dwadzieścia dwa: żegnaj?



Powoli wciągasz w płuca rześkie, poranne powietrze. Bezwiednie rejestrujesz głośny dźwięk samochodowych klaksonów i gwarne śmiechy przechodniów dobiegające z pobliskiej ulicy. Chciałbyś wrócić do tego życia - życia bez sterylnie białych ścian, respiratorów i resztek nadziei wyparowującej z człowieka z szybkością światła. Zdecydowanie szpital jest wyjątkowym miejscem pod względem napawania nadzieją i rozbijania nadziei; nigdzie indziej nie znajdzie się tak ambiwalentnej wiary w perspektywę zwykłego "będzie lepiej".
Przez chwilę stoisz przed budynkiem, wpatrując się w błękitne, innsbruckie niebo, na którym wreszcie zabłysnęło słońce. Przez chwilę wydaje ci się, że ostatnie tygodnie to tylko koszmar, z którego nie potrafisz się obudzić, ale gdy już to zrobisz i podniesiesz powieki to ujrzysz pogodną twarz Chiary, która przecierając rękami zaspane oczy, będzie mruczeć coś o naleśnikach na śniadanie.
Bang.
Rzeczywistość jest jednak inna. A ty znowu musisz się z nią zmierzyć.
Rzucasz ostatnie spojrzenie w kierunku tętniącej życiem ulicy, po czym odwracasz się i przechodzisz przez oszklone drzwi szpitala. Z każdej strony atakuje się ból i strach pacjentów i ich rodzin, z każdej strony napierają na ciebie emocje, które z uporem maniaka próbujesz od siebie odrzucić. Na próżno. Już dłużej nie potrafisz wzbraniać się przed uczuciami. Wystarczyło, byś raz otworzył furtkę, byś dał upust wszystkiemu... Chowanie się w hermetycznym pudełku już niczego nie ułatwi.
Zatrzymujesz się kilka metrów przed salą, na której leży Chiary i czekasz. Czekasz, bo nic innego ci nie pozostało, czekasz, bo wciąż wierzysz.
*
- Cześć.
Ktoś siada obok ciebie. Wiesz, kto to, poznałeś ten pozornie twardy głos. Odwracasz głowę w lewo i posyłasz Mirabel niewyraźny uśmiech, nawet nie próbując zamaskować zdziwienia. Spodziewałeś się tutaj wielu ludzi, ale zdecydowanie nie jej.
- Co tu robisz?
- Nie odbierałeś, więc przyszłam. - Brunetka wzrusza ramionami, nawet na ciebie nie patrząc, zaabsorbowana rąbkiem rękawa swojego swetra.
- Telefon mi się rozładował, sorry.
Milczycie, jakby bojąc się do siebie odezwać, jakby kolejne słowa miały was od siebie jeszcze bardziej oddalić, a przecież tego nie chcecie. Cisza nigdy wam nie przeszkadzała, ale teraz ciąży jak kamień na sercu, który przygniata i zapiera dech w piersiach. Chciałbyś zapomnieć, wyrzucić z głowy słowa jakie usłyszałeś od Mirabel, podczas waszego ostatniego spotkania. Chciałbyś, żeby było jak dawniej, żebyś mógł się uczepić chociaż tej jednej rzeczy, która pomogłaby ci zostać przy zdrowych zmysłach. Ale jak się pieprzy, to pieprzy się wszystko.
- Jak Chiara? - Mirabel wciąż uparcie wbija wzrok w swoje dłonie. Wiesz, że jest zdenerwowana, poznajesz to po delikatnie przygryzionej dolnej wardze i prawie niezauważalnie skulonych ramionach, po głosie, który niby jest twardy i opanowany, ale który pod taflą złudnego spokoju skrywa jakieś niewypowiedziane obawy i bóle, jakieś zadry na sercu, które szybko nie przestaną boleć.
- Trudno cokolwiek powiedzieć. - Wzdychasz. - A co z nami?
- A co ma być?
- Nie wiem. I to mnie najbardziej niepokoi.
- Przepraszam. Nie powinnam była tego mówić. Po prostu... Jesteś jedyną osobą, z którą potrafię być szczera. - Brunetka wreszcie podnosi na ciebie wzrok; jej oczy są najzwyczajniej na świecie smutne. Nie ma w nich bólu czy rozczarowania, tylko bezbrzeżny smutek. - Nie chciałam cię okłamywać. - Dodaje cicho.
Nie wiesz, co powiedzieć, więc ją tylko do siebie przytulasz. Tak bardzo nie chcesz jej stracić, ale czujesz jak wymyka ci się z rąk, jak oddala się od ciebie, przestraszona własnych uczuć i wizji odrzucenia, jaka nad nią wisi. Bo ty przecież kochasz inną. A Mirabel... Mirabel jest Mirabel. Po prostu.
- Rozmawiałam z Michaelem. - Wyznaje Winckler z twarzą wciąż przyciśniętą do twojego torsu. - Chyba rozumie, że raczej nic z tego nie będzie, przynajmniej na razie.
- Lepiej teraz niż później, nie?
- Jasne.
- Zasługujesz na to by być szczęśliwym, Fettner. - Mirabel odnajduje twoją dłoń i mocno ją ściska. - Jesteś dobrym człowiekiem. Pogubionym, ale dobrym.
- A co z tobą?
- Ze mną?
- I z twoim szczęściem?
Mirabel wyplątuje się z twoich objęć. Patrzy na ciebie niepewnie, z lekką obawą przygryza wargę i odgarnia niesforne kosmyki ciemnych włosów za ucho. Gdy się odzywa, jej głos jest spokojny i lekki.
- Kiedyś przecież się pozbieram. To nie koniec świata, nie?
- Zawsze byłaś twarda. - Posyłasz jej niepewny uśmiech. Wiesz, że to wasze ostatnie spotkania, a przynajmniej w najbliższym czasie. Że brunetka postanowiła się schować na jakiś czas, poukładać własne życie, dać ci i Chiarze trochę przestrzeni. Spróbować znaleźć równowagę, przywrócić waszą relację na odpowiedni ton. Widzisz to wszystko i jeszcze więcej w jej oczach. I wierzysz, że to się uda, że jeszcze będziecie potrafili usiąść przy winie i rozmawiając o bzdurach, oglądać jakieś durne, brazylijskie telenowele. Że jeszcze będziecie przyjaciółmi. Bo dla was nie ma rzeczy niemożliwych.
- Cieszę się, że cię poznałem. - Mówisz cicho, nie spuszczając wzroku z jej poważnej twarzy. Gdzieś w kącikach jej oczów błyszczą łzy, a usta mimowolnie drżą. Ale Mirabel nie płacze. Mirabel wciąż jest tą samą twardą dziewczyną, którą poznałeś, teraz może trochę bardziej odsłoniętą i nagą, ale wciąż tą samą. Posyłasz jej uśmiech, w głębi duszy mając nadzieję, że Winckler nie zniknie na dobre, bo przecież nie potrafisz już wyobrazić sobie własnego życia bez tej przenikliwej osóbki, która jednym spojrzeniem może powiedzieć o tobie więcej niż ktokolwiek inny.
Naprawdę nie chcesz jej stracić.
- Manuel! - Odwracasz głowę i widzisz zdenerwowaną twarz Anniki. Dziewczyna cała się telepie, a po jej policzkach spływają ogromne łzy. Coś się stało, ale nie potrafisz określić, co takiego. - Chiara!
W jednej chwili czujesz jak cały świat, który udało ci się względnie poskładać, pęka na miliony kawałków. Chcesz wziąć oddech, ale twoje płuca jakby palą się żywym ogniem. Spodziewasz się najgorszego, bo skoro wszystko się pieprzy... Czy coś w końcu może być dobrze? Boisz się, tak cholernie się boisz, że nawet nie możesz poruszyć się o milimetr, zupełnie jakbyś został przytwierdzony do plastikowego krzesełka na zawsze. Boisz się wstać i pójść pod salę Chiary, bo co jeśli ona... Jeśli...
I wtedy czujesz delikatną iskierkę ciepła, która pulsuje w twojej dłoni, powoli rozpływając się po całym ciele. Zerkasz w przeciwną stronę i widzisz splecione dłonie i lekki, prawie niedostrzegalny uśmiech. I czujesz, że wśród tego całego huraganu, coś może jeszcze ocaleć.

