szesnaście: tylko ciebie kocham



Pamiętasz, jak kilka tygodni temu, wracając z Planicy, szedłeś po tych samych schodach, wiedząc, że za drzwiami twojego mieszkania nie czeka na ciebie nikt? Że jedyne, co cię przywita to pustka, chłód i kilka porcelanowych kubków pozostawionych w zlewie? Pamiętasz ten krótki jęk rozczarowania, gdy Chiara nie wyszła ci na powitanie, a na stole w kuchni nie czekały na ciebie twoje ulubione jagodzianki z pobliskiej piekarni?
Pamiętasz. Wtedy to było nowe i bardzo nieprzyjemne doświadczenie. Takie, króre wręcz rozszarpywało twoje i tak poranione serce. Ale mimo to dumnie uzbroiłeś się w maskę cynizmu i chowałeś swoje prawdziwe uczucia głęboko pod ołowianym pancerzem. Próbowałeś się nie rozpaść, nie dać po sobie znać, że odejście Chiary wycisnęło na twoim życiu aż tak wielkie piętno. Ale rozpadłeś się jak zbudowany przez ciebie w wieku dziesięciu lat, lichy szałas, który nie przetrwał szalonej wichury. Mimo usilnych starań, mimo odrzucania własnych uczuć, stałeś się tysiącymi puzzli, które czekają, aż ktoś je ponownie ułoży.
Wtedy było tak. A dzisiaj? Dzisiaj wspinasz się po stromych schodach, dźwigając nie tylko ciężką walizkę, ale również bagaż najróżniejszych, głównie negatywnych uczuć. Ale na jakiś sposób jest lepiej, lżej. Bo wiesz, że za tymi drzwiami czeka na ciebie ktoś, kto obdarzy cię ciepłym uśmiechem, zrobi kawę i zapyta o stan twoje serca. Ktoś, kto przejrzał cię wcześniej niż ty sam siebie, kto pomógł zrozumieć ci własne błędy i znaleźć nową ścieżkę - taką, gdzie nie musisz dłużej ranić ludzi. Ktoś, kogo jeszcze nie skrzywdziłeś, a nawet wręcz przeciwnie - ktoś, komu pomogłeś.
- Cześć. - Mirabel wychodzi na korytarz niemal w tej samej chwili, w której rzucasz na ziemię swoją torbę. Jest w dobrym nastroju, zauważasz to od razu. To ci pomaga. Widząc jej rozradowaną, promienną twarz jest ci lżej na duszy. Czerń nie jest już taka czarna.
- Cześć. - Odpowiadasz, próbując się uśmiechnąć. Ale sztuczny uśmiech nie przychodzi ci z taką łatwością jak kiedyś. To znak, że się zmieniłeś, że twoje ciało nie chce już oszukiwać, chce być kompatybilne z myślami. Nie wiesz, czy to dobrze, czy źle.
- Jak zgrupowanie? - Pyta z pozorną obojętnością. Wiesz, że ona wie, że zdążyła zauważyć, że coś nie gra, że znowu mentalnie jesteś rozbity jak okno, w które ktoś kopnął piłką. Ona widzi wszystkie te drobne niuanse, które zdradzają twoje emocje. Jednocześnie to w niej kochasz i nienawidzisz.
- Okropnie, szczerze powiedziawszy. - Wzruszasz ramionami, idąc za nią do kuchni. - Mam nad czym pracować tego lata. Kawy?
- Jasne.
- A co u ciebie? Jakieś rewelacje? - Włączasz ekspres, po czym z szafki wyciągasz dwa kubki. Pamiętasz? Podczas pierwszego poranka po twoim powrocie do zimnego i samotnego mieszkania zbiłeś podobny kubek. Od tamtego czasu tyle się zmieniło. A jednocześnie nic.
- Nic szczególnego. Nowa praca może nie jest szczytem moich marzeń, ale jest okej. I u brata lepiej, przynajmniej tak pisał w mailu. - Mirabel siada na krześle, zakładając nogę na nogę, po czym sięga po ciastko leżące na talerzyku na stole. - I popatrz, uratowałam twoje kwiatki!
Parskasz śmiechem.
- Super, nie wiem, jak ci się odwdzieczę. 
- Uznajmy, że mój dług został wyrównany. Zwłaszcza, że reanimacja twoich roślinnek nie była najłatwiejsza. Przy tobie nawet kaktus uschnie.
- Moja wina, że umiem troszczyć się tylko o siebie? - Pytasz na pół żartobliwie na pół ironicznie.
Ekspres się wyłącza, więc nalewasz kawę do waszych kubków, po czym jeden podajesz Mirabel. Opierasz się o blat kuchenny i spoglądasz na dziewczynę w skupieniu.
- Rozmawiałem z Michi'm. Wiem, że się umówiliście.
