobrze ci znany, granatowy żakiet i jasne dżinsy. Możesz się założyć, że przechodząc, zostawia za sobą słodki, waniliowy zapach; uwielbiasz ten zapach, nieraz doprowadzał cię do czystego szaleństwa.
Kiedy jej orzechowe oczy spoglądają prosto na ciebie, na chwilę tracisz oddech.
- Chiara...
*********

No cześć Mordeczki!
Nie było mnie tutaj dwa tygodnie, ale miałam problem z internetem. Na szczęście pan informatyk wreszcie się zlitował i rozwiązał mój problem :)
Weny ostatnio mam jak na lekarstwo (by nie powiedzieć, że wcale jej nie ma), zapasów też już mało, potrzeba mi skoków!
I nie wiem co jeszcze. Katowice są spoko.
A co u Was? ;3

siedem: paradoksy



Na treningu nie jesteś skupiony, za co kilkakrotnie karci cię trener. Twoje myśli bezwładnie krążą wokół Mirabel i wydarzeń z ostatniej doby. Wiesz, że brunetka ma trochę racji, ale duma i wrażliwe ego nie pozwalają ci się do tego przyznać. Jesteś facetem, złym facetem, a faceci nie mówią o tym, co ich boli.
- Fettner, sprawiasz wrażenie myślącego. - Zauner śmieje się głośno, gdy, mając pięciominutową przerwę, zmęczeni padacie pod ścianą.
- Ta chwila jest warta uwiecznienia. - Schlierenzauer wyciąga swojego iPhone'a i robi ci zdjęcie. Możesz się założyć, że zaraz wrzuci je na Instagrama, nie zapominając o jakiś głupich tagach. Koledzy!
- Czasami trzeba pomyśleć. - Mówisz bez przekonania. - Posnuć refleksje na temat tego skomplikowanego świata pełnego paradoksów.
- Zawsze wiedziałem, że masz zadatki na filozofa. - David sięga po butelkę wody, nie przestając się uśmiechać.
- Mi on zawsze przypominał kosmitę. - Poppinger wzrusza ramiona.
Gdy koledzy rzucają mu zdziwione spojrzenia, szybko dodaje:
- To przez te tunele, tatuaże, uszy i w ogóle.
- Co jest złego w moich uszach? - Burzysz się. Naprawdę jesteś już zirytowany żartami kumpli. Jakby nie mogli znaleźć sobie innego obiektu do drwin.
- Są takie spiczaste... Trochę jak u elfa.
- Aha.
No cóż, bez tych debili twoje życie nie byłoby takie bogate. I nigdy nie dowiedziałbyś się, że wyglądasz jak pół kosmita, pół elf.
- Zawsze myślałem, że wyglądam jak młody bóg, a tu takie rozczarowanie. - Rzucasz beztrosko, bo przecież zawsze taki jesteś, takiego cię znają koledzy. Nikt nie zna tej drugiej strony Manuela, tej, która potrafi być poważna i dojrzała. Tej, która ujawnia się tak rzadko.
- Nie przejmuj się, niektórzy mają gorzej. Popatrz na takie Poppingera. Wciąż wygląda jak szesnastolatka. - Mówi pocieszająco David, na co Manuel uderza Zaunera w głowę, nie zapominając zrobić efektownie obrażonej miny. - Widzisz? On nawet tak się zachowuje!
- Koniec spotkania Kółka Wzajemnej Adoracji. Wstawać z tej podłogi, raz dwa! - Na salę wchodzi trener i kończy wasze przekomarzanie się.
Zwinnie się podnosisz i jako pierwszy zaczynasz ćwiczyć. Zauważasz, że nie tylko ty jesteś dzisiaj inny, również Hayböck jest dziwnie nieobecny i przez cały czas trzyma się na uboczu. Przypominasz sobie, co mówił ci kiedyś Zauner. Zdecydowanie musisz po treningu wyciągnąć Michaela na piwo.
Bo lepiej angażować się w problemy innych, niż w swoje.
*
To, że siedzicie teraz z Michaelem w jakimś barze, niedaleko Bergisel podciągasz pod kategorię cudów. Michi stanowczo odmówił, gdy zaproponowałeś mu piwo, na szczęście masz dar przekonywania i po krótkich negocjacjach kumpel zgodził się na jednego browara. Tak więc, teraz siedzicie w barze, jeszcze pustym o tej porze, a przed wami stoją kufle napełnione złocistym płynem. Podoba ci się w tym miejscu, jest kameralnie i przytulnie. Bar nie jest wielki, pachnie w nim piwem i grillowaną kiełbasą. Wszędzie na ścianach wiszą plakaty jakiś rockowych zespołów. Z rogu sali cicho sączy się muzyka. Czasami wieczorami odbywa się tutaj karaoke, wiesz, bo kilka razy, po pijaku, brałeś w nim udział.