************
bang. Co ja się omęczyłam z tym rozdziałem to głowa mała i to wciąż daleki jest od tego, jaki powinien być </3 Ale co zrobisz? Nic nie zrobisz. Za to freidrehen jest moim najdłuższym poważnym opowiadaniem, sehr stolz auf mich!

A co było rok temu? Rok temu było najpiękniej i najlepiej! <3



5 komentarzy:

  1. ciesze się, że Manuel i Mirabel wszystko sobie wyjaśnili.

    o matko, oby Chiara żyła, bo ja nie chcę myśleć, co zrobi Manu...

    rozdział świetny, czekam z niecierpliwością na kolejny.

    pozdrawiam, buźka :*

    dużo weny!

    PS: zapraszam na nowy projekt ♥

    http://story-about-polish-ski-jumpers.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Namęczyłaś się, ale było warto, bo rozdział genialnie napisany! Nie zazdroszczę Manu, sytuacji w jakiej się znalazł.. Dobrze, że ma Mirabel u boku. Oby dziewczyna wszystko sobie poukładała :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dobrze, że Mirabel się pojawiła, by porozmawiać z Manu. Mam nadzieję, że nie zniknie z jego życia.
    I mam też nadzieję, że Chiara przeżyje. Bardzo bym tego chciała.

    OdpowiedzUsuń
  4. A może by tak częściej te rozdziały? bo cholernie ciekawe dziełko ci powstało. :) Pozderki Julaa

    OdpowiedzUsuń
  5. A ja nie chcę Chiary!
    Czy naprawdę jestem jedną z jedynych czytelniczek, które widzi, że w niczym cudownego nie widzę w tej dziewczynie?
    Jak dla mnie mogłaby nie istnieć w ogóle.
    Tak, zła ja i nie dobra.

    Fakt mam sumienie i nie zazdroszczę sytuacji Fettnerowi w jakiej się znalazł. W zasadzie chłop się znalazł w potrzasku. Kocha na swój sposób obie. Tylko pytanie na ile mocniej wśród tych dwóch mu osób wskoczył by w ogień?

    Dobrze, że była w pobliżu Mirabel. Porozmawiali. Jeśli to można nazwać rozmową prowizoryczną. Ale szacun dla dziewczyny, że w najlepszym momencie dała do zrozumienia skoczkowi, że jest.

    I coś czuję, że może jest gotowa powtórnie cierpieć za źle ulokowane uczucia, ale trwać wiernie, za cenę jego dotyku, spojrzenia, zapachu. Wszak miłość ślepa ale i głupia. Nie łatwo zrezygnować i zapomnieć.

    Mam nadzieję, że kolejne rozdziały nie będą aż takie pisane hmmm z syndromem jakiegoś smutku, dramaturgii bo na dłuższą metę robi się to nudne...

    Czekam niecierpliwie na kolejne rozdziały. Wszak brakuje mi tu więcej Fettnera i nie pozostaje mi nic innego jak życzyć CI weny!
    Pozdrawiam
    M.

    OdpowiedzUsuń