Mirabel na dosłownie ułamek sekundy sztywnieje. Zauważasz to, choć brunetka stara się zamaskować tę chwilę wzruszeniem ramion i delikatnym uśmiechem. To coś znaczy, na pewno. Ale co? Nie umiesz tego odszyfrować, znaleźć interpretacji dla tego drobnego gestu. A ciało przecież mówi więcej niż słowa.
- Nie musisz się bać, że wykorzystam go jak wszystkich poprzednich. Wiem, że nie jest facetem na jedną noc. - Dziewczyna śmieje się, po czym szybko poważnieje. - Chyba, że ci przeszkadza, bo my... kiedyś. A on jest twoim kumplem? - Unosi pytajaco brew.
- No coś ty - Machasz lekceważąco ręką. - On nawet o tym wie. I myślę, że potrzebuje takiego luźnego randkowania. No wiesz, bez zbędnego angażowania się, przynajmniej na razie. Ale bądź ostrożna, proszę.
- Nie ma to jak być pocieszeniem po rozpadzie związku. - swierdza ironiczna Winckler.
- Daj spokój. Wiem, że ci to zwisa i powiewa.
- Hej, czy ty uważasz, że nie mam uczuć?
- Masz. W końcu uratowałaś moje kwiatki. I mam nadzieję, że Michaela też uratujesz.
- A ciebie? - Brunetka rzuca ci wyzywające spojrzenie.
Wytrzymujesz je. Bo to ten rodzaj gry, który zawsze cię ekstytował. Ale jednocześnie robisz się dziwnie smutny i taki trochę przegrany. Jakbyś całe życie miał już za sobą i ze świadomością, że błędów przeszłości nie naprawisz, powoli dogorywał. 
- Mnie już nie da się uratować.
- Kiedyś przyjdzie taki dzień, że poczujesz się uratowany, obiecuję. - Szepcze cicho Mirabel. Powietrze wokół was gęstnieje i z trudem przychodzi wam zaczerpnięcie oddechu. Ale nie jest to niezręczne, jest po prostu...inaczej. Bardziej metaforycznie, jakby to nie wasze słowa miały znaczenie a to, co jest zapisane między nimi.
- Chciałbym, abyś miała rację. - Mówisz po chwili, wpatrując się nie w Mirabel a w czarną tafle kawy. - Tyle, że czasami tak trudno uwierzyć w te wszystkie po każdej burzy przychodzi słońce.
- Co się dzieje, Fettner? - Wincklerówna marszczy czoło, w napięciu czekając na twoją odpowiedź.
Wzruszasz ramionami. Bo już dawno przestałeś wiedzieć, co się dzieje. Twoje życie w tym momencie przypomina plątaninę emocji i uczuć, w których nie potrafisz się połapać. Bo nazywanie uczuć, czucie ich jest takie nowe i trudne dla Manuela Fettnera. Za długo twoje wnętrze wznosiło przed nimi mur.
- Dziwnie jest uczyć się na nowo życia. I tego wszystkiego, co mu towarzyszy.
- A jeszcze trudniej tęsknić? - Dziewczyna przekrzywia głowę, patrząc na ciebie w skupieniu.
Posyłasz jej krótki uśmiech.
- Czasami mam wrażenie, że czytasz w mojej głowie.
- Jestem dobrym obserwatorem, kolego.
- Wiesz, że na ogół to nie jest fajne? Przeważnie cię wtedy nie lubię.
- Dar i przekleństwo w jednym, co zrobisz. - Mirabel wzdycha teatralnie.
Nie umiesz powstrzymać śmiechu. To najbardziej lubisz w waszej relacji - zupełnie płynnie przechodzicie od tematów trudnych i niewygodnych do zupełnej błazenady. Taki trochę rollercoaster, ale właśnie tacy jesteście, takie są wasze światy. Może dlatego Mirabel tak doskonale cię rozumie.
- Cieszę się, że mam taką dobrą przyjaciółkę. Prawdopodobnie powinienem też powiedzieć coś podobnego Schlierenpale. - Wyznajesz cicho, nieco skrępowany i onieśmielony.
Winckler uśmiecha się do ciebie.
- Zmieniłeś się, Fettner. Zmieniłeś się na plus.
*
Jakąś godzinę później Mirabel wychodzi do pracy na drugą zmianę, a ty leżysz rozwalony na sofie i beznamiętne oglądasz jakiś serial. Próbujesz hamować myśli, ale przed oczami zamiast rozentuzjazmowanych bohaterów tasiemca, masz jej uśmiech, a w uszach słyszysz Gregorowe Po prostu jej to powiedz. Nie wiesz, czy powinieneś to robić. Bo co jeśli...?
Boisz się, tak cholernie się boisz. Kolejnego odrzucenia, zaufania, zranienia jej. Boisz się stanąć przed nią i powiedzieć jej prosto w oczy, że wciąż, a może nawet i mocniej... Że nie chcesz żadnej innej... Że nie możesz bez niej żyć. Wszystko brzmi tak banalnie, ale jednocześnie jest takie prawdziwe. Prawdziwe do bólu. 