Spoglądasz na Michaela. Jest markotny, pochłonięty własnymi myślami i całkowicie nieobecny. Widzisz zmęczenie wypisane na jego twarzy, podkrążone oczy i kilkudniowy zarost. I to spojrzenie... Puste, pozbawione jakichkolwiek perspektyw. Zupełnie jakby stracił cel w swoim życiu.
- Więc o co chodzi z Birgit? - Pytasz niepewnie. Do cholery, jesteś ostatnią osobą, z którą ktoś powinien gadać o złamanym sercu, straconej miłości i innych bzdurach. Nie wiesz, jak pomóc Michaelowi. Chcesz, ale nie wiesz jak. To po prostu nie twoja działka.
- Już o nic. - Hayböck wzrusza ramionami. Jest obojętny, znieczulony na wszystko wokół. Domyślasz się, że Michi stara się nie dopuścić do siebie bólu, który może go jeszcze bardziej zdekoncentrować i negatywnie wpłynąć na jedyną miłość, która jeszcze mu pozostała - skoki.
- Pokłóciliście się czy coś?
Blondyn podnosi na ciebie wzrok. Jego oczy ciemnieją, a pustka w spojrzeniu powoli zostaje zapełniona gniewem, wzburzeniem, dziwną bezradnością. Hayböck wykrzywia twarz w grymasie, jednocześnie mocno zaciskając pięści.
- Naprawdę nie wiem, jak Chiara mogła z tobą tyle być. - Mówi z nutką irytacji w głosie. - Jak ona to robiła, co?
- Co robiła? - Pytasz głupio. Trochę się pogubiłeś i za Chiny Ludowe, nie wiesz, dokąd zmierza wasza rozmowa.
- Wybaczała ci. - Michi się poddaje. Jego głos znowu staje się cichy, pełen goryczy i niekończącego się bólu. Przypomina małe, przestraszone zwierzątko, które potrzebuje, by ktoś go oswoił. - Jak wybaczała ci te wszystkie zdrady?
Milczycie przez kilka minut. Chyba zaczynasz się domyślać, o co chodzi. Życie jest strasznie złośliwe, co? Złośliwe, ironiczne, paradoksalne. Jest ci głupio, Michi zdecydowanie nie powinien rozmawiać o swoim złamanym sercu z tobą, bo niby co możesz mu powiedzieć? "Hej, to że Birgit cię zdradziła, nie znaczy, że cię nie kocha?", "Problem nie tkwi w tobie", "To nie twoja wina"?
Kurwa.
- Michi...
- Daj spokój - Przerywa ci szybko. - Nie martw się o mnie, dam sobie radę.
- Ale...
- Ja tylko potrzebuję czasu, by to wszystko sobie poukładać. No wiesz, tak jakby wszystko, co było fundamentem mojego życia ostatnio okazało się być kłamstwem.
- Więc to definitywny koniec?
Blondyn niewidzialnym wzrokiem wpatruje się w przeciwległą ścianę, pod którą stoi rzadko używana szafa grająca. Jego nieobecne spojrzenie trochę cię przeraża, jeszcze nigdy nie widziałeś Michaela w takim stanie.
- Tak. Nie wiem, czy umiałbym jej wybaczyć. Może kiedyś. Zresztą ona już nie chcę ze mną być. Wybrała jego. - Skoczek ostatnie słowo wymówił z jawną drwiną.
- Przykro mi, stary.
I wtedy cię olśniewa.
Dotychczas widziałeś w sytuacji Michaela siebie, wmawiałeś sobie, że obaj przechodzicie przez to samo: opuściła was dziewczyna, tęsknicie, nie umiecie odnaleźć się w świecie bez niej. Ale jest całkiem odwrotnie. Różnica między wami polega na tym, że Michaelowi złamano serce, a tobie... no cóż, ty złamałeś sobie serce sam.
Wyobrażasz sobie Chiarę. Mimowolnie zastanawiasz się, czy cierpi tak samo jak Hayböck. Czy też się od wszystkich odsunęła, zamknęła się w sobie? Czy znieczuliła się na uczucia, czy jej wzrok jest równie pusty i przerażający? Czy przestała się uśmiechać?
Jest ci przykro. Nie, to niewłaściwie słowo. Po prostu... Ugh. Nie umiesz ubrać w słowa tego, co czujesz. Jest w tobie tyle znaków zapytania i poplątanych myśli. Jeden wielki burdel, którego nie potrafisz ogarnąć. Tylko dwóch rzeczy jesteś pewien.
Pierwsza: jesteś największym idiotą na świecie.
A druga... co tu dużo mówić, mimo ciągłego wypierania Chiary z myśli, cholernie za nią tęsknisz.
*********

Ooooaaaa, we wrześniu miałam pisać, pisać, pisać, a nie wiem, czy z tej mojej pisaniny uzbierałyby się chociaż dwa rozdziały ;__;
A we wtorek witam się z Katowicami i zastanawiam się, jak tam będzie mi się pisało. Jakoś widzę to w ciemnych barwach :c
Nieważne. Choćby się waliło i paliło, skończę to opowiadanie, obiecuję.
Ciao! ;*