Chcesz spróbować. Jeszcze raz. Ale bez kłamstw, bez uciekania. Chcesz, by nauczyła cię po prostu kochać, by pozbyła się z ciebie całej toksyczności. Byście po prostu byli razem. W dobrych i złych chwilach. Chcesz, by uwierzyła, że nie potrzebujesz żadnej innej. Tylko jej.
Ale nie chcesz usłyszeć nie. Nie jeszcze bardziej cię poturbuje, sprawi, że już nigdy nie uwierzysz w nadzieję.
Gdyby życie było filmem, już leżelibyście w jej łóżku, szczęśliwi jak jeszcze nigdy. I potem nic by już się nie psuło. Byłoby tylko i żyli długo i szczęśliwie.
Ale życie to nie film, życie to coś gorszego. Albo potrafi być piękne. Z ukochanymi osobami.
Długo się wahasz, ale w końcu podejmujesz decyzję. Spróbujesz, zawalczysz. Pokażesz, że ci zależy, że się zmieniłeś, że tamten Manuel to już przeszłość. A ona zobaczy i uwierzy. Bo tamten Manuel nie zapukałby do jej drzwi z dziwną bezradnością i desperacją w oczach, nie powiedziałby, że bez niej nie może żyć. On po prostu by tak nie zrobił.
Więc stajesz z kanapy i wyłączasz telewizor. Spokojnie, bez zbędnych emocji ubierasz się i wychodzisz z mieszkania. Idziesz na piechotę, choć to kawał drogi, ale musisz mieć pewność, że cała porywczość wyparuje z ciebie, a ty będziesz mógł racjonalnie porozmawiać z Chiarą. Nie chcesz wykorzystać swojego połamania, nie chcesz by pomyślała, że nią manipulujesz. Bo ty przecież tylko ją kochasz.
W końcu docierasz pod drzwi jej mieszkania. Bierzesz głęboki wdech i pukasz. Nic. Czekasz chwilę, po czym jeszcze raz uderzasz pięścią w drewniane drzwi. Ale nadal cisza. Żadnego szmeru odsuwanego krzesła, żadnego szurania kapciami. Nie ma jej.
Nie wiesz, co robić, więc nie robisz nic. Siadasz na schodach i czekasz. Mijają kolejne minuty, minuty powoli zamieniają się w kwadranse, a te w godziny. Jej dalej nie ma. Mimo to uparcie siedzisz na zimnych schodach, cierpliwie znosząc spojrzenia mijających cię ludzi. Karcisz siebie w myślach, bo przecież mogłeś kupić kwiaty. Ale z drugiej strony to byłoby zbyt uklepane i przesadzone. Więc nawet dobrze, że ich nie kupiłeś.
Spoglądasz na zegarek. Dwudziesta pierwsza. Zaczynasz fiksować, pleść domysły. Może już tutaj nie mieszka, może wyjechała do Hiszpanii, Belgii, Słowacji? Może jest z innym facetem? Może wreszcie stanęła na nogi i nauczyła się bez ciebie żyć? Twój oddech przyśpiesza, a jakąś niewidzialna ręką zaciska się na twoim sercu. Zagryzasz wargę, by po chwili poczuć metaliczny posmak krwi. Fettner, uspokój się, nakazujesz sobie w myślach. Więc bierzesz głęboki wdech i liczysz do dziesięciu. Potem wyciągasz z kieszeni telefon i wybierasz numer Chiary. Poczta. Kurwa. Nie myśląc wiele, dzwonisz do jej siostry. Już raz cię uratowało, może i tym razem...
- Halo? - Annika odbiera po drugim sygnale. Nie brzmi najlepiej. Ale to cię nie obchodzi. Teraz możesz myśleć tylko o Chiarze.
- Cześć. - Zaczynasz niepewnie. Nie owijając w bawełnę, szybko przechodzisz do konkretów. Pytasz, czy wie, gdzie jest Chiara i kiedy wróci. Dziewczyna jakby zamiera; w słuchawce słyszysz tylko jej przyśpieszony oddech.
- Chiara nic ci nie powiedziała? - Pyta w końcu ze zdziwieniem i strachem w głosie. - Jest w szpitalu. I jest źle.
Na te słowa oczy zachodzą ci łzami i nawet nie próbujesz tego zahamować; słone krople powoli spływają po twoich policzkach. Wszystko wokół zaczyna drżeć i łamać się w pół niczym zapałki. Pod nogami przestajesz czuć stabilny grunt, a ciemność otacza cię całego. Twój świat... twój świat wisi na włosku. Bo nie chcesz świata bez Chiary.
Albo z nią, albo wcale. Bo tylko ją kochasz.
******
Najdłuższy rozdział, więc uczcijmy go szablonem, a co!
Manuel nadal musi cierpieć, ale co zrobić. Niech wróci do PŚ to może wtedy pogadamy. A tak to... Nie ma lekko, kolego.
A jutro kierunek na Wrocław! :D


4 komentarze:

  1. wow... *.* jestem pod wrażeniem rozdziału i szablonu, który notabene jest śliczny <3 no ale nie o szablonie mam tutaj pisać, tylko o rozdziale :)

    biedny ten nasz Manuel, biedny :( mam nadzieję, że rychło wszystkie sprawy mu się ułożą...

    pisz szybciutko nowy rozdział, bo umrę z niewiedzy, co jest Chiarze ;-;

    czekam na nowy rozdział z ogromną niecierpliwością.

    weny! :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Ej. Chyba mam serce w kawałkach i dalej nie wiem, czy to za sprawą tego rozdziału, czy to taki ogólny stan, ale wiem, że mnie to bardzo boli i sama nie wiem, co myśleć. No bo... No bo ej. Widząc tytuł rozdziału praktycznie byłam pewna, że Manuel pojedzie do Chiary i powie jej wszystko. WSZYSTKO. Od tego, że ją kocha, po krojenie marchewki niczym Gregor z Sandrą i chęć wyprodukowania małych Fettnerów (jestem pewna, że urodziłyby się z tunelami w uszach). No i co? Tak! Pojechał do niej! Ale to, co działo się potem to już mnie załamało... I zastanawiałam się, co mogło stać się z Chiarą, gdzie poszła, co robi, czy gdzieś wyjechała... A ona jest w szpitalu? I jest bardzo źle? Nie chcesz wiedzieć, jakie scenariusze malują się w mojej głowie, ale na pewno nie są one kolorowe. Boże. Wcięło mnie totalnie i nie jestem w stanie przyswoić myśli, że coś poważnego mogło się stać. Dlatego teraz Manuś, biegnij do tego cholernego szpitala i bądź z nią! No bo jak inaczej...
    Cholercia, naprawdę nie wiem, co powiedzieć. Nie myślałam, że akcja może potoczyć się w tym kierunku. Bo Manuel w końcu podjął ważną decyzję, odważył się podjąć dorosłe i dojrzałe działania, doszedł do momentu, w którym naprawdę jest w stanie wszystko naprawić, a tu los znowu rzuca mu wielką kłodę pod nogi. I jak to potoczy się dalej?
    Ugh, serce w kawałeczkach, dosłownie. Ale plus jest taki, że teraz przez Ciebie ciągle zapętlam My kind of love. Kocham to!
    Ściskam i całuję. :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Biedny Manuel. Jak już się zebrał, to kolejne kłody pod nogi. Nie ma lekko chłopak. Ale ja wciąż wierzę, że mu się uda.

    OdpowiedzUsuń